Tak zmienia się podejście ludzi, gdy widzą cię w aucie za pięć milionów złotych. Ja byłam w szoku
Niecierpliwie odliczałam dni do wyjazdu na Rolls-Royce Winter Tale w Zakopanem. Nutka ekscytacji połączona z dreszczykiem niepewności rodziły wiele pytań w mojej głowie. Od czego by tu zacząć? Może od ubezpieczenia? Jak w ogóle wsiąść do takiego samochodu? Założyć na buty ochraniacze – no wiecie, te jednorazowe, szpitalne?
Czy w ogóle prowadząc 6-metrowy samochód o ponad trzytonowej masie będę w stanie zmieścić się w zakręcie na wyboistej, górskiej drodze? Ciekawe, ile kosztuje zamalowanie przytarcia w takiej furze... Czy ja aby na pewno mam to ubezpieczenie?! Na te i wiele innych pytań zdobyłam wkrótce odpowiedź. Przyszedł w końcu ten wyczekiwany dzień. Wyruszyłam w kierunku Zakopanego.
Zanim jednak wsiadłam za kółko aut Rolls-Royce'a, miałam okazję poznać ten majestatyczny samochód od drugiej strony. Zasiadłam jako pasażerka w w Rolls-Royce Phantom Extended.
Jak się dowiedziałam, Rolls-Royce jest jedną z nielicznych marek, w której od początku XX wieku sprzedawano samochody z myślą nie o kierowcy, a o pasażerach. Ponad 60 proc. sprzedawanych wówczas aut było przeznaczonych dla klientów, którzy mają prywatnego szofera. Dziś ten trend się zmienił. Marka dedykuje swoje samochody przede wszystkim kierowcom, a zaledwie 30 proc. klientów kupuje Rolls-Royce z myślą o byciu jedynie pasażerem. I dobrze! Bo prowadzenie tego samochodu to prawdziwa uczta – ale o tym za chwilę.
Pasażerka "latającego dywanu"
Wracając do bycia pasażerką. Od wielu lat żyję w przekonaniu, że mam chorobę lokomocyjną i nie mogę podróżować z tyłu. Kiedy więc w Krakowie miły pan zachęcającym gestem otworzył przede mną drzwi do ociekającego luksusem Phantoma Extended, zapowiedział, że czeka nas "magic carpet ride" [przyp. red. "podróż latającym dywanem"] i wyjaśnił, że teraz Zakopianką przejedziemy do Zakopanego, moja ekscytacja szybko zaczęła się mieszać z zimnym potem i próbą przypomnienia sobie, w której torebce mam Aviomarin.
Naturalnie – nie miałam go, no bo przecież życie takie już jest: jak coś potrzeba, to nigdy tego nie ma.
Dodatkowo, jak wiadomo, trasa Kraków- Zakopane nie cieszy się zbyt dobrą sławą jeśli chodzi o sprawne przemieszczanie się. Zresztą jazda z tyłu, jakąkolwiek drogą, nie napawa mnie optymizmem. – Dobra, oddech, przecież to tylko dwie godzinki, może akurat dzisiaj nie będzie korków i dojedziemy sprawnie – powtarzałam sobie w myślach.
"Coś dla ciała"
No cóż, korki były – w tej materii nic się nie zmienia. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że doskonale znoszę podróż, mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że w przypadku tego samochodu jazda z tyłu jest jak wizyta w SPA. Z przyjemności dla ciała Rolls-Royce oferuje: masaż karku, ud albo całego kręgosłupa.
Wersja Extended wyróżnia się ogromną przestrzenią z tyłu, można spokojnie wyprostować nogi i ułożyć je na aktywowanym jednym przyciskiem wysuwanym podnóżku. Można też zdjąć buty i ułożyć stopy na dywanikach wykonanych z mięciutkiej owczej wełny.
Chciałoby się powiedzieć, że w tym aucie bardzo wygodnie się siedzi, ale byłoby to przekłamanie. Zasiadając na tylnym siedzeniu RR powiedziałabym raczej, że się "zatapiamy", a Phantom przyjemnie "obejmuje" pasażera.
Co w zasadzie oznacza "magic carpet ride"? To, że ten samochód "płynie", sunie po asfalcie niczym Aladyn po niebie. Żadna a nierówność na drodze jest nieodczuwalna. A hamowanie staje się tak płynne, że wytracanie prędkości jest niemalże niezauważalne. Nawet nieustanne stawanie i ruszanie przy zakorkowanym wjeździe do Zakopanego zupełnie uleciało mojej uwadze. Czy Phantom uleczył mnie z choroby lokomocyjnej? Cóż, na pewno na tę jedną trasę.
"...i dla duszy"
Co dla duszy? Jako zagorzała fanka muzyki zawsze zwracam uwagę na systemy audio. I nie chodzi tu jedynie o moc głośnika, a o warstwy i przestrzeń dźwięku. Przyznam szczerze, że podczas tej podróży czułam się jak na najlepszym koncercie albo w topowym studio nagraniowym i nie jest to kokieteria.
Zazwyczaj marki samochodowe współpracują z zewnętrznymi firmami tworzącymi systemy audio. Ale nie Rolls-Royce! Tu mamy do czynienia ze specjalnie dedykowanym systemem Bespoke Audio. Jak zapewnia producent, reprodukowany dźwięk w Phantomie ma być we wspomnianej, studyjnej jakości. Bas odczuwalny na klatce piersiowej bez grama przesteru? Voilà! Komora rezonansowa wbudowana w strukturę tego samochodu zapewnia odpowiednią jakość niskich częstotliwości.
