Joanna z Krakowa pojawiła się w Sejmie. Zdradziła nowe informacje o swoim dramacie
Pani Joanna z Krakowa, która właściwie nazywa się Joanna Parniewska wraz z pełnomocniczką Kamilą Ferenc była na środowym posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Praw Kobiet. Miała tam swoje wystąpienie.
Joanna z Krakowa pojawiła się w Sejmie
– Zaczęło się od tego, że zamówiłam tabletkę poronną i zapłaciłam za nią 330 zł. Dostałam ją mniej więcej po tygodniu. Wzięłam ją i chyba było okej. Nie było niebezpiecznie. Jakieś półtora tygodnia później zadzwoniłam do pani doktor, która jest psychiatrą. Myślałam, że dobrym. Teraz już niekoniecznie. Myślałam, że udzieli mi pomocy, a wyszło tak, że po kilku minutach w moim mieszkaniu była policja – mówiła na tym posiedzeniu.
Jak podkreśliła, była na SOR-ze i w międzyczasie gdzieś zniknął jej komputer. – Jeden lekarz się za mną wstawił. Trafiłam na ginekologię, chociaż potrzebowałam porozmawiać z psychiatrą. Zrobiono mi tam badania. W szpitalu była też policja i był taki moment, gdy nie byłam już osobą, tylko przedmiotem – podkreślała.
Poinformowała też, że jakie wiadomości dostaje teraz od innych kobiet. – Jest takie przekonanie, że aborcja to jest grzech, przestępstwo, czarna magia, szaleństwo, obłęd. Jakbym się zastanowiła, to bym jeszcze tak długo mnożyła. Ja wiem, jak jest, chociaż boję się, że są osoby, które jeszcze nie wiedzą, bo one do mnie piszą – przekazała Joanna Parniewska.
We wtorek odbyły się manifestacje poparcia dla pani Joanny
We wtorek w największych polskich miastach odbyły się demonstracje związane z historią Joanny z Krakowa. Zorganizowane zostały pod hasłem "Solidarnie z Joanną", a protestujący zebrali się pod komisariatami policji w imię sprzeciwu wobec tego, jak zachowali się wobec kobiety funkcjonariusze.
W środę rano krakowianka była gościnią programu "Jeden na jeden" w TVN24, gdzie opowiedziała o tym, jak z jej perspektywy wyglądał marsz w Krakowie. – Mam wrażenie, że w trzy dni ukończyłam 300 lat terapii. Zrozumiałam, że ja sama za siebie się wstawiłam, zrozumiałam, że już nigdy nie muszę się bać i wiem, że nie będę szła sama. Znałam wcześniej to hasło, skandowałam je wiele razy, ale naprawdę teraz je rozumiem – powiedziała na antenie stacji.
– Na tym marszu przed tym komisariatem ustawili dokładnie tych samych policjantów, którzy wzięli w tym udział – przekazała.
– Jest pani pewna? – dopytała Agata Adamek. – Tak. Oni chyba naprawdę myśleli, że ja się wciąż boję. Patrzyłam im w twarz. Jeden z nich założył maskę, on był dla mnie najgorszy. Oczywiście, że specjalnie ich wzięli, nawiązywałam z nimi kontakt wzrokowy, ale chyba mieli z tym problem – odpowiedziała.