Tak rozkręca się ultraprawicowa rewolucja w Izraelu. "Ludzie mówią, że to absolutny koszmar"

Katarzyna Zuchowicz
06 lutego 2023, 05:50 • 1 minuta czytania
Prokurator generalna Izraela ostrzegła, że zmiany w sądownictwie, które forsuje nowy izraelski rząd, mogą zagrozić rządom prawa i demokratycznym instytucjom tego kraju. Ostrzeżenia płyną z zagranicy. Głos zabrało niemal 100 profesorów prawa z USA. A amerykański bank inwestycyjny JPMorgan ostrzegł przed "rosnącym ryzykiem inwestowania w Izraelu" w związku z planami zmian systemu sądownictwa. Skojarzenia z Polską lub Węgrami? Oto co dzieje się w Izraelu.
W połowie stycznia w Izraelu wybuchły masowe protesty przeciwko zapowiadanym zmianom w systemie sądownictwa. Fot. Tsafrir Abayov/Associated Press/East News

Jeden z dyplomatów, których poprosiliśmy o komentarz i ocenę sytuacji, odmówił. To wiele mówi, a może i więcej niż jakiekolwiek słowa.


– Nie chcę mieć przypiętej łatki antysemity, bo nic pozytywnego powiedzieć bym nie mógł. Gdybym powiedział, co naprawdę sądzę, zaraz bym to usłyszał. Widać, że Amerykanie też są bezsilni. Prezydent Biden czy sekretarz Blinken również nie zabierają głosu. Wyrażają się w sposób bardzo oględny i nie pozwalają sobie na krytykę. Tymczasem i Netanjahu, i jego koalicja, i te reformy, zasługują na największą krytykę. To, co się dzieje, to po prostu ręce opadają – zareagował.

Kilka lat temu pisano: "Protesty w Polsce obronie niezależnych sądów", "Polacy protestują w obronie sądów".

W połowie stycznia, gdy tysiące ludzi wyszło na ulice Jerozolimy, Hajfy i innych miast, było identycznie. Tylko nazwę państwa w nagłówkach można było zmienić: "Kolejny protest w Izraelu w obronie niezależności sądów", "Demonstracje przed izraelskimi sądami przeciwko planowanej reformie sądownictwa", itp.

– Jest to o tyle podobne, że w Izraelu próbuje się podporządkować władzę sądowniczą całkowicie władzy wykonawczej i chce się do tego wykorzystać władzę ustawodawczą, żeby nadać parlamentowi możliwość uchylania wyroków sądowych wtedy, kiedy będą one niewygodne dla władzy. A to jest coś, co przypomina nam politykę PiS – zauważa jeszcze dyplomata.

Netanjahu i ultraprawicowa koalicja

Benjamin Netanjahu, sześciokrotny premier Izraela, został zaprzysiężony na nowego szefa rządu 29 grudnia 2022 roku. Wcześniej przez półtora roku był w opozycji, ale do władzy wrócił raczej w pozornej glorii i chwale. Wybory odbyły się w listopadzie, jednak zwycięzca aż do końca roku nie mógł utworzyć koalicji. Gdy wreszcie powstała, wielu pewnie wstrzymało oddech.

– Spodziewałem się, że wygra i że będzie stawiał na pierwszym miejscu sprawę najważniejszą dla Izraelczyków, jaką jest bezpieczeństwo. I wygrał, ale ponieważ nieznacznie, to dobrał sobie do rządzenia ludzi z partii ortodoksyjnie religijnej i skrajnie nacjonalistycznej. W Izraelu zaczęła się ultraprawicowa rewolucja, ale to jednocześnie stawia ich w trudnej sytuacji wobec amerykańskiej diaspory żydowskiej, która jest bardziej liberalna, demokratyczna i patrzy na to z dużym zaniepokojeniem – mówi dyplomata.

"Izrael wybrał najbardziej prawicowy rząd w swojej historii", "Staje się kolejnym demokratycznym krajem, który zdaniem wielu obserwatorów zmierza w kierunku autorytaryzmu", "Nowy rząd jest zagrożeniem dla demokracji" – szybko, już na początku stycznia reagowały zagraniczne media.

"Skład koalicji, poglądy członków rządu oraz jego pierwsze posunięcia pozwalają uznać nowy gabinet za najbardziej religijno-konserwatywny, a zarazem nacjonalistyczny w historii Izraela. W jego polityce należy zaś spodziewać się istotnych zmian w wielu obszarach życia państwa" – oceniał Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie.

