Sprawca strzelaniny w Paryżu ujawnił swój motyw. To nie był pierwszy raz, gdy zaatakował
- 69-letni sprawca strzelaniny w Paryżu był wcześniej karany
- W piątek otworzył ogień do ludzi w dzielnicy kurdyjskiej, wcześniej atakował m.in. obóz dla migrantów
- Z aresztu warunkowo zwolniono go w grudniu, miał dozór policyjny
Pojawiają się nowe informacje w sprawie strzelaniny, do której doszło w piątek w Paryżu w pobliżu kurdyjskiego domu kultury niedaleko dworca Gare de l'Est. Po tym, jak 69-letni mężczyzna, emerytowany pracownik kolei, otworzył tam ogień do przechodniów. Zginęły trzy osoby (dwaj mężczyźni i kobieta), a trzy inne zostały ranne (jedna z nich jest w stanie krytycznym).
Paryż. Nowe informacje w sprawie strzelaniny. "Sprawca nie ma powiązań z ekstremistami"
Z relacji świadków wynika, że na miejscu padło siedem lub osiem strzałów. W chwili zamachu dzielnica była pełna ludzi, którzy robili m.in. przedświąteczne zakupy. – Szliśmy ulicą i usłyszeliśmy strzały. Wszyscy zaczęli biec na prawo i lewo – mówił jeden ze świadków w rozmowie z BBC. Jak dodał, wkrótce dostrzegł też sprawcę zatrzymywanego w pobliskim sklepie fryzjerskim.
69-latek nie stawiał oporu, podczas jego zatrzymania prokuratura skonfiskowała również broń, której użył. Podczas przesłuchania mężczyzna miał ujawnić motywy swojego ataku, stwierdzając, że "jest rasistą" – wynika z nieoficjalnych ustaleń francuskiej stacji BFM TV.
BBC przekazało z kolei, że mężczyzna niedawno wyszedł z więzienia. Laure Beccuau z paryskiej prokuratury potwierdziła w rozmowie z mediami, że 69-latek wcześniej dopuszczał się już przemocy z użyciem broni na tle rasowym.
W 2021 w Bercy miał m.in. "zaatakować namioty w obozie dla migrantów w Paryżu przy pomocy miecza". Współzałożyciel stowarzyszenia pomagającego migrantom relacjonował w rozmowie z BFM TV, że 69-latek "zaatakował ludzi śpiących w namiotach i poważnie ranił jednego z nich, wygłaszał też rasistowskie uwagi pod ich adresem".
Do innego aktu przemocy miało dojść także w 2016 roku, szczegółów tej sprawy jednak nie podano. Wiadomo jednak, że mężczyzna areszcie przebywał do 12 grudnia. Później został warunkowo zwolniony i objęty dozorem sądowym.
Francuski minister spraw wewnętrznych, Gérald Darmanin, przekazał po zamachu, że z dotychczasowych ustaleń wynika, że 69-latek działał sam i "nie ma powiązań między podejrzanym a grupami ultraprawicowymi i ekstremistami".
Paryska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa, usiłowania zabójstwa, umyślnej przemocy z użyciem broni oraz naruszenia przepisów dotyczących broni przez 69-latka.
Zamieszki po zamachu w Paryżu. Macron o "ohydnym ataku", Kurdowie zabierają głos
Po zamachu przy Rue d'Enghien w piątek wieczorem doszło do zamieszek – przedstawiciele społeczności kurdyjskiej przynieśli na miejsce flagi, wzniecono też ogień na środku ulicy i wybijano szyby w samochodach. Ich zdaniem atak mógł być "inspirowany przez Turcję". Na miejscu interweniowała policja, która użyła wobec protestujących gazu łzawiącego.
Prezydent Francji Emmanuel Macron przyznał, że społeczność kurdyjska w stolicy była "celem ohydnego ataku". "Jestem myślami z ofiarami i ich rodzinami" – zaznaczył.
Kurdyjska Rada Demokratyczna we Francji (CDF-K) w oświadczeniu cytowanym przez "Le Monde" przekazała, że francuskie władze "jeszcze raz" nie zdołały ochronić społeczności Kurdów mieszkających w Paryżu.
CDF-K przekazała także, że piątkowy atak miał miejsce "na krótko przed 10. rocznicą potrójnego zabójstwa kurdyjskich aktywistek w Paryżu 9 stycznia 2013 r.". Chodzi o sprawę, w której oskarżony został mężczyzna tureckiego pochodzenia, a wśród zabitych była m.in. współzałożycielka bojowej nacjonalistycznej Partii Pracujących Kurdystanu. Nim jednak doszło do procesu, zmarł. Śledczy na razie w żaden sposób nie łączą tej sprawy z piątkowym atakiem.
W sobotę rano ma się odbyć spotkanie szefa paryskiej policji Laurenta Nuneza z przywódcami kurdyjskiej społeczności.