Kajdanowicz o pamiętnym nagraniu z Durczokiem i podsłuchach. "Jakiś Pegasus był zamontowany"
Grzegorz Kajdanowicz mówi o pamiętnym nagraniu z Durczokiem i podsłuchach
Grzegorz Kajdanowicz w poniedziałek (29 maja) gościł w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. Gospodarze wypytywali go o życie prywatne, ale przede wszystkim o pracę w TVN. Prowadzący "Faktów" odniósł się do głośnej afery z udziałem jego zmarłego kolegi, ówczesnego szefa głównego wydania programu informacyjnego.
Chodzi oczywiście o pamiętne nagranie, na którym Kamil Durczok (red. zmarł 16 listopada 2021 roku w wyniku zaostrzenia przewlekłej choroby i zatrzymania krążenia), przygotowując się do wejścia na antenę zwraca się do jednego z pracowników per "Rurku", mając pretensje o "upie****ony stół".
"Ja pamiętam, jak to wybuchło. My byliśmy na wyjeździe integracyjnym i Kamil był z nami. I ktoś do niego zadzwonił, my byliśmy w samochodzie i taka cisza, cisza, że ten stół, że u*********y, że on będzie skończony. Na początku była konsternacja, że coś się stało dramatycznego. To się rozeszło. To był jeden wielki mem" – przyznał.
Wojewódzki zapytał go wtedy, czy sam nie ma czasem obaw, że ktoś go nagra. Dziennikarz stwierdził, że bardzo możliwe, że takie sytuacje miały już miejsce.
"Trzeba się liczyć z tym, że mój telefon jest podsłuchiwany. Jakiś Pegasus był zamontowany. Liczę się z tym, że z jakiegoś powodu telefony dziennikarzy naszej stacji, którzy prowadzą ważne programy publicystyczne, informatyczne mogą być podsłuchiwane. Żeby było jasne, nie mam na to dowodów" – zaznaczył.
Gospodarze podcastu chcieli wiedzieć, czy prezenterowi zdarza się rozmawiać na "tematy zakazane". Kajdanowicz powiedział, że stara się panować nad językiem, ale różnie to wychodzi.
"Nie wstydzę się niczego, co mówię. Oczywiście, że przeklinam. Jak siedzimy u mnie w pokoju np. z wydawcą, jest napięta atmosfera, padają tam grubsze słowa. Ja nikogo nie obrażam, do nikogo tego nie mówię, nikogo nie wyzywam" – wyjaśnił.
Mama chciała, żeby Kajdanowicz był księdzem
Grzegorz Kajdanowicz jest jednym z gospodarzy głównego wydania "Faktów" TVN. Zawsze pełen profesjonalizmu i klasy, niezależnie od okoliczności. Swoją telewizyjną przygodę z TVN-em zaczął ponad 25 lat temu.
Znakomicie sprawdzał się w roli reportera, aż w 2004 roku zadebiutował jako prowadzący najważniejszego serwisu informacyjnego, który startuje codziennie o 19. Od tego momentu w głównym wydaniu relacjonuje najważniejsze wydarzenia w Polsce i na świecie.
W podcaście "WojewódzkiKędzierski" wyznał, że jego mama chciała, by obrał inną drogę na życie. "Moja matka mówiła na mnie Gasio, to było chyba coś z Grzesiem. Moja mama na pewnym etapie myślała i chciała, żebym był księdzem. Rodzice pochodzili z rodziny bardzo wierzącej" – oznajmił.
"My z moim o rok starszym bratem chodziliśmy do kościoła do 17. roku życia. Po czym daliśmy sobie spokój. Moja matka na pewno by się ucieszyła, gdybym ja się zdecydował, bo ona mówi, że ja tak ładnie mówię, tym księdzem mógłbym być, te kazania" – powiedział.
Kajdanowicz o powodach rozstania z żoną
Wojewódzki nie omieszkał zapytać dziennikarz o jego zakończone małżeństwo. Showman osobiście znał się z Karoliną i zapamiętał ją z tamtych czasów jako "fajną, zwariowaną dziewczynę, do rany przyłóż". Dlaczego związek nie przetrwał?
"Po tych latach (...) to małżeństwo się rozpadło, ale nie dlatego, że ja dużo pracowałem. Oczywiście, że to nie pomagało, bo kiedy dzieci były małe, to ja bardzo dużo wyjeżdżałem, ciągle mnie nie było. Pracowałem w weekendy, w święta. (...) Natomiast bardziej jest to kwestia osobowości. (...) Nie jestem najłatwiejszym człowiekiem" – stwierdził.
Była żona Kajdanowicza pracowała w latach 90. jako kierowniczka produkcji w Telewizji Polskiej. Tam się poznali. Prezenter należał wówczas do zespołu redakcyjnego "Teleexpressu".