"Sypiała z setkami mężczyzn, do seksu namawiała nawet szwagra brata". Z czego bierze się nimfomania?
Komentarz z internetowego forum: "Jedyny mój zarzut pod adresem nimfomanek to to, że jest ich stanowczo za mało". Często spotyka się pani z tym, że nimfomania jest wrzucana do worka z męskimi fantazjami erotycznymi?
Gdy ktoś dowiaduje się, czym się zajmuję zawodowo, że pracuję z osobami, które straciły kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, czyli potocznie z tzw. uzależnieniem od seksu, bardzo często słyszę takie stwierdzenie: "Jeśli miałbym się od czegoś uzależnić, to od seksu byłoby chyba najfajniej". Mówią to ludzie, którzy nie mają świadomości, czego doświadczają uzależnieni.
Niektórzy mężczyźni żartują, że chcą mieć żonę nimfomankę, bo to by znaczyło, że mieliby seksu tyle, ile by chcieli. Tym samym traktują kobiety przedmiotowo – z przekonaniem, że każda ma zaspokajać ich potrzeby seksualne.
A przecież za zaspokojenie moich potrzeb seksualnych odpowiadam wyłącznie ja, a nie druga osoba. Ona jedynie może te potrzeby razem ze mną realizować, ale wcale nie musi. To, że jesteśmy z kimś w związku, nie oznacza, że mamy obowiązek uprawiać z tą osobą seks wtedy, kiedy nie mamy na to ochoty.
Z jednej strony słyszmy żarty, że jest mało nimfomanek, ale z drugiej strony, gdy kobieta ma wysokie libido, wysoki popęd seksualny i lubi seks, jest uważana za "puszczalską".
Właśnie z silnym popędem seksualnym, wysokim libido mylona jest nimfomania? Czym w takim razie jest nimfomania i z czym się wiążę?
Jednostką diagnostyczną, w której wcześniej nimfomania była umieszczana, był nadmierny popęd seksualny. Natomiast teraz – w najnowszych klasyfikacjach – należy do zaburzeń kompulsywnych zachowań seksualnych.
Kobiet borykających się z zaburzeniami kompulsywnych zachowań seksualnych jest o wiele mniej niż mężczyzn. Szacuje się, że około 1/10 wszystkich przypadków to kobiety. Charakterystyczne jest również to, że kobiety dużo rzadziej zgłaszają się do terapii – jedna na 50 mężczyzn.
Bo się wstydzą?
Temat seksu jest wstydliwy, więc i zgłaszanie się na terapię seksuologiczną jest wstydliwe. Poza tym, co wynika z moich doświadczeń, w przypadku sporej części kobiet zdiagnozowanych jako osoby, które straciły kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, po głębszej diagnostyce okazało się, że to wcale nie jest to.
U większości pacjentek, które się do mnie zgłaszały, znajdowałyśmy problemy somatyczne, które prowadziły do nadmiernego pobudzenia seksualnego.
Jakie?
Jest takie bardzo rzadkie schorzenie, które nazywa się zespołem zahaczonego rdzenia. To schorzenie neurologiczne, które pojawia się między 30. a 35. rokiem życia, a związane jest z dojrzewaniem naszego ciała i ze zmianami zachodzącymi na rdzeniu kręgowym. Na samym jego końcu, w uchyłku, tworzy się wtedy niewielka przepuklina, która bardzo często uciska na nerw sromowy, dając takie objawy.
Miałam pacjentki, które przychodziły i mówiły, że czują tak silne pobudzenie, że nie są w stanie siedzieć. Potrafiły stać całą sesję, bo bały się, że gdy usiądą, nie wytrzymają. Na stojąco również pracowały przez cały dzień, korzystając z komputera przy wysokim blacie. Mogły tylko leżeć albo stać.
Kiedyś przyszła do mnie lekarka, która nie była w stanie przyjmować pacjentów, bo przez cały czas czuła silne pobudzenie. Po dłuższym siedzeniu musiała wychodzić do łazienki, żeby tam się masturbować. To przynosiło jej ulgę.
I co to finalnie było w przypadku tej lekarki?
Zapalenie gruczołów Bartholina. Są one umiejscowione poniżej przedsionka pochwy od strony odbytu, symetrycznie po obu stronach. Gruczoły te są odpowiedzialne za nawilżenie pochwy podczas stosunku.
