"Sytuacja jest beznadziejna". Wściekłość plantatorów malin sięga zenitu, w bastionach PiS się gotuje
- Plantatorzy malin protestują przeciwko niskim cenom skupu i importowi tanich malin m.in. z Ukrainy.
- Za 1 kg malin dostają w skupie ok. 3,50 zł
- "Sytuacja na rynku malin przeznaczanych do przetwórstwa jest dramatyczna. Z dnia na dzień ceny skupu spadają, a wiele zakładów zapowiada wręcz jego wstrzymanie" – alarmuje Związek Sadowników RP
Od kilku dni w kraju wrze z powodu malin. Zwłaszcza branżowe media grzmią o dramacie plantatorów, o absurdalnie niskich cenach, o protestach, blokadach dróg i apelach do rządu o interwencję. A także o kryzysie z m.in. Ukrainą w tle, bo stamtąd dociera do nas najwięcej taniej maliny.
– Codziennie sprawdzamy, czy ktoś się nad tym pochyli, czy zareaguje. Nic! Najpierw było zboże, a teraz maliny – reaguje wzburzony plantator z Lubelszczyzny.
Inny: – Sytuacja jest w tej chwili beznadziejna. Malina na skupie kosztuje 3,50 zł, czyli poniżej jakichkolwiek kosztów produkcji. Owoców w ogóle nie opłaca się zbierać. Mnie w tym momencie nie stać nawet na pracowników do zbiorów.
Właściciele plantacji są wściekli. Można też wyczuć żal, że w mieście tego nie rozumieją. – Osoba z miasta pójdzie do sklepu, zobaczy malinę w pojemniku 125 gramów za 10 zł i zaraz będzie wyliczać, ile taki plantator z tego ma i jeszcze narzeka. Miasto śmieje się z nas, że rolnik śpi, a mu rośnie. Ale to nie jest prawda. I to nie my zarabiamy, tylko ktoś po drodze – mówi jeden z rolników z okolic Kraśnika.
Tu aż się gotuje z emocji.
"Polski rząd = niemoc, niekompetencja, chaos, bałagan"
W okolicach Kraśnika, Opola i Janowa Lubelskiego, znajdują się największe plantacje malin w kraju. Około 70 proc. całej produkcji pochodzi właśnie stąd. Politycznie to region wyborców PiS.
– Dużo ludzi im ucieknie. Dużo ludzi narzeka. Część straciła tysiące złotych na zbożu, teraz tracą na malinach. Nikt z nami nie rozmawia, politycznie nas olewają – burzy się jeden z plantatorów.
Kolejny: – Między sobą mówimy, że PO sprzedała nam zakłady dla Niemca. A ten rząd PiS sprzedał rolników Ukraińcom. My nie damy rady Ukrainie, bo oni mają inne koszty produkcji, inne środki. I nie przestrzegają unijnych zasad jak my.
Od kilku dni na Lubelszczyźnie organizują protesty. Na przykład niedaleko Opola Lubelskiego zablokowali drogi wojewódzkie nr 747 i 824. "Polski rząd = niemoc, niekompetencja, chaos, bałagan" – taki napis pojawił się na jednym transparencie. Duży protest plantatorzy zapowiedzieli na 3 lipca.
Kogo winią najbardziej?
– W większości to chyba wina rządu. Słychać, że to rząd odpowiada za to, że maliny są sprowadzane spoza UE, głównie z Ukrainy i Mołdawii. My jesteśmy w UE, stosujemy pewne standardy i środki, które są dozwolone do stosowania na takich owocach. Na przykład w moim gospodarstwie są to środki ekologiczne, głównie drożdże, które są bezpieczne. A w przypadku importowanych nie wiemy, co dostajemy. Co później będzie wrzucane do jogurtów? Czy ktoś to bada – reaguje plantatorka z Lubelszczyzny.
"Sytuacja na rynku malin jest dramatyczna"
Import, ceny, brak reakcji władz – gdziekolwiek nie zapytać, ludzie się na to burzą. "Sytuacja na rynku malin przeznaczanych do przetwórstwa jest dramatyczna. Z dnia na dzień ceny skupu spadają, a wiele zakładów zapowiada wręcz jego wstrzymanie" – napisał w komunikacie Związek Sadowników RP.
Były już pisma do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi i do komisarza UE ds. rolnictwa – przypomnijmy, to Polak, Janusz Wojciechowski, polityk PiS. A także do premiera Morawieckiego o wstrzymanie importu malin z Ukrainy.
– Jeździmy na strajki, pokazujemy, co się dzieje, żeby państwo widziało. A państwo nic nie robi. Jest cisza. Wczoraj chłodnie były dla nas zamknięte, a 200 ton maliny przyjechało z Ukrainy. To po co mają u nas zbierać maliny? – reaguje Grzegorz Stanicki, plantator z Blinowa pod Kraśnikiem.
