Idziesz na spotkanie z przyjaciółkami, ciągniesz ze sobą faceta i dziecko. Serio? To niepoważne
Mówi się, że po trzydziestce trzeba być wdzięcznym już za sam fakt posiadania przyjaciół. Prawda. Wiele relacji sypie się, gdy na horyzoncie pojawiają się związki, dzieci, przeprowadzki, a znalezienie nowych kompanek do gadania, wypłakiwania się i dawania sobie szyję do łatwych zadań nie należy.
Co nie znaczy, że przyjaźnie dorosłych kobiet nie istnieją. Oczywiście, że istnieją. Ba, czasem są nawet silniejsze niż wcześniej: umocnione życiowymi porażkami, sukcesami, tragediami, złamanymi sercami. Stajecie się ciociami swoich dzieci, bliskimi koleżankami swoich partnerów (albo ich zaciekłymi wroginiami, gdy intuicja wam podpowiada, że on albo ona robi waszą przyjaciółkę w konia) i najbardziej lojalnymi obserwatorkami na Instagramie, które lajkują każde swoje zdjęcie. Nawet te średnio ładne. Wróć, przede wszystkim te.
Nawet jeśli macie to szczęście, że wasza przyjaźń przetrwała mimo dzieci, mężów, partnerek czy piesków, to i tak możecie mieć w swojej relacji jeden palący problem. Problem, o którym wstydzicie się swojej przyjacielskiej bratniej duszy powiedzieć, bo na pewno się obrazi. Jaki? Zabieranie faceta / dziecka / faceta i dziecka na każde babskie spotkanie
Idziesz na spotkanie z przyjaciółki, bierzesz faceta i dziecko
Znacie to? Jeśli nie, jesteście szczęściarami, ale dużo kobiet niestety zna to aż za dobrze. I wcale nie tylko kobiet, bo znam przypadki, gdy dziewczyna nie pozwalała (!) swojemu partnerowi chodzić samemu na spotkania z kolegami i... przychodziła na każde.
Od razu uprzedzę: wiem, że są różne sytuacje, w tym losowe. Czasami zwyczajnie nie masz z kim zostawić dziecka, bo jest przeziębione i nie poszło do przedszkola, a nie masz w okolicy nikogo, kto mógłby się nim zająć. W ostatniej chwili nie załatwisz opiekunki, a czasami po prostu cię na nią nie stać. A czasem umówiłyście się, że bierzecie dzieci. Rozumiem to doskonale i wcale nie mówię o takich sytuacjach.
Mówię o sytuacjach, gdy z premedytacją i bez pytania bierzesz na babskie pogaduchy całą swoją ferajnę. Jeśli spotykasz się z przyjaciółką raz na kilka miesięcy, to chyba możesz zostawić z kimś malucha? Chociażby z partnerem? Przynajmniej raz spotkajcie się bez dzieci, które, owszem, są urocze, ale również angażujące. W większości przypadków możecie zapomnieć o spokojnej rozmowie, bo małemu dziecku akurat może zebrać się na płacz, a starsze lubi mieć uwagę skupioną na sobie.
Ale dziecko dzieckiem. Zupełnie dla mnie niezrozumiałe jest branie partnerów na babskie spotkania – chyba, że wcześniej ustalacie, że spotykacie się grupowo. Jeśli planujecie meeting we dwie albo w większym kobiecym gronie, to ciągnięcie ze sobą faceta jest zwyczajnie słabe. Tak, jak można usprawiedliwić przyjście z dzieckiem, tak z mężem czy chłopakiem już nie bardzo.
Ok, może jesteś tak zakochana, że nie chcesz zostawiać go albo na chwilę. Albo zazdrosna i musisz obserwować go w każdym momencie dnia. Tylko, że wtedy masz... problem i możesz potrzebować pomocy terapeuty, bo nie są to zdrowe sytuacje. Albo rozmowy z przyjaciółką (sic!).
Czujesz się nieważna
Dla niektórych to może nie być wielkie halo. Robienie z igły widły. Jednak w rzeczywistości to palący problem, który potrafi rozwalić całą przyjaźń. Każda relacja wymaga pielęgnacji, uwagi i czasu tylko we dwoje. A jeśli spotykacie się od wielkiego dzwonu i nigdy we dwie, to nie wróżę wam przyszłości. W końcu wasza przyjaźń ograniczy się tylko do wysyłania fotek i życzeń na Messengerze, a to smutna perspektywa.
Gdy pytałam kilka dziewczyn o takie sytuacje, były jednogłośne: jeśli nie ustalimy inaczej, to powinnyśmy spotkać się we dwie. Czym innym jest zaproszenie grupowe, a czym innym umówienie się na pogaduchy.
Jedna znajoma poczuła się zupełnie nieważna i ignorowana, gdy zaprosiła do siebie dawno niewidzianą przyjaciółką, której chciała się wyżalić z osobistych problemów, a ta bez uprzedzenia przyjechała z mężem i jego synem. Zajmowała się tylko małym, nie było rozmowy na żadne tematy, które nie dotyczyły dziecka.
A inna chciała pogadać o swoim związku, ale wstydziła się w obecności faceta swojej "psiapsi". Zresztą krępowała się rozmawiać o czymkolwiek, bo ten, zblazowany, siedział z nosem w telefonie i sprawiał wrażenie znudzonego i podirytowanego. Zauważyła to jej przyjaciółka. Wyczuła, że jej partner chce już wyjść i... szybko skończyła spotkanie, które w sumie niedawno się zaczęło. Oczywiście wcześniej nie powiedziała, że przyjdzie z partnerem, było to dla niej naturalne.
Rozumiem, że są różne sytuacje życiowe i przypadki losowe, ale nie rozumiem olewania bliskiej osoby i niemożności poświęcenia kilku godzin (na tydzień, dwa, miesiąc, pół roku) przyjaciółce. Nie rozumiem idei traktowania siebie i partnera jako jedności i nierozerwalnego bytu oraz problemu z zostawieniem dziecka (partnerowi, mamie, siostrze, opiekunce, koleżance, sąsiadce) na jedno popołudnie.
Nie rozumiem też, dlaczego tyle kobiet rezygnuje ze swojej indywidualności. Smuci mnie, że nie rozumieją, że czas tylko dla nich jest kluczowy dla ich dobrostanu, a bez przyjaciółek będą potwornie samotne.
To twoja przyjaciółka będzie ocierać ci łzy, gdy facet cię zrani, a nastoletnie dziecko zacznie ci pyskować. Plus naprawdę skorzystasz z chwili tylko dla siebie. Odetchniesz.