Ojciec Kamilka na Jasnej Górze. Ze łzami w oczach modlił się o zdrowie synka
Ojciec Kamila na Jasnej Górze
Kamilek już 17. dzień przebywa w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. "Jego stan jest nadal bardzo ciężki. Dziecko cały czas jest w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii" – napisano w środę w komunikacie zamieszczonym w mediach społecznościowych.
O zdrowie dla synka modlił się w Częstochowie na Jasnej Górze przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej biologiczny ojciec chłopca, pan Artur Topól wraz ze swoją narzeczoną. Msza w intencji 8-letniego Kamilka odbyła się w czwartek 20 kwietnia o godz. 7:30.
"Pogrążony w smutku i rozpaczy pan Artur modlił się wraz ze swoją narzeczoną o zdrowie i życie dla swojego syna Kamilka. Gdy klęczał przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, znajdującym się w najważniejszym i najbardziej uczęszczanym polskim sanktuarium maryjnym na Jasnej Górze w kaplicy Matki Bożej, łzy płynęły mu po policzkach jak dwa strumienie" – pisze "Super Express", który zamieścił relację ze mszy.
Wstrząsająca relacja ojca skatowanego 8-letniego Kamila
To właśnie dzięki interwencji pana Artura, biologicznego ojca ośmioletniego Kamila z Częstochowy, chłopiec został przetransportowany do szpitala.
jest wstrząsająca. – Magda, matka Kamila, wmawiała mi, że Kamil poparzył się herbatką, którą na niego miał wylać nasz młodszy syn Fabian – opowiedział mężczyzna w rozmowie z "Faktem". Nie krył łez.
Jak dodał, chłopiec "przypominał jedną krwawą ranę". – Nożyczkami cięliśmy ubranie na nim, bo krew z ran poprzysychała. Miał połamane nóżki, niosłem go na rękach do śmigłowca LPR – opowiedział.
Kolejne jego słowa są jeszcze bardziej wstrząsające. – W tym czasie matka Kamila, szła ulicą z Dawidem (ojczymem ośmiolatka, który go skatował – red.). Trzymali się za ręce i cynicznie śmiali, gdy Kamila zabierał śmigłowiec – powiedział tabloidowi ojciec dziecka.
To on wezwał pomoc i policję, bo chłopiec cierpiał w męczarniach sam. Kiedy mężczyzna przyszedł do mieszkania, chłopiec leżał w łóżku z licznymi obrażeniami ciała. Jak przekazali śledczy, 29 marca Dawid B. próbował zabić pasierba. Najpierw miał rzucić chłopca na rozgrzany piec węglowym, a później polewać jego ciało wrzątkiem.
Matka dziecka – 35-letnia Magdalena B. oraz ojczym – 27-letni Dawid B. usłyszeli zarzuty i decyzją sądu trafili do aresztu na trzy miesiące. Oboje przyznali się do winy. Dawid B. nie chciał zeznawać, Magdalena B. złożyła wyjaśnienia. Matce Kamila śledczy zarzucają narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Kobieta miała nie reagować na agresję męża, nie udzieliła też pomocy chłopcu.
Oprócz ośmiolatka przy ul. Kosynierskiej w Częstochowie mieszkało jeszcze czworo innych dzieci. Do tej pory nie interweniowali tam policjanci, ale rodzina była objęta wsparciem MOPS-u. W czwartek sąd zdecydował, co stanie się z rodzeństwem Kamila.
Magdalena B. ma szóstkę dzieci – dwójkę najmłodszych z obecnym mężem Dawidem B., a czwórkę z dwoma innymi mężczyznami. Najstarsze dziecko ma 11 lat, najmłodsze urodziło się ubiegłym roku. Jak podaje Onet, cytując rzecznika Sądu Okręgowego w Częstochowie, najmłodsze dzieci trafią do pieczy zastępczej w trybie zabezpieczenia tymczasowego, a starsze do placówki opiekuńczo-wychowawczej.