Cały system składa się ze wzmacniacza o mocy 1300 W oraz 16 głośników sprzężonych na specjalnych kanałach. Co ważne, głośniki rozmieszczone są w taki sposób, aby nie powodować latencji. Zatem dźwięk dociera do słuchających bez opóźnień. Pokuszę się o stwierdzenie, że żaden realizator muzyczny nie powstydziłby się takiego zestawu w swojej pracy...
Bespoke Audio w Phantomie ma również wbudowaną funkcję noise cancelling, która odpowiada za aktywną redukcję hałasu. Zatem szum wiatru podczas jazdy po autostradzie jest praktycznie niesłyszalny wewnątrz pojazdu. Nasuwa się pytanie – czy słuchanie muzyki podczas jazdy Rolls-Royce jest bezpieczne? Naturalnie, słuchanie zbyt głośno muzyki będzie niebezpieczne w każdym samochodzie, nawet i w takim za 10 milionów, więc zawsze warto zachować zdrowy rozsądek.
Jednak Rolls-Royce Phantom ma jedną dodatkową zaletę – w tym samochodzie można łączyć przyjemne z bezpiecznym. Mianowicie istnieje możliwość kierunkowego ustawienia głośników w taki sposób, aby pasażerowie z tyłu mogli rozkoszować się dobrą muzyką nie rozpraszając jednocześnie kierowcy, który przy takim ustawieniu słyszy ją znacznie ciszej.
Jakiej muzyki słuchać w Rolls-Royce?
Wielu pewnie nasuwa się myśl: poważnej albo jazzu. Oczywiście jest w tym jakaś stereotypowa prawidłowość, ale po różnych próbach stwierdzam, że przy tym systemie audio każdy pomysł będzie się bronił - od rocka, przez techno, po walca Anthony'ego Hopkinsa.
Chociaż muszę dodać, że moje serce skradła również specjalna, dedykowana playlista, przygotowana przez inżynierów dźwięku Rolls-Royce. Jest ona oparta na dość zróżnicowanych, eklektycznych brzmieniach muzycznych i odtwarzana w formacie bezstratnej kompresji dźwięku.
W moim odczuciu doskonale rezonuje z tym samochodem – kojarzycie zapewne ten motyw, że podczas słuchania muzyki w trakcie jazdy wydaje wam się, że gracie w teledysku? No właśnie - mnie też.
Czas przesiąść się za kierownicę!
Po pierwszym zbliżeniu z Rolls-Royce'em Phantomem jako pasażerka wiedziałam już, że jest to nietuzinkowy samochód. Luksusowy, wysublimowany, elegancki, wielkogabarytowy, niesiony na skrzydłach 12-cylindrowego silnika o pojemności 6,75l.
Brzmi bardzo ładnie, ale te wszystkie zalety tylko wzmagały mój stres przed pierwszą samodzielną przejażdżką za sterami tego kolosa. Wspomniałam już, że do dyspozycji miałam 571 KM i 900 Nm momentu obrotowego? Takie połączenie pozwala w 5,5 sekundy rozpędzić się do 100 km/h sekundy. Przy tej wadze zawodnika, to całkiem szybko...
No dobrze, już czas. Siadam na fotelu kierowcy i... dzieje się magia. Stres po pierwszym kilometrze ulatuje, a jazda staje się prawdziwą przyjemnością. Miałam okazję przetestować zarówno Cullinanaa, Ghosta, jak i wspomnianego Phantoma. Każdy z tych samochodów miał w sobie to "coś".
I choć to właśnie Ghost Black Badge jest określany przez producentów jako najbardziej "młodzieżowy" model w gamie marki, to jednak najbardziej przypadł mi do gustu klasyczny Phantom. Jest to samochód, w którym od pierwszej chwili poczułam się pewnie i bezpiecznie. Nawet wrażenie, że pojazd zajmuje całą drogę szybko zniknęło, ale to może też dlatego, że inne auta zjeżdżały na pobocze widząc na trasie Rolls-Royce?
W historii marki klientami Rolls-Royce były największe sławy, m.in Greta Garbo, Charlie Chaplin, Elvis Presley, Marlena Dietrich, Karl Lagerfeld, a nawet sam Józef Piłsudski czy gen. Władysław Sikorski. Trudno się dziwić, jest to synonim ultraluksusu i właśnie z tym jest kojarzony - blichtr, wielkie nazwiska, pieniądze, sława, wyjątkowość.
Luksus zwany "pożądaniem"
Najwyższym i najbardziej pożądanym modelem Rolls-Royce jest zdecydowanie Phantom. Nie widuje się tego samochodu zbyt często na polskich drogach, wzbudzał więc wielkie emocje wśród przechodniów i kierowców.
Całkiem ciekawie obserwowało się ludzi, którzy widząc kogoś za kierownicą Rolls-Royce'a stają się jakby bardziej uprzejmi. Pozdrawiają serdecznym uśmiechem. A gdy jedziesz zbyt wolno – nie znajdzie się nikt, kto ponaglająco poświeci ci "długimi" i ostentacyjnie wyprzedzi. Rolls-Royce pod każdym względem jest absolutnie fenomenalnym i dostojnym samochodem, wzbudza niebywałe zainteresowanie i może "otwierać wiele drzwi".
Patrząc jednak bardziej w kontekście społecznym, skłania do refleksji fakt, jak bardzo zmienia się nasza perspektywa, ocena, a nawet szacunek i stosunek do drugiego człowieka, gdy widzimy go w aureoli takiego luksusu.