Szybko dało się zauważyć, jak na różnych polach zaostrza się retoryka rządzących. I jakie szykują się zmiany.

Gdy skrajnie prawicowy minister ds. bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir odwiedził Wzgórze Świątynne w Jerozolimie, palestyńskie MSZ natychmiast nazwało tę wizytę bezprecedensową prowokacją. Niedługo potem Gwir kazał usunąć palestyńskie flagi z miejsc publicznych – argumentując, że wywieszanie ich jest równe wspieraniu terroryzmu.

Pojawiły się zapowiedzi dotyczące zalegalizowania osiedli żydowskich na terenach okupowanych. Albo zwolnienia ultraortodoksyjnych Żydów z obowiązkowej służby wojskowej. A także aneksji palestyńskiego Zachodniego Brzegu Jordanu.

Najsilniejsze reakcje wywołała jednak zapowiedź reformy sądownictwa. W skrócie – chodzi o zwiększenie roli parlamentu i rządu wobec Sądu Najwyższego. Lub inaczej – o osłabienie Sądu Najwyższego. O to, aby zwiększyć polityczną kontrolę nad wyborem sędziów. I aby 120-osobowy parlament większością 61 głosów mógł uchylać orzeczenia SN.

Zmiany już w pierwszych dniach stycznia przedstawił nowy minister sprawiedliwości, Jariw Lewin.

"Wprowadzenie takiego przepisu podważa mechanizm trójpodziału i wzajemnej kontroli władz państwa i prowadzi do erozji demokratycznych instytucji" – komentowała agencja Associated Press.

"To podważa mechanizm trójpodziału"

Zapowiedź wywołała wielotysięczne protesty. Reagowali byli ministrowie, premierzy, prawnicy.

Teraz głos zabrała prokurator generalna Izraela, która ostrzegła, że plany dotyczące sądownictwa mogą zasadniczo zmienić demokratyczny charakter rządzenia państwem. Że szkody dla niezawisłości sądownictwa spowodowane przez proponowane reformy zostaną spotęgowane przez to, że izraelski Sąd Najwyższy jest jednym z niewielu mechanizmów kontroli i równowagi w tym kraju. Gdzie Kneset jest jednoizbowy, a prezydent nie ma prawa weta.

A potem w liście do Netanjahu Gali Baharaw-Miara napisała, że powinien "unikać ingerencji w inicjatywy dotyczące zmian w systemie sądownictwa", ponieważ istnieje uzasadniona obawa, że w związku z jego procesem, może wywołać to konflikt interesów.

Proces Netanjahu trwa od 2000 roku. Obecny premier oskarżony jest o korupcję, nadużycie zaufania i defraudacje. Nie przyznaje się do winy i uważa, że to polityczny atak na niego.

Odrzuca też krytykę forsowanej przez siebie reformy. W wywiadzie dla CNN powiedział, że te zmiany "uczynią demokrację silniejszą".

"Byłbym daleki do czynienia porównań z Polską"

– Widzę, że media mają tendencję do porównywania tego, co się dzieje w Izraelu z sytuacją w Polsce – że zamach na sądownictwo, prawica przejmuje władzę itp. To jest najprostsze wytłumaczenie. Ale byłbym bardzo daleki czynienia takich porównań – zwraca uwagę Piotr Kadlčik, były przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP.

Zastrzega, że samej reformy sądownictwa nie jest w stanie ocenić, natomiast wskazuje na coś innego. 

– Po pierwsze z jakiegoś powodu prawicowe ugrupowania wygrały w Izraelu i były to kolejne w krótkim czasie wybory. To dowodzi istnienia procesów demokratycznych w łonie samego rządu. Jeśli koalicja rządząca nie jest w stanie się ze sobą dogadać, odbywają się nowe wybory, a nie są tworzone egzotyczne sojusze. Także nie porównujmy tego z naszą rzeczywistością – podkreśla.

