Możemy spać spokojnie. Oto pięć animacji Disneya, które nigdy nie dostaną aktorskich wersji
Aktorskich wersji animacji Disneya powstało od 2010 roku aż... osiemnaście, w tym: "Alicja w Krainie Czarów" (2010), "Czarownica" (2014), "Kopciuszek" (2015), "Piękna i Bestia" (2017), "Aladyn" (2019), "Król Lew" (2019), "Mulan" (2020), "Cruella" (2021), "Pinokio" (2022) czy "Piotruś Pan i Wendy" (2023).
Obecnie w kinach króluje "Mała syrenka", najnowsza na liście aktorskich remake'ów Disneya. Kontrowersji było co niemiara (kolor skóry Ariel, animacje rybki Florka i kraba Sebastiana, zmienione teksty piosenek), ale film nie tylko dobrze radzi sobie w kinach, ale i zbiera niezłe recenzje. A to raczej nie odstraszy gigantycznej wytwórni od kręcenia na nowo swoich kolejnych animowanych hitów.
A czemu miałby odstraszyć? Bo widzowie niekoniecznie przepadają za aktorskimi wersjami filmów animowanych. Owszem, chodzimy na nie do kin, ale rzadko z ogromnym entuzjazmem. Bo czy są one w ogóle potrzebne? Nie, nie są. Zbyt mocno kochamy oryginały, na których często się wychowaliśmy, żeby ekscytować się planami remake'u (jak chociażby w przypadku planowanego serialu "Harry Potter").
Hollywood nie lubi jednak dziś ryzykować i jest wierne zasadzie "ludzie lubią to, co znają", dlatego skoncentrowało się na sequelach, prequelach, rebootach i remake'ach. To mało ryzykowne pomysły, które mogą się finansowo opłacić i sporo zarobić, a o to przecież chodzi w ogólnym rozrachunku. Nic na to nie poradzimy.
Dlatego nowych wersji filmów animowanych Disneya będzie jeszcze więcej, czy tego chcemy czy nie. W 2024 roku czekają nas aktorskie "Królewna Śnieżka" z Rachel Zegler oraz film o Mufasie, a na liście zapowiedzianych projektów są m.in. "Lilo i Stitch", "Vaiana", "Herkules", "Dzwonnik z Notre Dame", "Bambi" czy "Aryskotraci". Pozostaje tylko trzymać kciuki, aby żaden nie był takim koszmarkiem, jak "Pinokio" z Tomem Hanksem...
Pięć animowanych filmów Disneya, które nigdy nie dostaną aktorskich wersji
Boicie się, że Disney weźmie się za kolejne wasze ukochane bajki z dzieciństwa? Spokojnie, tych pięciu raczej na pewno nie ruszy. Chyba, że w niektórych wypadkach całkowicie... zmieni fabułę albo bohaterów, ale czy wtedy miałoby to jakikolwiek sens?
1. Pocahontas (1995)
"Pocahontas" to idealny produkt lat 90. Mało wrażliwych społecznie czasów, w których rdzennych Amerykanów nazywało się protekcjonalnie Indianami, a ciężki temat kolonializmu niewinnie wplatano w familijny film animowany. Pewnie, kochamy "Pocahontas", to kultowy film z hitowymi piosenkami, które wciąż śpiewamy na karaoke, ale po prostu mocno się zestarzał i nie przystaje do współczesnej epoki woke i dzisiejszej świadomości.
Właśnie z tego powodu Disney raczej nigdy nie zdecyduje się na aktorską wersję filmu. Zwłaszcza, że film z 1995 roku oparty jest na faktach, a Pocahontas istniała naprawdę. Jej historia nie była jednak disneyowska, a związek białego kolonizatora z członkinią podbitej społeczności wcale nie przypominał romantycznej baśni i dziś byłby po prostu bardzo problematyczny. W "Pocahontas" mocno uproszczono więc nie tylko wydarzenia historyczne, ale i konflikty rasowe oraz temat kolonializmu.
Zrobienie wiernego remake'u byłoby więc po prostu... głupie i obraźliwe. Ba, burza, która by wybuchła, mogłaby mocno pogrążyć wytwórnię Walta Disneya. Raczej więc wątpliwe, a wręcz niemożliwe, że jej szefostwo zgodziłoby się na taki krok. A zwłaszcza mając na uwadze wiele problemów z rasą w swoich dawnych produkcjach.
Owszem, aktorska wersja "Pocahontas" mogłaby powstać. Warunek? Największa możliwa ostrożność, wytężona wrażliwość oraz rdzenny Amerykanin za kamerą, który mógłby naprawić błędy oryginału. Problem w tym, że zmiany byłyby tak ogromne, że znana nam historia byłaby zupełnie nie do poznania, a to całkowicie wyklucza ideę remake'u. A realistyczny film o Pocahontas, "Podróż do Nowej Ziemi" Terence'a Malicka, powstał już w 2005 roku. Dlatego filmowego coveru "Kolorowego wiatru" raczej nie usłyszymy.
