"Nie ma już innych opcji". Miedwiediew ostro po "ataku terrorystycznym" na Kreml
- Rosja oskarża Ukrainę za próbę zamachu na życie Władimira Putina za pomocą dwóch dronów, które miały dotrzeć nad Kreml
- Przedstawiciele Kijowa zaprzeczyli, jakoby ukraiński rząd miał cokolwiek wspólnego z atakiem
- Były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew nawołuje do "fizycznej eliminacji" prezydenta Ukrainy
Miedwiediew o dronach nad Kremlem
W środę późnym popołudniem były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew odniósł się do ataku dronowego na Kreml, który według rosyjskich władz był próbą zamachu na Władimira Putina.
"Po dzisiejszym ataku terrorystycznym nie ma już innych opcji poza fizyczną eliminacją Zełenskiego i jego kliki" – napisał na Telegramie.
Miedwiediew zasugerował, że "nie trzeba nawet podpisywać aktu bezwarunkowej kapitulacji", przyrównując ukraińskie dowództwo do Hitlera, który takiego aktu nie podpisał. "Zawsze znajdzie się jakiś zastępca, jak wiceprezydent admirał Dönitz..." – dodał rosyjski polityk.
Wcześniej w podobnym tonie wypowiedział się Siergiej Mironow, lider parlamentarnej frakcji Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdą. "Zamach na prezydenta Rosji Władimira Putina rodzi pytania dotyczące rosyjskiej obrony powietrznej oraz dowodzi konieczności wyeliminowania 'terrorystycznej elity Ukrainy'" – stwierdził na Telegramie.
Dodał, że atak dronów, do którego miało dojść nad Kremlem to "prawdziwy casus belli – powód do wojny. Prawdziwej wojny i likwidacji terrorystycznej elity Ukrainy". "Mamy czym uderzyć w ich bunkry" – oznajmił polityk partii, która pełni rolę oficjalnej siły opozycyjnej w rosyjskim parlamencie.
Ukraina zaprzecza zarzutom o udział w ataku na Kreml
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oskarżył ukraińskie władze o to, że atak, do którego miało dojść w nocy z 2 na 3 maja, miał być atakiem na Władimira Putina. – Działania kijowskiego reżimu to planowany zamach na życie prezydenta Federacji Rosyjskiej – stwierdził Pieskow, cytowany przez rosyjskie media.
Jak dodał, w chwili ataku Putina nie było na Kremlu, bo prezydent Rosji ma przebywać w swojej rezydencji w Nowo-Ogarowie pod Moskwą. W mediach społecznościowych opublikowane zostały nagrania przedstawiające rzekome uderzenie dronów w budynek Kremla. Widać na nim unoszące się kłęby dymu.
Ukraina zaprzecza z kolei oskarżeniom o udział w ataku na Kreml. Prezydent Wołodymyr Zełenski oznajmił podczas wizyty w Helsinkach, że jego kraj "nie zaatakował Putina ani Moskwy". Podobnie wypowiadał się jego rzecznik prasowy Serhij Nikiforow. Przekazał on, że Ukraina nie posiada żadnych informacji o "rzekomym nocnym ataku" na Kreml. "Ukraina wszystkie środki wykorzystuje do uwolnienia swoich terytoriów, a nie atakowania cudzych" – przekazał.
Z kolei Anton Heraszczenko, doradca szefa MSW Ukrainy, wysunął teorię, że Kreml został zaatakowany przez "rosyjskich partyzantów". "Mimo to Moskwa tradycyjnie spieszyła się z obwinianiem za wszystko 'reżimu kijowskiego'. Rzecznik prezydenta Wołodymyra Zełenskiego zaprzeczył już zarzutom, jakoby Ukraina brała udział w ataku. W Rosji jest wystarczająco dużo ludzi, którzy chcą posłać Putina do piekła" – napisał na Telegramie.
O wydarzenia w Moskwie zapytany został również sekretarz stanu USA Antony Blinken. Przekazał on dziennikarzom, że "nie jest w stanie w żaden sposób potwierdzić" doniesień, jednak "traktowałby wszystko, co słychać z Kremla, z bardzo dużym dystansem".
– Zobaczymy, jakie są fakty. Naprawdę trudno jest komentować lub spekulować na ten temat, nie wiedząc dokładnie, jakie są fakty – dodał Blinken na wydarzeniu zorganizowanym przez Washington Post.