Mówi, że nie da się odróżnić maliny polskiej od importowanej. Ale również uczula na to, że nie wiadomo, czym tamte są pryskane i nie wiadomo, jaki mogą mieć wpływ na zdrowie. – Za nami stoi UE, za nimi nikt nie stoi – zwraca uwagę.
Ma plantację 5 ha. I zamówione już 10 osób do zbiorów, ale na razie je wstrzymuje, czeka, co będzie.
– Bo co jak przyjadą, pójdziemy w pole, a nikt potem nie weźmie nam malin? Jedyne wyjście to zrobić cła na Ukrainę. Żeby malina nie spływała do nas po 2 zł. Z cłem wyjdzie po 5 zł i wtedy chłodniom nie będzie opłacało się brać owoców stamtąd, tylko będą brać nasz towar. To jedyne rozwiązanie. Cały problem polega na tym, że puścili maliny bez cła – uważa.
"3,50 zł za kilogram malin to tragedia"
Dziś cena za kilogram malin w sklepach to ok. 40 zł. Cena dla plantatorów w skupie to ok. 5 zł, ale ostatnio spadła do 3-3,50 zł. Żeby opłacało się zbierać owoce, cena powinna wynosić co najmniej 8-10 zł. Dla porównania w ubiegłym roku wynosiła 14-15 zł.
Co to dla nich oznacza?
Plantator spod Janowa Lubelskiego: – Jak uzbieram 1000 kg malin, to przy cenie ok. 3,50 zł dostanę za to 3-4 tys. zł. Co to jest? Gdy za tonę jakiegokolwiek nawozu trzeba było zapłacić 6,5 tys. zł?
A to nie jest tylko koszt zbioru. – Przez cały rok wkładamy w plantację dużo pracy. To pielęgnacja całoroczna, koszt pracowników, którzy w ubiegłym roku zarabiali tyle, co w tym roku oferowane jest na skupie malin. Doszła inflacja, większe koszty utrzymania. Zawsze do zbiorów przyjeżdżały panie z Ukrainy, a teraz za tę stawkę nie chcą przyjeżdżać – dodaje.
Grzegorz Stanicki: – 3,50 zł za kilogram to tragedia. Trzeba opłacić pracowników, ubezpieczenie, zapewnić im wyżywienie, zamieszkanie. Do tego są koszty utrzymania plantacji. Nawozy kupujemy po 6 tys. zł za tonę. Wszystkie dozwolone opryski to 500-600 zł za butelkę. Utrzymanie jednego hektara plantacji kosztuje ok. 30 tys. zł. Jeśli ktoś ma dużą plantację, musi wynająć kogoś do obróbki pola, do plewienia, do wycinania, bo sam nie jest w stanie tego zrobić.
Podkreśla: – Rolnik nie chce jałmużny. Rolnik ma zdrowe ręce i jest pracowity. Po prostu dajcie człowiekowi godnie zarobić, żeby to, co wypracuje swoimi rękami, sprzedał. Może są ludzie, którzy chcą coś za darmo, ja chcę na to zapracować. Produkuję żywność, staram się cały rok i nie robię tego po to, żeby potem to wyrzucić.
Plantacje ogłaszają samozbiory
Dlatego, by ratować maliny, plantacje ogłaszają samozbiory. – Co z nią zrobię? W tym roku są takie ładne owoce. Niech ludzie przyjadą z miasta, niech zbierają malinę, żeby się nie zmarnowała – mówi plantator. To w tym roku trend, który bardziej niż kiedykolwiek daje się w Polsce zauważyć. To ratunek dla wielu owocowych plantacji – każdy może przyjechać, sam zebrać owoce i zapłacić dużo mniej niż w sklepie. Korzyści są dla obu stron.
W internecie jest mnóstwo takich ogłoszeń.
Plantator spod Janowa Lubelskiego: – Przy cenie 3,50 zł ja na razie nie zbieram malin, czekam, aż coś się zmieni. Ale wiem, że ci, którzy nie mają wyjścia, zbierają i za taką cenę, ponieważ jest to ich jedyne źródło dochodu. Osoby, które mają inne źródła dochodów, nie zbierają, ale wręcz likwidują plantacje. Ja w tej chwili liczę tylko na samozbiory, żeby większość owoców się nie zmarnowała, bo szkoda mi bardzo. A w tym roku malina jest wyjątkowo piękna!
Grzegorz Stanicki mówi, że zastanawiają się z żoną, co dalej. – Rolnik jest twardy i rok takich warunków by wytrzymał. Ale to wygląda na długofalowe. Nasze rolnictwo padnie. Pozostaje przebranżowić się i pójść do pracy. A to też będzie niedobre, bo jak cała wieś pójdzie do pracy, to zrobi konkurencję miastu i zarobki pójdą w dół – mówi.
Czytaj także: https://natemat.pl/218823,owoce-wisza-na-krzakach-przez-500-nie-mozemy-znalezc-ludzi-w-sadach-i-na-plantacjach-zalamuja-rece