Narzeczona Murańskiego przerwała milczenie. "Oczy mówią wszystko..."
- Mateusz Murański zmarł nagle. 29-latek 8 lutego został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu
- Ojciec "Murana" udzielił wywiadu, w którym zdementował niektóre doniesienia na temat okoliczności śmierci i kulis życia syna
- Teraz milczenie przerwała jego narzeczona. Jej słowa chwytają za serce
Informacja o śmierci Mateusza Murańskiego wstrząsnęła opinią publiczną. 29-latek był zawodnikiem Fame MMA, a także aspirującym aktorem z serialu "Lombard. Życie pod zastaw". Wystąpił też w nominowanej do Oscara produkcji "IO".
W mediach wypowiadało się już wielu znajomych "Murana". Jego rodzina przez kilka tygodni milczała, aż do wywiadu Jacka Murańskiego dla portalu Salon24. Mężczyzna stwierdził, że "Mateusz kochał życie i kochał ludzi", a ze swoją narzeczoną Karoliną planował przyszłość. Nie ukrywa też, że ma żal, iż natychmiast po śmierci syna pojawiła się lawina fake newsów. Dodał, że "powstały jakieś bzdury o samobójstwie, o jakiejś imprezie i przedawkowaniu".
Komentarz narzeczonej Murańskiego
Teraz odezwała się też sama ukochana zmarłego celebryty. W relacji na Instagramie dodała swoje zdjęcie. "Jak to mawiają, oczy mówią wszystko. Jedyne, oficjalne stanowisko naszej rodziny jest udostępnione dla portalu Salon24" – zapewniła. Po twarzy Karoliny widać, że przeżywa trudne chwile.
Jacek Murański o planach syna i ich ostatnim spotkaniu
Dodajmy, że Jacek Murański dla serwisu Salon24 opisał też ostatnie spotkanie z synem. To było we wtorek 7 lutego, dzień przed jego śmiercią. Rozmawiali m.in. o jego powrocie do serialu "Lombard. Życie pod zastaw". Jak dodał, prezes i właściciel Telewizji Puls miał też zaproponować 29-letniemu "Muranowi" główną rolę w koprodukcji z Netflixem filmu "Więzy krwi".
Dzień przed śmiercią rozmawiali też o planach Mateusza z narzeczoną. – Zaczęli myśleć o dziecku. Pytał mnie, co o tym sądzę, czy nie za wcześnie, jak ja będę się czuł jako dziadek, a Aśka (bo tak mówił o swojej mamie) jako babcia. Pytał, jak na mnie wpłynęło to, że zostałem ojcem. Powiedziałem mu, że nie ma nic lepszego dla faceta, jak zostać ojcem. Że to jest fantastyczne, że to źródło siły, motywacji do życia i do rozwoju – przyznał w wywiadzie.
Jacek Murański wyszedł z mieszkania syna przed północą. Następnego dnia umówili się na trening. 8 lutego pojechał pod dom Mateusza, ale ten nie odbierał telefonu.
– Wchodzę do domu i widzę, że Mateusz leży w łóżku i śpi. Pomyślałem, że to bardzo dobrze, bo Mateusz miał od wielu lat ogromne kłopoty ze snem. Cierpiał na bezdech senny i bezsenność, był prowadzony przez lekarza, zastanawiał się nawet nad operacją. Budził się z powodu bezdechu nawet kilkanaście razy w nocy – powiedział.
I dodał: – Przechodzę koło łóżka, bo chciałem podnieść żaluzje i coś mnie zaniepokoiło w jego twarzy. Kiedy sprawdziłem, że nie oddycha, zacząłem go natychmiast reanimować i dzwonić na pogotowie. Pogotowie przyjechało bardzo szybko, po jakichś pięciu minutach już byli. Podłączyli go do specjalistycznego sprzętu i próbowali ratować, ale było za późno.
Potem patomorfolog stwierdził, że Mateusz zmarł kilka godzin wcześniej, około trzeciej w nocy. – Powiedział mi, że przyczyną zgonu Mateusza mogło być gwałtowne zatrzymanie akcji serca prawdopodobnie z powodu uduszenia w połączeniu z ekstremalnym nocnym bezdechem, na który od wielu lat chorował – przyznał.
Jak poinformował, szczegółowe wyniki sekcji zwłok będą za około pół roku. – Wiemy, że w jego żołądku nie znaleziono żadnych lekarstw. W domu nie było żadnego oksykodonu. Boli mnie, że pamięć po Mateuszu jest hańbiona podawaniem kłamliwych informacji – powiedział Jacek Murański.