Jeśli w Izraelu komuś coś się nie podoba, to ma prawo do wyrażenia swojej opinii. Protesty to dowód na to, że istnieje tam sprawnie działające społeczeństwo obywatelskie. Nikt demonstracji nie rozpędza, nie tłucze pałkami czy psika gazem. Mam znajomych, którzy są absolutnie oburzeni na to, co się dzieje. Mówią, że to absolutny koszmar. I mam też znajomych, którzy mówią, że co by nie mówił, Izrael to najbardziej postępowy kraj w regionie, o największym poziomie swobód obywatelskich i że nowemu rządowi należy dać czas. Piotr KadlčikByły przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP.

– Dlatego do oceny tego, co tam się teraz dzieje, podchodziłbym dziś z dużą ostrożnością. Poczekałbym, aż sytuacja się rozwinie. Co do oskarżeń wobec aktualnego premiera to przypominam, że jakoś nie udało mu się postawić konkretnych zarzutów. A warto pamiętać, że Izrael to państwo, w którym winnych polityków wsadza się do więzienia – zauważa. 

Reakcje na świecie

W ubiegłym tygodniu w Izraelu był sekretarz stanu USA. Antony Blinken zapewniał o "żelaznym" wsparciu dla izraelskiego bezpieczeństwa. Oświadczył też, że USA będą sprzeciwiać się wszystkiemu, "co oddala nas od pokoju". Tu wymienił ekspansję osiedli żydowskich, działania w kierunku aneksji Zachodniego Brzegu, czy zakłócanie historycznego status quo w miejscach świętych w Jerozolimie.

Z kolei tuż przed weekendem Netanjahu był z wizytą w Paryżu. "Prezydent Francji spotkał się w czwartek w Pałacu Elizejskim z premierem Izraela, nie krytykując publicznie jego ataków na Sąd Najwyższy Izraela ani przemocy na okupowanym Zachodnim Brzegu" – napisał po wizycie "Le Monde".

Stwierdził nawet, że oficjalnie Macron dał mu trochę wytchnienia. Ostrzeżenie miało jednak paść podczas kolacji, nie napisano o tym w oficjalnym komunikacie. "Zdaniem Macrona, gdyby reforma sądownictwa powiodła się w obecnym kształcie, Paryż musiałby dojść do wniosku, że Izrael zerwał ze wspólną koncepcją demokracji" – pisze "Le Monde".

Otwarte słowa krytyki lub niepokoju płyną jednak z innych stron. Na przykład, oto wspomniane wcześniej oświadczenie amerykańskiego banku JPMorgan:

Jak podaje dziennik "Haaretz", w ogóle czołowi amerykańscy Żydzi ostrzegają przed dramatycznymi skutkami posunięć rządu, które zmierzają do osłabienia izraelskiego systemu sądowniczego.

Również w USA blisko 80 profesorów prawa z najważniejszych amerykańskich uczelni, w tym z uniwersytetów Harvarda i Yale, podpisało oświadczenie, w którym wyrażają swój niepokój.

– Oni zdają sobie sprawę, jakie konsekwencje może to przynieść dla samego Izraela – komentuje jeden z naszych rozmówców, który prosi o anonimowość. Protesty w samym Izraelu chyba nie robią na nim wrażenia.

– Wydaje mi się, że one z czasem raczej się nie nasilą, a osłabną. Pamiętamy, jak po 2015 roku było w Polsce. Było bardzo dużo i bardzo licznych demonstracji. A potem społeczeństwo tępieje, żyje swoimi sprawami. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ulica doprowadziła do kolejnych wyborów w Izraelu. Tym bardziej że ludzie są świadomi, że nie przyniosłyby to żadnego istotnego rozwiązania – dodaje.

Uważa jednak, że dziś jest jedna pozytywna rzecz, z którą może będzie można wiązać ten rząd.

– To wybuch w fabryce dronów w Iranie. Ukraińcy nie mają takich możliwości. Musieli to zrobić Izraelczycy swoimi kanałami i siatką ludzi, których mają na terenie Iranu. A dwa, że jest obietnica Żelaznej Kopuły dla Ukrainy. To byłoby coś, co pozwoliłoby odrobinę stępić krytycyzm wobec Netanjahu. Czy to się uda? Trudno powiedzieć. Większość emigrantów z byłego obszaru ZSRR to są jednak ludzie, którzy ciągle mają sentymenty prorosyjskie. Choć niekoniecznie są z samej Rosji – wskazuje.

Czytaj także: https://natemat.pl/466319,izrael-rozwaza-wyslanie-systemu-obrony-powietrznej-do-ukrainy