Masowe protesty w Izraelu po decyzji Knesetu. Samochód wjechał w tłum ludzi

Mateusz Przyborowski
24 lipca 2023, 21:16 • 1 minuta czytania
Kneset zatwierdził reformę sądownictwa. Decyzja izraelskiego parlamentu wywołała jeszcze większe protesty obywateli. W centralnej części kraju samochód wjechał w tłum manifestantów, którzy zablokowali ulicę.
Wstrząsające sceny z Izraela. Auto wjechało w tłum protestujących Fot. Zrzut ekranu / Twitter

Wstrząsające sceny z Izraela. Auto wjechało w tłum protestujących

Izraelczycy, sprzeciwiający się zmianom w sądownictwie, po poniedziałkowej decyzji parlamentu zablokowali autostradę w Jerozolimie i inne drogi w kraju. Jak podaje Reuters, w centralnej części Izraela samochód wjechał w tłum protestujących.


Trzy osoby zostały ranne. Jak czytamy, izraelska policja szuka kierowcy, który uciekł z miejsca zdarzenia. Na tę chwilę nie wiadomo, kim był sprawca. Do sieci trafiło nagranie, na którym widać moment zdarzenia.

Jak podaje serwis Haaretz.com, wobec protestujących użyto także armatek wodnych. – Nigdy się nie poddamy – krzyczą zebrani, którzy mają ze sobą izraelskie flagi. Przekonują, że zostaną tam tak długo, jak będzie trzeba, gdyż przyszli bronić izraelskiej demokracji.

W poniedziałek ok. godz. 16 czasu lokalnego Kneset zatwierdził reformę sądownictwa w Izraelu. Na nic zdały się protesty, strajki i marsze obywateli, które trwały od pół roku. Reforma została przyjęta w drugim i trzecim czytaniu. 64 deputowanych było za jej przyjęciem, a głosów przeciwnych nie było. Politycy opozycji zbojkotowali ostatnie głosowania i wyszli z sali obrad. Zgłaszali wcześniej poprawki. Nic to jednak nie dało, gdyż zostały one odrzucone.

Próbując powstrzymać plany premiera Beniamina Netanjahu tysiące Izraelczyków wyszło na ulice w całym kraju. Tylko w marcu w samym Tel Awiwie na głównym proteście zgromadziło się około 200 tys. osób. Dodajmy, że mówimy o 9,5-milionowym kraju, kilka razy mniejszym niż Polska.

Protesty w Izraelu. O co chodzi w reformie sądownictwa przyjętej przez Kneset?

Przyjęta przez parlament reforma ogranicza uprawnienia izraelskiego Sądu Najwyższego, który do tej pory mógł uchylać decyzje rządu, jeśli uznał je za "nieracjonalne", czyli nieproporcjonalnie skoncentrowane na interesie politycznym bez wystarczającego uwzględnienia interesu publicznego.

Jak podają izraelskie media, tuż przed głosowaniem minister finansów Bezalel Smotrich miał domagać się odroczenia prac legislacyjnych o co najmniej pół roku. Jego propozycja została jednak stanowczo odrzucona przez ministrów sprawiedliwości Jariwa Lewina i ministra bezpieczeństwa narodowego Itamara Ben-Gewira. Obaj też ostrzegli przed głosowaniem Netanjahu, że jeśli ustawa nie zostanie przyjęta w obecnej formie, to koalicja upadnie.

Opozycja wskazuje, że to zagrożenie dla demokracji, a Netanjahu i jego ludzie przekonują, że nowe prawo "przywróci równowagę pomiędzy organami władzy". Zdaniem izraelskiego premiera wymiar sprawiedliwości ma zbyt duże kompetencje w kraju.

Jak podkreśla CNN, Izrael, który nie ma spisanej konstytucji, a jedynie zestaw quasi-konstytucyjnych podstawowych praw, miał stosunkowo potężny Sąd Najwyższy, co zdaniem prawicowych zwolenników zmian jest problematyczne. Co istotne – Sąd Najwyższy jest w Izraelu jedyną kontrolą Knesetu i rządu.

Krytycy zwracają uwagę, że premier Netanjahu boi się m.in. zarzutów korupcyjnych i dlatego tak bardzo chce osłabić sądy. Zdaniem opozycji nowe prawo może też uderzyć w prawa mniejszości i wolność słowa. W skład obecnej koalicji w Izraelu wchodzi skrajna prawica (partie ultranacjonalistyczne i ultrareligijne), która słynie z rasizmu wobec Palestyńczyków oraz niechęci wobec osób LGBT+.