Tak wygląda i jeździ poliftowy Lexus UX F-Sport. Dwie rzeczy sprawiły, że cieszyłem się jak dziecko

Adam Nowiński
11 maja 2023, 09:12 • 1 minuta czytania
Lexus UX to naprawdę fajne auto, które po czterech latach doczekało się faceliftingu. Zmieniło się... nieznacznie, ale japońscy inżynierowie przerobili to, na co najbardziej narzekali posiadacze tych aut. Mimo wszystko wydaje się, że momentami zabrakło im niestety konsekwencji w działaniu. Nie oznacza to jednak, że samochód ten jest nudny, bo potrafi dostarczyć porządnego kopa adrenaliny i endorfin.
Nadwozie poliftingowego Lexusa UX może nie zmieniło się za bardzo, ale cały czas wygląda bardzo nowocześnie i gustownie. Fot. Adam Nowiński / naTemat.pl

Obecna generacja Lexusa UX jest obecna na rynku od 2018 roku. W 2022 roku zaprezentowano jego poliftową wersję, która trafiła do klientów w pierwszym kwartale tego roku. Nam przyszło jeździć bardzo wypasioną, usportowioną wersją UX250h 2023 F-Sport.


Co się zmieniło w poliftowym Lexusie UX?

Chciałbym napisać ile ogromnych, milowych zmian wprowadzono w tym aucie, ale nie mogę, bo jeśli chodzi o nadwozie, to nie widać tu zbytniej różnicy. Owszem, mamy dostępną większą gamę jego kolorów, bardziej usztywnioną konstrukcję i cichsze zawieszenie, ale wizualnie nie zaszła tutaj rewolucja.

Z drugiej strony jeśli coś jest dobre, to nie warto tego zmieniać, bo design tej generacji Lexusa UX250h cały czas jest bardzo świeży i nowoczesny. Świetnie prezentują się połączone listwą LED-ową tylne lampy, ociosana sylwetka oraz drapieżne LED-y z przodu.

Nie jestem może fanem tego grilla w kształcie charakterystycznej klepsydry, który jednocześnie przypomina ogromny plaster miodu, ale i on z pewnością znalazł swoich sympatyków. W standardzie mamy piękne, 18-calowe felgi, ale jest miejsce na większe.

Zmiany zaszły w środku

Najwięcej zmian widać w środku auta. Przede wszystkim Lexus UX dostał nowe multimedia i większy, dotykowy ekran. Pozbyto się uprzykrzającego wielu życie touchpada i wszystko zamknięto w przejrzystym interfejsie monitora centralnego.

W sumie to nie wszystko zamknięto, ale o tym później. Ponadto wnętrze jest bardziej wyciszone. To także rzecz związana ze zmianami dotyczącymi konstrukcji i zawieszenia, o których wspominałem wcześniej. I to też nie znaczy, że przed liftingiem w środku było głośno, bo tak nie było. Było głośno jak na auto premium. Teraz tego problemu nie ma.

Wnętrze? Premium pełną gębą

Jak już wspomniałem, przyszło mi jeździć bardzo wypasioną wersją z licznymi udogodnieniami: bardzo wygodnymi, podgrzewanymi, regulowanymi elektrycznie, obitymi ekologiczną skórą fotelami, które idealnie sprawdzą się w długiej trasie, aktywnym zawieszeniem (z trybami jazdy Eko, Normal, Custom, Sport i Sport +), systemem stabilizacji toru jazdy i kontrolą pasa ruchu.

Ponadto posiadacze tego modelu cieszyć się będą też z systemu wspomagania nagłego hamowania, automatycznych reflektorów z doświetlaniem zakrętów, systemu bezkluczykowego, czujników parkowania, asystenta utrzymania pasa ruchu, kamery cofania, kontroli martwego pola, Apple Carplay/Android Auto czy aktywnego tempomatu.

Wnętrze auta jest bardzo luksusowe i przestronne. Bardzo podoba mi się dwustronnie otwierany schowek w centralnej konsoli oraz ciekawe wyprofilowanie deski rozdzielczej.

