Wszyscy jesteśmy Runmageddończykami, czyli rzecz i o wymówkach, i o motywowaniu się do działania

Michał Jośko
24 kwietnia 2023, 11:21 • 1 minuta czytania
Wydaje ci się, że runmageddonową rękawicę może podnieść wyłącznie "hardkor", obdarzony fenomenalną kondycją i nielękający się trasy najeżonej dziesiątkami technicznych przeszkód? Michał Iwan, dyrektor marketingu najsłynniejszych biegów przeszkodowych w Polsce, zdradza nam, dlaczego podobny tok myślenia jest błędny – co istotne, nie tylko teoretyzując, lecz i bazując na własnym przykładzie.
Michał Iwan Fot. mat. prasowe

Kto NIE może zostać Runmageddończykiem?

Ten, kto szuka powodów, a nie sposobów... Chodzi o to, że wielu z nas skupia się na rozmaitych obawach i  wymówkach. Tymczasem, wbrew pozorom, fizyczność nie ma tutaj większego znaczenia, kluczowa jest siła charakteru, a cała reszta to już tylko dodatek – niezależnie od wieku, kondycji, a nawet stanu zdrowia.

Wiesz, nie chodzi mi tutaj o opisywanie przypadków najbardziej skrajnych, takich jak starty ludzi bez kończyn, z kilkudziesięciokilogramową nadwagą albo będących już od dawna w wieku emerytalnym. 

Takie historie uczestników na Runmageddonie znajdziemy na każdym evencie. Owszem, są bardzo nośne, budujące i wzruszające, jednak wolałbym skupić się na czymś innym.

Otóż maksymalnie dziesięć procent uczestników Runmageddonu to wytrawni, nastawieni na zwycięstwa i świetne wyniki, sportowcy. Cała reszta to tzw. zwykli ludzie, którym zależy głównie na zabawie, przeżyciu czegoś zwariowanego i spędzeniu czasu w naprawdę fajnym gronie. 

Czasami chodzi o odfajkowanie kolejnej pozycji z listy rzeczy, które chciałoby się zaliczyć choć raz – dla nich udział w Runmageddonie jest tym samym, co, dajmy na to, skok ze spadochronem. Są i tacy, dla których wyjazd na Runmageddon jest formą turystyki weekendowej.

Powiesz: no ale przecież ciało może być pewnym ograniczeniem, bo, dajmy na to, jeżeli masz duży brzuch, znacznie trudniej będzie pokonywać niektóre przeszkody, np. wspinać się na ścianki...

Jednak w tym momencie pojawia się bardzo, ale to bardzo istotny wątek, dotyczący specyfiki ludzi startujących w naszych biegach. Tutaj rządzi współpraca. Zawsze możesz liczyć na pomocne dłonie, które – trzymając się powyższego przykładu – wciągną cię na ową ściankę.

Sporo osób, szukając wymówek, używa argumentu "no ale ja nie mam ekipy znajomych, z którymi mógłbym wystartować, a następnie liczyć na ich wsparcie podczas pokonywania trasy". 

Gwarantuję: tutaj pomoc otrzymasz od osób, których nie znasz. Albo inaczej: nie znałeś do tej pory, bo na trasach Runmageddonu narodziło się całe mnóstwo wieloletnich przyjaźni, a nawet związków.

Pamiętasz swoje wymówki?

Przyznaję się, że przed pierwszym startem byłem właśnie kimś, kto szukał powodów, a nie sposobów. Cóż, sport nigdy nie zajmował w moim życiu szczególnie istotnego miejsca. Napinanie się na jakieś wyśrubowane wyniki? Ambitne treningi? Mozolne pompowanie bicepsów na siłowni? Takim rzeczom zawsze mówiłem zdecydowane "nie". 

Całą moją ambicję można było zawrzeć w haśle "żyć w miarę zdrowo i nie mieć zbyt dużego brzucha". A więc gdy usłyszałem o biegach przeszkodowych, które zaczęto właśnie organizować w Polsce – było to w roku 2014, gdy wystartował pierwszy Runmageddon – pomyślałem, że to nie dla mnie. Wydawało mi się, że to zabawa wyłącznie dla jakichś ekstremalnych twardzieli, dla "cyborgów" o ponadludzkiej wręcz kondycji...

Jednak wszystko to zaczęło mnie intrygować coraz bardziej. No i w pewnym momencie, jesienią roku 2015, ciekawość była już na tyle duża, że postanowiłem wziąć udział w Runmageddonie. Na linii startu byłem przerażony i święcie przekonany o tym, że nie dam rady, no nie ma szans! 

Ten pierwszy raz był... 

…dość bolesny. Pamiętam doskonale: to był Poznań, naprawdę chłodny październik. Stoję na linii startu, wkurzony sam na siebie, bo przecież należę do zmarzluchów i jest mi cholernie zimno. 

Pamiętam też, że następnego dnia pojawił się i ból ciała, nieprzyzwyczajonego do takiego wysiłku, i frustracja, bo podczas tego debiutu nie udało mi się pokonać paru przeszkód.