Miałam również pacjentkę, u której zaburzenia wynikały z zakażenia bakterią ureoplasmą. Jedne kobiety doświadczają tego jako dużego bólu, drugie identyfikują to jako pobudzenie, uczucie mrowienia, swędzenia w obrębie przedsionka pochwy, wzgórka łonowego. Faktycznie masturbacja przynosi ulgę, bo na chwilę napięcie znika.
Jednak zdiagnozowanie takiego zakażenia nie jest najłatwiejsze. Gdy kobietom pobierane są wymazy, często okazuje się, że wszystko jest w porządku. Problem polega na tym, że w Polsce wymazy zwykle pobierane są patyczkiem, a nie wachlarzykiem. Po drugie, żeby wykryć takie bakterie, konieczne jest skierowanie tego wymazu na PCR, czego u nas nie robi się standardowo.
A osoby, które ciągnie do przygodnych stosunków – czy tu też mówimy o jakiejś chorobie, czy w grę wchodzą raczej zaburzenia, traumy?
Chyba najdłużej w Polsce przyjmuję pacjentów hiperseksualnych. Pracuję z nimi od 2005 roku, dlatego mogę powiedzieć, że część kobiet, które mają przygodne kontakty seksualne, to kobiety z zaburzeniem osobowości borderline. Dla nich seks był jedyną formą bliskości, na którą mogły sobie pozwolić. Miały poczucie, że jeśli pojawi się ten element, to może ktoś je pokocha.
Druga grupa to kobiety z doświadczeniami traum seksualnych. Zgłaszają się z utratą kontroli nad zachowaniami seksualnymi, co często wynika z mechanizmu, który nazywamy pseudo reparacją, czyli odwróceniem ról.
Miałam w terapii kobiety po doświadczeniach gwałtów zbiorowych, po wielokrotnych gwałtach, po molestowaniu seksualnym. One czują, że wchodząc w takie relacje, odwracają rolę – teraz to ja decyduję, teraz ja mam wpływ, ja mu mogę pozwolić. Zdarzało się, że w trakcie seksu odgrywały to samo, czego doświadczyły, ale to właśnie one były w roli osoby sprawczej.
I tu nie nie ma mowy o jakiejkolwiek więzi emocjonalnej?
Nie. Więzi emocjonalnej nie ma w ogóle, natomiast bardzo często są to przypadkowi mężczyźni. Jedna z moich pacjentek jako 16-latka doświadczyła gwałtu zbiorowego. Została wyciągnięta z autobusu, kiedy wracała ze szkoły do domu. Nikt nie zareagował. 7 mężczyzn ją gwałciło, a grupa kilkunastu to obserwowała.
To byli jej szkolni koledzy i zdarzyło się to kilkukrotnie. Zaciągali ją w to samo miejsce, a ona szła "potulnie" ze strachu. Uważała, że jeśli nic nie zrobi i się podda, to nie będzie tak bardzo bolało, bo, tak czy inaczej, oni to zrobią.
Gdy trafiła do mnie, odczuwała tak silne pobudzenie seksualne, że nawet w pracy, a pracowała jako sprzedawczyni w sklepie, proponowała seks przygodnym mężczyznom np. dostawcom. Spotykała się z nimi, a później prosiła, żeby przyprowadzili swoich kolegów. Uprawiała seks z dwoma, trzema, czterema mężczyznami jednocześnie. Zdarzyło się też, że zaprosiła do seksu teścia swojego brata.
Tych mężczyzn naprawdę były setki.
Udało się jej pomóc?
Tak. Zaczęła stawiać granice, bo tego nie robiła w ogóle w swoim życiu, nie tylko w kontaktach z mężczyzną. Przestała uprawiać przygodny seks. Weszła w związek. Partner zna jej przeszłość. Wolała powiedzieć mu o tym sama, bo bała się, że dowie się od kogoś innego.
Istniało takie prawdopodobieństwo, ponieważ kobieta ta pochodzi z niewielkiej miejscowości, z której nie chciała się wyprowadzić, a dużo osób wiedziało o tym, że sypiała z wieloma mężczyznami.
Przygodny seks może być też sposobem na odreagowanie jakichś niepowodzeń, sposobem na to, by poczuć się atrakcyjną?
Tutaj raczej nie diagnozujemy utraty kontroli nad zachowaniami seksualnymi. Niedawno przyszła do mojego gabinetu para, gdzie pani przez 15 lat zdradzała swojego męża z 4 różnymi mężczyznami. Oczywiście nie ze wszystkimi jednocześnie. To były dłuższe relacje, to były osoby, które jej mąż znał. Jedną z nich był jego najlepszy przyjaciel.