2. Tarzan (1999)
"Tarzan" to z pozoru wdzięczny pomysł na remake, ale widzieliśmy już tę historię tyle razy, że raczej nie przyciągnąłby do kin tłumów. Zwłaszcza, że nie zrobiły tego ostatnie produkcje o książkowym bohaterze stworzonym przez Edgara Rice'a Burroughs. Hollywoodzki "Tarzan: Legenda" z 2016 roku przyniosła straty wytwórni Warner Bros., a niemiecka animacja "Tarzan. Król dżungli" została zmiażdżona przez krytyków i mało komu przypadła do gustu.
Wnioski? "Tarzan" był w 1999 roku hitem, ale dzisiaj ludzie nie mają już ochoty na oglądanie muskularnego mężczyzny huśtającego się na lianach. Wątpliwe więc, że Disney znowu zabrałby się za historię. Owszem, "Księga dżungli" z 2016 roku, czyli remake innej animacji o człowieku wychowanym przez zwierzęta, była hitem, ale powiedzmy to wprost: sercem disneyowskiego "Tarzana" jest sam animowany Tarzan – zwierzęcy, dziki, nadludzki – czego po prostu nie odda żadnej aktor. Nawet Alexander Skarsgård.
3. Oliver i spółka (1988)
"Oliver i spółka" nie jest aż tak kultowym tytułem, jak "Pocahontas" czy "Tarzan", ale ma wierne grono fanów. W tej oryginalnej ekranizacji "Olivera Twista" Charlesa Dickensa bohaterami są zwierzęta żyjące na ulicach Nowego Jorku i właśnie to przemawia na niekorzyść ewentualnej aktorskiej ekranizacji.
Dlaczego? Bo hiperrealistyczne, gadające zwierzaki wcale nie do końca podobają się fanom. Weźmy na to Florka i Sebastiana z "Małej syrenki", którzy początkowo zmiażdżeni przez fanów albo całego "Króla Lwa". Film był hitem, ale oglądanie komputerowych lwów było, mówiąc wprost, mało komfortowe i przyjemne.
Jeszcze gorszym pomysłem w tym przypadku byłyby animowane postacie osadzone w prawdziwym świecie, dlatego "Oliwer i spółka" raczej odpada jako remake. Poza światem animacji po prostu nie miałby racji bytu i nikomu nie sprawiłby przyjemności. Oryginał jest zbyt dobry.
4. Nowe szaty króla (2000)
Jeśli jakiś film zupełnie nie nadawałby się na aktorską wersję, to są to "Nowe szaty króla", kultowy tytuł z 2000 roku. Dlaczego? Bo po prostu trudno byłoby go sobie wyobrazić poza światem animacji, zwłaszcza że to film, któremu bliżej do szalonego stylu "Toma i Jerry'ego" i "Strusia Pędziwiatra", niż ułożonej "Małej syrenki" czy "Aladyna". Tego, co śmieszyło nas w oryginale, jak kanciaste postaci czy szybkie pościgi, zwyczajnie nie dałoby się przełożyć na język filmu fabularnego.
Do tego głównym bohaterem jest człowiek przemieniony w lamę. Prawdziwa lama jako Kuzco nie wchodzi w grę, bo byłoby to po prostu idiotyczne. Owszem, można by połączyć animację z aktorami i stworzyć "Nowe szaty króla" w stylu "Looney Tunes znowu w akcji" czy "Kosmicznego meczu", ale to i tak nie oddałoby maniakalnego ducha oryginału. Jeśli więc nawet Disney zdecydowałby się na remake, to... nie wieścimy mu sukcesu.
5. Każdy film Pixara
Studio Pixar, który należy do wytwórni Disneya, przyzwyczaił nas do znakomitych filmów, poruszających historii i wysokiej jakości animacji. "Toy Story", "Coco", "Gdzie jest Nemo?", "Odlot", "W głowie się nie mieści", "Iniemamocni", "Co w duszy gra", "Potwory i spółka", "WALL-E", "Ratatuj", "Merida waleczna"... Perełki.
Te filmy animowane są tak technicznie i wizualnie dopracowane, że nie miałoby sensu przenosić tych barwnych, żywych światów oraz postaci na język kina fabularnego. Ba, byłoby to wręcz niemożliwe w sposób, który nie odebrałby tym tytułom magii. Zresztą nie ma takiej postaci bo animacje Pixara są komputerowe, a nie rysunkowe, dzięki czemu wydają się uniwersalne, realistyczne i jeszcze długo się nie zestarzeją. Na szczęście!