Rodzina Roberta Motyki przeżyła koszmar. Syn satyryka wypadł z 5. piętra i był w śpiączce
- Robert Motyka jest jednym z członków kabaretu Paranienormalni
- Widzowie kojarzą go także z programu TTV "Czego nie nauczył mnie ojciec", w którym oglądali, jak pielęgnuje relacje z tatą Tadeuszem
- Komik wraz z żoną doczekał się dwójki dzieci - Hani i Wiktora. W 2021 roku para przeżyła prawdziwą tragedię
- Ich syn miał wypadek i na osiem dni zapadł w śpiączkę. Drżeli o jego życie
Syn Roberta Motyki miał wypadek i był w śpiączce. Wypadł z 5. piętra
Robert Motyka jako członek i współzałożyciel kabaretu Paranienormalni zjeździł rozmaite zakątki polski i zdobył sławę. Wraz z Igorem Kwiatkowskim tworzył na scenie zgrany duet, ale ostatecznie w 2017 roku ich drogi się rozeszły.
W wywiadach Motyka mówił, że to Kwiatkowski miał na siebie inną wizję. Długo zajęło mu pogodzenie się z zakończeniem wspólnej działalności. Kiedy jest pytany o to, czy jeszcze kiedyś wystąpią razem, stara się nie dawać złudnych nadziei fanom, choć nie żywi urazy wobec kolegi.
W 2021 i 2022 roku na antenie TTV można było oglądać pierwszy i drugi sezon programu "Rzeczy, których nie nauczył mnie ojciec", gdzie pojawił się wraz z tatą. "Program spowodował, że zacząłem się zastanawiać nad tym, co zrobić, by być lepszym tatą. W konsekwencji zmieniłem swoje podejście do rodzicielstwa" – mówił Motyka w wywiadzie z Plejadą.
Dwa lata temu komik wraz z żoną przeżyli piekło. Motyka wrócił do tamtych wydarzeń w rozmowie z Dorotą Wellman w "Dzień dobry TVN". Ich starszy syn w 2021 roku zapadł w śpiączkę, z której nie wybudzał się przez osiem dni. Wtedy małżeństwo spędzało długie godziny na szpitalnym korytarzu, gdzie niemal zamieszkali.
"Jest 2 maja i o godz. 5:00 dostajemy telefon, że nasz syn wypadł z 5. piętra. Dostajemy telefon od jego dziewczyny, że był wypadek, że on wyleciał" – powiedział.
"Chwilę później jesteśmy w aucie, jedziemy do szpitala. Po drodze trzy razy zatrzymuję auto, żeby zwymiotować. Jesteśmy w środku pandemii, więc oczywiście nie wpuszczają nas do szpitala, na SOR wchodzi tylko moja żona. (...) Stoję za szybą, patrzę na to i widzę, że lekarz kręci głową. Moja żona mdleje, ktoś ją podnosi. Później mówi, że oni go nie uratują, że próbują coś zrobić. Wchodzę na ten OIOM, patrzę na mojego syna, który nie przypomina mojego dzieciaka" – relacjonował dramatyczne chwile.
Na całe szczęście Wiktor wybudził się ze śpiączki. Po długiej rehabilitacji doszedł siebie. To nie pierwszy raz, kiedy kabareciarz opowiedział o tej sytuacji. W "Wykolejeni Podcast" mówił, że kiedy syn był w szpitalu, intensywnie modlił się o jego zdrowie.
– Boże, żeby on otworzył oczy... Znalazłem tam kaplicę, pomodliłem się, przyszedł do mnie jakiś ksiądz, a strasznie ryczałem. Mówię do Boga "Panie Boże, błagam cię, ja nie proszę o nic dla siebie, tylko dla tego młodego człowieka" – wspominał w podcaście.