PiS odwołało konsula RP w Kanadzie – poszło o największego wroga Rydzyka? "Praktyki jak za PRL-u"
- Mańkowski trzykrotnie dostał polecenie sporządzenia "pogłębionej notatki" na temat działalności Lukaszuka, każde z nich zignorował
- Lukaszuk kilka lat temu mocno pokiereszował interesy Radia Maryja w Kanadzie
- Poprzedni ambasador Polski w Kanadzie wypowiadał się o nim bardzo niepochlebnie, zachwalając przy okazji radiostację założoną przez ojca Rydzyka
Jak można wyczytać na rządowych stronach, w Kanadzie znajdują się Ambasada RP w Ottawie, która jest stolicą kraju oraz trzy Konsulaty Generalne RP: w Montrealu, Toronto i Vancouver. Każda placówka obejmuje określony rejon kraju.
Ambasada i konsulaty RP w Kanadzie
W Vancouver, które obsługuje okręg zamieszkały przez blisko 500 tys. osób deklarujących polskie korzenie, w lutym 2020 r. szefem placówki został Andrzej Mańkowski, rocznik 1968, absolwent etnografii na wydziale historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Wielokrotnie wcześniej brał udział w misjach pokojowych ONZ, ma również niemałe doświadczenie urzędnicze i z sektora prywatnego. Nigdy nie został bohaterem żadnego skandalu ani nikt publicznie nie narzekał na jego pracę. W Polsce się prawie o nim nie słyszało i nie mówiło na jego temat.
Andrzej Mańkowski, fot. strona ambasady
To zmieniło się w piątek 28 lipca, kiedy w sali imienia Wiesława Chrzanowskiego w budynku komisji sejmowych zgromadzili się polscy parlamentarzyści, by w ramach prac Komisji Łączności z Polakami za Granicą zaopiniować nową kandydatkę na miejsce Mańkowskiego, którą została wicedyrektorka jednego z departamentów MSZ Aleksandra Kucy.
Podczas przemowy deklarowała współpracę z miejscową Polonią i polskim duchowieństwem. Jej doświadczenie, wiedza, wykształcenie i znajomość języków byłyby bardzo trudne do podważenia, więc nikt nie wniósł żadnych uwag. Dyskusja członków komisji skupiła się za to na poprzednim konsulu, którego odwołanie pozostawia duże znaki zapytania.
Posłowie PiS murem za ministerstwem
Temat wywołał sam Robert Tyszkiewicz (KO), szef komisji, który przewodniczył obradom. Zdradził, że MSZ prosiło konsula Mańkowskiego, by zdobył informacje na temat polonijnego działacza Thomasa Lukaszuka.
- Czy to rutynowe działanie? Czy to działanie w sytuacji nadzwyczajnej? Bo przypomina raczej praktyki z czasów PRL-u, a nie z czasów Polski demokratycznej - zauważył Tyszkiewicz, starając się również poznać przyczyny odwołania dyplomaty.
- Dla nikogo nie powinno być wątpliwości, że jeżeli konsul nie wykonuje poleceń centrali, to jest to dostateczny powód, żeby takie działania podjąć – odparł obecny na sali wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk. - A co do rzekomego działacza polonijnego, na którego się powołuje pan przewodniczący, to poproszę dyrektora departamentu Polonii Sławomira Kowalskiego o przedstawienie tej sylwetki, jaka ona rzeczywiście jest.
- Jest to standardowe działanie - zaczął dyrektor Kowalski. - O panu Lukaszuku wiemy dużo z jego działalności politycznej na rynku kanadyjskim. To polityk kanadyjski o korzeniach raz ukraińskich, raz polskich. Oczywiście my znamy historię i wiemy, że te korzenie mogą być bardzo różne. Pan konsul Mańkowski przedstawiał go nam jako wybitnego działacza polonijnego i został poproszony o przedstawienie tych wybitnych zasług, bo one centrali są nieznane. Pan Lukaszuk w środowisku polonijnym jest oceniany bardzo różnie jako osoba kontrowersyjna.
Dyrektor departamentu współpracy z Polonią i Polakami nadmienił, że jego zdaniem używanie w tej sytuacji słowa "inwigilacja" jest nadwrażliwością.
- MSZ musi czerpać jakąś wiedzę na temat działaczy polonijnych i czerpie ją za pośrednictwem konsulów - kontynuował Kowalski.
- I to jest wiedza, liczymy na to, że obiektywna. Jeżeli konsul poczuł, że jest zobligowany do inwigilowania kogoś, to jest nieco zastanawiające, dające do myślenia. Przecież nie chodzi o inwigilację, tylko o informacje faktograficzne: po prostu co dana osoba robi, kiedy działa, jak działa, no i to tyle. Co działa na rzecz Polonii? No bo jeżeli osoba działa, no to jest bardzo dobrze. Chcielibyśmy o tych działaniach coś wiedzieć. (...) Na przykład, gdyby ktoś chciał odznaczyć tego pana za jego wielkie zasługi, to one nam pozostaję nieznane. Warto by było wiedzieć, w czym jest zasłużony dla Polonii - dodał.