Ona w tym małżeństwie nie czuła się zauważana, nie czuła się kobieco, atrakcyjnie. Jej potrzeby, ale nie w kontekście seksualnym, tylko emocjonalne, nie były realizowane. Miała poczucie, że jest sama, nie dostawała od męża bliskości.
Z drugiej strony, ponieważ sama dorastała w rodzinie alkoholowej, przemocowej, za cel postawiła sobie utrzymanie swojej rodziny za wszelką cenę. Nie miała odwagi, żeby odejść. Dbała o dom, zaspokajała potrzeby dzieci, męża, a zapominała o swoich. Bardzo się starała. Wszyscy musieli być zadowoleni, tylko nie ona.
Zdradzając, szukała mężczyzny, w którego oczach będzie widziała, że jest coś warta, atrakcyjna, zaradna, że jest fajną, inteligentną kobietą. Szukała kogoś, dla kogo, choć na chwilę będzie ważna.
Wszystko zmieniło się podczas warsztatów, w których brała udział. Tam dotarło do niej, że musi znaleźć poczucie własnej wartości w sobie, a nie w tych relacjach. Wróciła do domu, zerwała kontakty z kochankami. Jednak jeden z nich nie chciał tego, dlatego przesłał jej wielki bukiet kwiatów. Wtedy mąż po raz pierwszy okazał zainteresowanie, choć wcześniej było wiele okazji, sytuacji, które mogły dać mu do myślenia, ale jego żona była dla niego niewidzialna.
Kiedy zadał pytanie, postanowiła, że nie będzie więcej kłamać. Postanowiła powiedzieć mu prawdę. Stwierdziła, że pierwszy raz musi zawalczyć o siebie.
Ale to nie była nimfomania. Jak w takim razie odróżnić nimfomanię od innych zachowań?
Nimfomania jest diagnozowana wtedy, kiedy mamy poczucie utraty kontroli, poczucie, że to nie do końca zależy od nas. Powiedzmy, że zakładamy, że przez tydzień nic się nie będzie działo, ale nie potrafimy utrzymać tego stanu, bo mamy silną potrzebę rozładowania napięcia.
Tak naprawdę wszystko to wynika właśnie z napięcia, czy to z napięcia związanego z lękiem, czy z napięcia związanego z traumą.
Z kolei w przypadku kobiet z zaburzeniem osobowości borderline, wynika to z lęku przed odrzuceniem – zgadzam się na seks tylko dlatego, żebyś mnie nie odepchnął, dlatego, że chcę być dla ciebie ważna.
Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, znalazłam informację, że nimfomania może mieć charakter przejściowy lub przewlekły. Tak jest w rzeczywistości?
Nie wiem skąd ten podział. Jeżeli ktoś stracił kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, to nie dzieje się to nagle i nie trwa chwilę. Owszem mogą być takie okresy w naszym życiu, kiedy mamy więcej kontaktów seksualnych np. kończymy relację, w której nie dostawałyśmy tego, czego chciałyśmy, więc nagle – trochę jakby spuszczone z łańcucha – będziemy przez pół roku doświadczać życia. Imprezować, umawiać się z mężczyznami, uprawiać seks. Jednak nadal nie jest to utrata kontroli.
Ktoś może iść na studia, przeprowadzić się z małej miejscowości do dużego miasta, gdzie nagle zwiększają się możliwości. Taka osoba odkrywa, że na Tinderze może umówić się tylko na seks. Podoba jej się ta opcja i zaczyna to robić intensywnie, ale później stwierdza, że to nie to, czego szuka i rezygnuje.
I wciąż nie jest to utrata kontroli...
Jeśli ktoś traci kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, są to wieloletnie, długotrwałe doświadczenia, bardzo często zaczynające się we wczesnym okresie życia.
Nie jest tak, że 40-latka czy 40-latek nagle zaczyna tracić kontrolę nad zachowaniami seksualnymi. Chyba w ogóle nie spotkałam się z takimi osobami, a przez 18 lat miałam kontakt z jakimiś dwoma tysiącami osób w projektach badawczych i w terapii.
Jeśli ktoś przychodzi do mnie i mówi, że pojawiło się to nagle w ostatnich 6, 8, 10 lub 12 miesiącach, to w ogóle nie podejmuję się terapii takich pacjentów. Wysyłam ich do neurologa, ponieważ mogą to być np. procesy otępienne. Wysyłam także na badania hormonalne. Musimy zobaczyć, co się dzieje na poziomie somatycznym.