Lexus dostaje ogromnego plusa także za pozostawienie fizycznych przycisków regulujących m.in. klimatyzację czy też podgrzewanie szyb, foteli itd. Wielu producentów samochodów zastępuje je oddzielnymi ekranami dotykowymi, ale tutaj na szczęście nie zrealizowano tego dziwnego pomysłu.

W drugim rzędzie siedzeń jest sporo miejsca zarówno na nogi jak i na głowę, ale przy dłuższej trasie może być go jednak niewystarczająco dużo.

Sporym minusem jest za to bardzo mały bagażnik. Tak, wiem, że to miejski crossover, ale jednak 320 litrów pojemności przy hybrydzie i o kilkanaście litrów więcej przy pozostałych wersjach silnikowych – to jednak mało, szczególnie jeśli planuje się dalszy wyjazd ze znajomymi.

F jak "Fun"(?) Sport?

Lexus UX250h posiada hybrydowy układ napędowy czwartej generacji, który składa się z dwulitrowego benzyniaka o mocy maksymalnej 152 KM oraz silnika elektrycznego o mocy 109 KM i maksymalnym momencie obrotowym 202 Nm.

Jeśli dokupicie napęd na obie osie, to dostajecie dodatkowy silnik elektryczny napędzający koła tylnej osi o mocy 7 KM i momencie obrotowym 55 Nm. Całkowita moc takiego układu ma 184 KM.

Tyle kucy wystarczy, żeby rozpędzić tę maszynę 0 do 100 km/h w 8,7 s i żeby wyprzedzanie stało się bardzo przyjemną oraz bezpieczną czynnością. Bez zarzutu działa też bezstopniowa skrzynia biegów e-CVT, która niesamowicie współgra z przyjemnym brzmieniem silnika w trybie Sport + (dostępnym w pakiecie F-Sport) – dźwięk generowany jest przez głośniki, ale serio łapałem się na tym, że miałem wrażenie, że jest inaczej.

Sportowy sznyt dodają temu modelowi manetki przy kierownicy oraz dwie rzeczy, które jak je zobaczyłem, zacząłem się cieszyć jak dziecko. Przede wszystkim chodzi o pokrętła: jedno do zmiany trybu jazdy oraz drugie wyłączające trakcję – znajdujące się nad kierownicą, które nawiązują do legendarnego modelu LFA.

Drugą rzeczą jest przesuwany pierścień wyświetlacza głównego, który odsłania menu dodatkowe z bieżącym spalaniem i innymi informacjami – czadowy dodatek!

Lexus UX250h F-Sport doskonale prowadzi się we wszystkich trybach, ale najbardziej do gustu przypadł mi Sport+. Auto to świetnie jechało nie tylko w mieście, ale i w trasie, a jego podwozie bardzo dobrze tłumi wszelkie nierówności. Mimo że nie jechałem ekonomicznie, szczególnie w trasie, i sporo wyprzedzałem, to nie spaliłem dużo – średnio było to około 6 litrów na 100 km.

Trochę niekonsekwencji...

Wydaje się, że inżynierowie Lexusa wsłuchali się w głos ludu, ale moim zdaniem zabrakło im konsekwencji w działaniu. Dlaczego? Wymienili multimedia na bardziej pasujące do XXI wieku, ale już kamery cofania nie, która nadal ma dość kiepską jakość. Wrzucili Android Auto, ale nie poszli o krok dalej, żeby nie trzeba było podłączać smartfona kablem do samochodu.

Mamy pakiet F-Sport, ale z przodu wloty powietrza to atrapy, chociaż mogłyby mieć jakieś zastosowanie. Poza tym zauważyłem dwie wady elektroniki: UX łapie zawiechę przy automatycznej zmianie świateł z długich na mijania, przez co oślepia kierowców, oraz nie chce otwierać bagażnika z pilota. Znaczy otworzy go, ale dopiero, jak otworzy się samochód.

Cena?

Jak za auto premium. Testowany przez nas model Lexus UX250h F-Sport to koszt około 240 tysięcy złotych – jak za taki standard, komfort i frajdę z jazdy to uczciwa kwota. Ale jeśli ktoś chciałby ograniczyć trochę wydatki, to podstawa zaczyna się od 166 tysięcy złotych, a UX z napędem na dwie osie – od 184 tysięcy złotych.