Jednak gdy nieco ochłonąłem, stwierdziłem, że – kurczę! – przecież wszystko to mogę potraktować jako wyzwanie. Efekt? W styczniu znów drżałem z zimna na linii startu. Tym razem na dziesięciostopniowym mrozie, w Warszawie

Z jednej strony po raz kolejny myślałem "co ja tu robię?", ale z drugiej wiedziałem już, że to jest to. Połknąłem bakcyla, udział w Runmageddonach stał się moim nałogiem.

O jak poważnym uzależnieniu mówimy?

Startów oficjalnych mam na koncie zaledwie kilkanaście. Jednak znacznie więcej – bo siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt – imprez zaliczyłem, biegając wśród uczestników i kręcąc filmy. W roku 2015 był to wspominany smartfon, później inwestowałem w coraz lepsze sprzęty do rejestrowania wideo. 

W ten sposób zacząłem nie tylko nagrywać zmagania Runmageddończyków. Przeprowadziłem również tysiące rozmów przed kamerą, no i obserwowałem uważnie tych ludzi. Zarówno przed startem, gdy człowiek stresuje się, że nie da rady, jak i później, na trasie i na mecie, gdy – pomimo zmęczenia, pomimo tego, że ciało jest przemoczone i zziębnięte – następuje potężna eksplozja endorfin. W pewnym momencie to hobby przekształciło się w moją pracę, a reszta jest już historią (śmiech).

Co Runmageddon zmienił w twojej głowie i w twoim ciele?

Tych zmian, które u każdego mogą przełożyć się zarówno na sferę prywatną, jak i zawodową, jest mnóstwo. Już samo podjęcie decyzji o starcie sprawia, że stajesz się odważniejszy i budujesz swój zwycięski mindset. Potrafisz wyjść z takiej strefy komfortu? A więc łatwiej podejmiesz, dajmy na to, decyzję o zmianie nielubianej pracy. 

Bardzo istotne jest również to, że w Runmageddonie nie chodzi o wymyślanie od nowa jakichś abstrakcyjnych przeszkód. Nie, każda z nich ma odzwierciedlać sytuacje z prawdziwego życia, jest skondensowanym odpowiednikiem tego, z czym wszyscy mierzymy się na co dzień. 

Dlatego wyzwania stawiane uczestnikom nawiązują np. do scenariusza, w którym zimą masz pociągnąć sanki z dzieckiem albo wracając ze sklepu, wnieść parokilogramowe zakupy po schodach. Trasy naszych biegów inspirowane są również aktywnościami rodem z dawnych – nazwijmy to tak: analogowych – czasów. 

Widzisz, chociaż urodziłem się w roku 1993, to zdążyłem jeszcze zasmakować świata, w którym młodzi ludzie nie spędzali całych dni w domach, przy komputerach. 

Zamiast tego biegali po podwórkach i boiskach, z radością taplali się w błocie, wspinali się na drzewa, drabinki i trzepaki. No a runmageddonowe przeszkody przypominają takie właśnie – niestety, coraz bardziej zapominane – atrakcje.

Jak reagujesz na komentarze w stylu "Runmageddon nie jest już tym, czym był przed laty – przecież coraz łatwiej go ukończyć, nie jest już tak hardkorowy, jak kiedyś"?

To nieprawda. Runmageddon przez lata dostosował swoje wydarzenia do potrzeb uczestników. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dla jednych wyzwaniem będzie ustawienie się na linii startu formuły Rekrut (6 km i 30 przeszkód) a dla innych Classic (12 km i 50 przeszkód). 

Jeśli czujesz się na siłach, nie ma sprawy. Jeżeli nie, do dyspozycji masz. formułę Intro (3 kilometry, 15 przeszkód), którą polecamy absolutnie każdemu, kto chce doświadczyć, czym jest ten cały Runmageddon. A jak złapiesz bakcyla, idziesz krok dalej i startujesz w Rekrucie lub Classicu.

Co, jeżeli ktoś chciałby wziąć udział w biegu ze swoim dzieckiem? Dla takich osób mamy formułę dedykowaną dla rodzin, czyli Family by Flis.

Oczywiście wciąż pamiętamy o naszych korzeniach, tak więc Runmageddon ma również świetne propozycje dla największych freaków, którym dedykujemy formuły Hardcore (21,0975 km i 70 przeszkód) i rozgrywaną na dystansie maratońskim Ultra.

Wszystkie te możliwości wyboru są świetnie opisane na naszej stronie, znajdziesz tam najważniejsze informacje nt. dystansu do pokonania czy też liczby przeszkód), dzięki czemu możesz łatwo ocenić, czy dana formuła jest na miarę twoich możliwości.

Dla każdego coś miłego. Sam ustalasz, gdzie leżą twoje granice. Chodzi o to, aby start nie był jedynie ekstremalną, desperacką walką o przeżycie, ale... przeżyciem dostępnym dla każdego. Przecież wszyscy jesteśmy życiowymi Runmageddończykami.

Chcesz zobaczyć Michała Iwana w akcji? Zachęcamy do odpalenia najnowszego – specjalnego, gdyż urodzinowego – odcinka runmageddonowego vloga:

Materiał powstał we współpracy z Runmageddonem