Procesy otępienne dają takie objawy?
Jedna z moich pacjentek miała 42 lata i zdiagnozowano u niej początek Alzheimera. Takie objawy będą dawać też choćby takie jak: zespół Klüvera–Bucy'ego, który uszkadza ciało migdałowate, Choroba Picka, padaczka skroniowa oraz kiła w 3 fazie, kiedy przechodzi w neurokiłę. Możemy mieć do czynienia także z guzem przysadki mózgowej.
Osoby, u których zdiagnozowano nimfomanię, boją się stygmatyzacji?
Na temat nimfomanii wypowiadają się ludzie, którzy nie mają o tym pojęcia. Pojawiają się artykuły, z których wynika, że są to osoby, które "się puszczają", które są zaburzone. Powiela się mit, że jest to uzależnienie do końca życia. Dlatego ci ludzie boją się mówić, że stracili kontrolę, że byli w terapii, bo uważają, że ktoś uzna ich za osoby nienadające się do funkcjonowania w społeczeństwie.
Jak wygląda pomoc? Terapia?
Jeżeli chodzi o terapię, to pierwszą i zasadniczą kwestią jest ustalenie przyczyny. Gdy ktoś nie ma odpowiednich kompetencji, by zajmować się takimi pacjentami, a przychodzi do niego osoba uzależniona od seksu, stosuje metody, które są przypisane do terapii uzależnień, co się nie sprawdza. Nie ma szans, żeby się sprawdziło. Tu mechanizmy nie są związane z przyjemnością.
Jeżeli ugryzie nas komar, zaczynamy się drapać, bo daje to nam ulgę. I nikt nie mówi, że to świadczy o przyjemności. To jest dokładnie to doświadczenie, które jest udziałem osób, które straciły kontrolę nad zachowaniami seksualnymi.
Czyli nie ma to nic wspólnego z ośrodkiem nagrody?
Ośrodek nagrody i ośrodek lęku to ośrodki, które są położone w mózgu bardzo blisko siebie. Reakcja na nagrodę w badaniach z rezonansem magnetycznym jest taka sama zarówno w przypadku osób borykających się z problemem uzależnienia od alkoholu, hazardu, czy też uzależnienia od seksu.
Inna jest natomiast reakcja na wskazówki zapowiadające bodziec. Osoby, które tracą kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, reagują na zapowiedź nagrody, a nie na samą nagrodę.
Co to oznacza?
Oznacza to, że uruchamiam się, bo widzę obraz, słyszę dźwięk, jakiś sygnał, słowo, czuję zapach, uruchamiam się, bo pojawia się uczucie mrowienia w obrębie miednicy. Mam bodziec zapowiadający i od razu w to wchodzę.
Nawet gdy badamy fazy seksualne – podniecenie, plateau, orgazm, odprężenie – i analizujemy przyjemność, to osoby, które tracą kontrolę nad zachowaniami seksualnymi, największy poziom przyjemności mają w fazie plateau.
To jest właśnie ten moment skierowania na bodźce, czyli nie czuję cierpienia, lęku, nie myślę o tym, co mi się wydarzyło, mam poczucie kontroli, ale trudno to nazwać przyjemnością.
A orgazm?
Dla wielu osób, które straciły kontrolę, orgazm nie jest przyjemnością albo jest przyjemnością niewielką.
Jakie kroki trzeba podjąć, jeżeli przyczyną utraty kontroli są zaburzenia obsesyjno-kompulsywne?
Wtedy często sugerujemy równoległe włączenie farmakoterapii. Badania pokazują, że łączenie farmako- i psychoterapii daje najlepsze efekty, najskuteczniejsze.
Kiedy ktoś jest alkoholikiem, nie może sięgać po alkohol, ale leczenie w przypadku takich zaburzeń chyba nie oznacza zrezygnowania z życia seksualnego?
Nie. Uczymy zdrowej relacji ze sobą, zdrowego seksu związanego z rozładowywaniem napięcia seksualnego, z akceptacją siebie, z radością, z podejściem sekspozytywnym.
To wszystko jest ok, bo seksem można się cieszyć, bawić się nim, dawać go, kiedy się chce. Sami o tym decydujemy. Jeśli partner zrobi nam dobrze, nie musimy się za to odwdzięczać. Seks nie jest element wdzięczności, władzy, dominacji, tylko przyjemności.