Radni PiS popisali się na sesji. "Dziecko z probówki nie jest istotą, a zwierzęciem"
- Radni KO z Jeleniej Góry twierdzą, że to, czego byli świadkami, bije na głowę tezy z podręcznika do HiT
- "Dziecko poczęte z próbówki jest produktem, a nie życiem. Nie jest istotą, a zwierzęciem" – między innymi takie hasła można przeczytać na ulotkach, jakie radni PiS rozdawali przed sesją
- Ostatecznie większością głosów przyjęto uchwałę i miasto dofinansuje program in vitro
Na ostatniej sesji w Jeleniej Górze pojawił się projekt uchwały dotyczący wsparcia programu in vitro z budżetu miasta. Z takim pomysłem do ratusza zgłosili się sami mieszkańcy. W projekcie zapisano, że miasto przeznaczy na ten cel łącznie 250 tys. zł. Program zakłada "dofinansowanie kosztów jednego zapłodnienia pozaustrojowego lub adopcji zarodka dla każdej zakwalifikowanej pary" do 5 tys. zł.
Radni PiS z Jeleniej Góry o in vitro
Jeszcze przed sesją, która odbyła się 30 listopada, radni Prawa i Sprawiedliwości zorganizowali akcję i zaczęli rozdawać ulotki. Hasła, jakie się tam znalazły, przebijają tezy, które znalazły się w podręczniku do HiT autorstwa profesora Roszkowskiego.
Autorzy wykazali się nie tylko ignorancją i kłamstwem, ich tezy są także krzywdzące dla wielu Polaków, którzy dzięki tej metodzie starają się o dziecko.
"Gdzieś w zamrażalniku znajduje się 25 naszych dzieci, które być może będą żyły, a może zostaną zabite", "Dziecko poczęte z próbówki jest produktem, a nie życiem. Nie jest istotą, a zwierzęciem".
Niestety, na rozdawaniu ulotek się nie skończyło, bo radni PiS dali upust swoich mądrości także podczas dyskusji przed samym głosowaniem nad uchwałą. Na nagraniu z sesji Rady Miejskiej, które jest dostępne w sieci, słyszymy np. wypowiedź Mirosława Dębskiego.
Radny PiS oświadczył zebranym, że in vitro to "nieludzka procedura hodowania ludzi" i "nie ma nic wspólnego z leczeniem niepłodności". Anna Korneć-Bartkiewicz stwierdziła, że projekt jest pełen hipokryzji, a radny Mariusz Gierus starał się dodatkowo przekonywać, że "projekt zrównuje człowieka z własnością" (?!).
Ostatecznie radni większością głosów przyjęli projekt uchwały. Mimo że padały nawet groźby wykluczenia z możliwości przyjmowania komunii św. w trakcie mszy, a na sesji pojawili się przeciwnicy in vitro ze stosownymi plakatami i w czerwonych pelerynach.
To nie "dawanie w szyję", ale brak refundacji in vitro obniża dzietność
"Zamiast 'dawania w szyję' Kaczyńskiego, jest dawanie zastrzyków w brzuch. Zastrzyków z hormonami, aby zajść w upragnioną ciążę. Wszystko finansowane z własnej kieszeni, a kwoty są niemałe" – pisała niedawno Beata Pieniążek-Osińska, nasza dziennikarka działu Zdrowie.
Taka jest właśnie rzeczywistość kobiet, które nie mogą naturalnie zajść w ciążę, a jedynym rozwiązaniem dla nich jest właśnie in vitro. Tej procedury PiS nie refunduje i refundować nie chce, a problem niepłodności dotyczy obecnie około 20 proc. par w Polsce.
Jak podkreśla Barbara Szczerba ze stowarzyszenia "Nasz Bocian", obecnie jedyne wsparcie, na które mogą liczyć pary korzystające z tej metody leczenia, to zdrowotne programy samorządowe. Nie są jednak tak powszechne ze względów ideologicznych, politycznych, ale też finansowych.