Sawicki o sprawie Mamy Ginekolog. "Czuję się, jakby ktoś napluł mi w twarz"
- Nicole Sochacki-Wójcicka, znana w sieci jako Mama Ginekolog swoimi zwierzeniami wywołała burzę w sieci
- Lekarka-influencerka powiedziała, że przyjmuje swoje znajome w gabinecie po godzinach w ramach świadczeń NFZ
- Wojtek Sawicki, który zmaga się z dystrofię mięśniową nie krył oburzenia praktykami ginekolożki
Na Mamę Ginekolog wylała się fala oburzenia i krytyki. Wszystko po tym, jak podczas live'a wypaliła, że w wolnym czasie przyjmuje poza kolejką swoje koleżanki i bliskie jej osoby. Cały szkopuł jednak w tym, że gabinet, w którym bada znajome działa w ramach kontraktu z NFZ.
Sprawą zainteresowali się nawet przedstawiciele Narodowego Funduszu. Z kolei portal Wirtualna Polska ustalił, że rozpoczęło się postępowanie w tej sprawie, a rzecznik prasowy Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego Jarosław Kulczycki podał, iż "zostanie powołany specjalny zespół kontrolny, który wyda odpowiedni raport".
"JM Rektor WUM Zbigniew Gaciong zwrócił się do władz spółki UCZKiN o wyjaśnienia dotyczące kroków, jakie zostaną podjęte w sprawie lek. Nicole Sochacki-Wójcickiej. W odpowiedzi otrzymanej od zarządu spółki UCZKiN czytamy, że zostanie powołany zespół kontrolny, a wyniki jego prac przekazane do NFZ i pracownikom UCZKiN" – czytamy w oświadczeniu.
Sawicki z Life On Wheelz o aferze z Mamą Ginekolog
Tymczasem do słów Mamy Ginekolog postanowił nawiązać Wojciech Sawicki, autor profilu Life on Wheelz. Przypomnijmy, że mężczyzna choruje na dystrofię mięśniową Duchenne'a. To rzadka i nieuleczalna choroba.
"Co myślę o najnowszej aferze z udziałem mamy ginekolog i o przyjmowaniu znajomych poza kolejnością? Czuję się, jakby ktoś napluł mi w twarz. Jak sobie przypomnę, ile ja w swoim życiu naczekałem się w kolejkach do lekarza, jak trudno było mi się zawsze dostać do specjalistów, do neurologów, do kardiologów, do genetyków, to krew mnie zalewa. Uważam się za spokojnego człowieka, ale tutaj miarka się przebrała" - zaczął.
W dalszej części wpisu wspomniał, że nawet gdy wypadł mu PEG (urządzenie do żywienia dojelitowego - przyp. red.), musiał poczekać na swój termin.
"Przecież nawet ostatnio, gdy WYPADŁ MI PEG, to na planowaną endoskopię mogłem liczyć dopiero za trzy tygodnie. Żeby więc móc się normalnie odżywiać (w moim przypadku dojelitowo), musiałem skoro świt jechać na SOR, gdzie moja niepełnosprawność nie miała żadnego znaczenia. Tkwiłem w kolejce jak każdy. To było niesamowicie stresujące" - opowiadał.
Influencer stwierdził, że "poziom bezczelności tej sławnej lekarki to jakiś szczyt szczytów". "I jeszcze późniejsze tłumaczenia, że każdy tak robi i że przyjmowanie znajomych, rodziny, czy koleżanek na specjalnych warunkach pomaga rozwiązać problem kolejek w polskim systemie zdrowia… Mam nadzieję, że to koniec kariery w tej osoby w mediach. Czy tak będzie? Nie wiem, w końcu już nie takie rzeczy uchodziły patoinfluencerom na sucho. Nie pozwólmy, żeby ta bulwersująca sprawa rozeszła się po kościach" - podsumował.