Jerzy Skolimowski komentuje nominację do Oscara. "Nie jestem szczęśliwy. Mam poczucie ulgi"

Bartosz Godziński
24 stycznia 2023, 18:29 • 1 minuta czytania
– Nie jestem szczęśliwy... może to dotrze do mnie, jeżeli wypadałoby mi być szczęśliwym. Głównie mam uczucie ulgi – mówił Jerzy Skolimowski na konferencji po ogłoszeniu nominacji do Oscara. Wyreżyserowane przez niego "IO" powalczy w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy". Dlaczego artysta czuje ulgę? Wszystko przez kampanię promocyjną filmu w Stanach.
"IO" w reż. Jerzego Skolimowskiego walczy o Oscara 2023. Fot. Evan Agostini/Invision/East News

"Reżyser wielokrotnie nagradzany prestiżowymi nagrodami filmowymi, aktor, który grywał u Cronenberga i w filmach Marvela, a jego obrazy kupowali gwiazdorzy z Hollywood. Jerzy Skolimowski to legenda polskiego kina znana na całym świecie" – pisała w artykule Maja Mikołajczyk. 84-letni Jerzy Skolimowski otrzymał właśnie pierwszą w swojej karierze nominację do Oscara. Jak na nią zareagował? Przede wszystkim poczuł ulgę.

Nie jestem szczęśliwy... może to dotrze do mnie, jeżeli wypadałoby mi być szczęśliwym. Głównie mam uczucie ulgi. Wyobrażam sobie, jakbym się czuł, gdybym tej nominacji nie dostał, a przecież mogło się tak wydarzyć.Jerzy SkolimowskiRezyser

– Wykonaliśmy rzeczywiście katorżniczą pracę ze względu na rozmiar wysiłku, jaki poświęciliśmy tej całej kampanii. Gdyby to miało nie przynieść tej upragnionej nominacji, to znacie państwo słowo, jakbym się czuł: wk... i tak dalej. Szczęście może jeszcze przyjdzie – przyznał reżyser na konferencji zorganizowanej przez PISF, który współfinansował produkcję.

"IO" Jerzego Skolimowskiego nominowany do Oscara w 2023 r. Reżyser szczerze podsumował podsumowanie starania o nominację

Mówiąc o "katorżniczej pracy" miał na myśli promocję "IO" w Stanach Zjednoczonych. Nakręcenie samego filmu bowiem nie wystarczy, by dostać nominację. Trzeba go potem lobbować (i pompować w to mnóstwo pieniędzy). Produkcje starające się o Oscara muszą zaistnieć m.in. w mediach, a twórcy, chcąc nie chcąc, muszą chodzić na konferencje prasowe, rozmawiać z dziennikarzami i widzami. Nie każdy za tym przepada.

Reżyser mówił o ogromnej "ilości bełkotu, jaki trzeba wydalić z siebie i to właściwie monotonnie powtarzając, co kilkanaście zdań, wracać do zdania numer jeden i potem wracać do zdania numer siedem". Dodał, że w czasie kampanii takich wywiadów, na których opowiadał to samo na te same pytania, miał mnóstwo. Odmianą były spotkania z widzami.

– Kilkanaście rozmów dziennie plus kilkanaście zoomów (rozmów przez internetowy komunikator - red.) z całego świata. Najgorsze dla mnie chwile to Q&A (sesje pytań i odpowiedzi - red.), kiedy po filmie zostaje się z widownią, a ta zadaje pytania na tyle oryginalne, że już nie mam tej puli frazesów, którymi się mogę opędzić od dziennikarzy, tylko muszę wymyślać coś ze swoim kulejącym angielskim.

Gdybyśmy nie dostali (nominacji - red.), to przecież szlag by mnie trafił. Ten wysiłek nie poszedł na marne. To była robota głupiego. Odwalałem konieczność, którą trzeba było zrobić, żeby zamanifestować swoją obecność, żeby się dostać na trzecią czy siódmą stronę jakiegoś pisma. Ta ilość wzmianek się liczy.Jerzy Skolimowski

Reżyser w gorzkich słowach, ale z lekkim uśmiechem na twarzy, podsumował trudy przy promocji filmu. Miejmy nadzieję, że nikt z Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej lub zagranicznych dziennikarzy nie oglądał tej konferencji, bo mogłoby mu się zrobić smutno. Takie są jednak realia. Niemniej jednak - te setki rozmów i wywiadów się opłaciły, bo już sama nominacja to ogromne wyróżnienie.

Film "IO" rywalizuje w tym roku o Oscara z takimi filmami jak: "Argentyna, 1985" (Argentyna), "Blisko" (Belgia) "Cicha dziewczyna" (Irlandia), "Na Zachodzie bez zmian" (Niemcy)". Ten ostatni może też dostać nagrodę m.in. za najlepszy film, scenariusz adaptowany, dźwięk, efekty czy scenografię. Najwięcej nominacji do Oscara dostał za to film "Wszystko wszędzie naraz" - aż 11.