Po tych tłumaczeniach głos wrócił do przewodniczącego komisji.
- Panie ministrze, panie dyrektorze, mnie to kompletnie nie przekonuje - nie owijał w bawełnę Robert Tyszkiewicz, któremu chwilowo trudno było dobrać słowa, by skomentować to, co właśnie usłyszał. - Mój niepokój po odpowiedzi pana dyrektora jest jedynie większy, bo pan dyrektor zasugerował, że to standardowa procedura w celu pozyskiwania informacji na temat działaczy polonijnych.
- Tematem wymiany korespondencji z panem konsulem było to, czy pan Lukaszuk jest działaczem polonijnym, czy jest politykiem kanadyjskim - próbował dalej tłumaczyć dyrektor Kowalski. - W naszym przekonaniu, centrali, pan Lukaszuk jest aktywnym politykiem kanadyjskim, niezajmującym się specjalnie Polonią. Jeżeli pan konsul twierdził inaczej, to prosiliśmy go po prostu o podanie faktów, które by wskazywały, że obok tego, że jest politykiem kanadyjskim - aktywnym, działającym na terenie Alberty, w konkretnej partii - to również zajmuje się sprawami polskimi. Bo na to nie mieliśmy żadnych faktów. No i nie dowiedzieliśmy się tak naprawdę, na czym polega jego działalność polonijna i do tej pory chyba nie wiemy.
Od lewej: Sławomir Kowalski, Aleksandra Kucy, Piotr Wawrzyk; fot. Sejm.gov.pl
Przedstawiciele MSZ od razu zostali wzięci w obronę przez obecnych na sali parlamentarzystów PiS. Joanna Lichocka stwierdziła, że cała afera to "rzekomy skandal" i sugerowała przewodniczącemu, żeby przemyślał sprawę, zaś Małgorzata Gosiewska zaczęła słownie atakować Tyszkiewicza i Platformę Obywatelską, nazywając przy okazji omawiane procedury "pozyskiwaniem wiedzy normalnymi źródłami".
Natomiast Piotr Kaleta wytknął szefowi komisji, że jest niegrzeczny, a cała dyskusja w tym punkcie obrad niepotrzebna. Nawet nie czekał na jego reakcję i sam przeprosił za zachowanie Tyszkiewicza pracowników ministerstwa.
"Nie pracuję dla prywatnej, toruńskiej rozgłośni"
Podczas obrad komisji nie pokazywano dokumentów, ale my widzieliśmy korespondencję, która była przyczyną tej dyskusji. Wynika z niej, że konsul dostał polecenie "przygotowania i przekazania odpowiednim kanałem pogłębionej notatki na temat działalności polityczno-społecznej pana Tomasza Łukaszuka oraz jej ewentualnego wpływu i znaczenia dla środowiska polonijnego w Albercie".
Jeden z clarisów MSZ
Proszono go o tę notatkę trzykrotnie, za każdym razem w formie tzw. clarisów, czyli listów, które przesyłają między sobą MSZ-y i placówki dyplomatyczne. Clarisy przeważnie nie mają charakteru niejawnego, w przeciwieństwie do szyfrogramów.
Z naszych ustaleń wynika, że Mańkowski przez trzy i pół roku nigdy nie dostał takiego polecenia względem żadnej innej osoby, choć wśród kanadyjskiej Polonii z jego okręgu zdarzały się różne osoby, nawet takie, które głosiły proputinowskie poglądy, co konsul zgłaszał centrali.
Każde ze wspomnianych trzech poleceń dotyczących Lukaszuka zignorował. Nasi informatorzy twierdzą, że zrobił to świadomie, bo uznał, że nie jest szpiegiem i że polecenie jego zdaniem musiało wynikać z faktu, że "MSZ ma problem z tym, że Łukaszuk jest aktywnym przeciwnikiem Radia Maryja".
Nawet kiedy dyplomata rozważał wykonanie zadania, miał dochodzić do wniosku, że musiałby zawrzeć w notatce pozytywne informacje o Lukaszuku, czym mógłby sobie zaszkodzić.
Względem innych zadań, które mu zlecano, nie było do niego większych zastrzeżeń, nie spodziewał się więc, że coś mu może grozić. Dopiero niedawno dowiedział się, że będzie pełnił funkcję tylko do 31 sierpnia.
Bardzo dobrze poinformowane źródło zdradza nam, że w nieoficjalnych kontaktach konsul swoje postępowanie skomentował słowami: - Nie pracuję w PRL-owskich służbach i nie zajmuję się inwigilowaniem Polaków w Kanadzie. Wyszedłem z założenia, że nie pracuję dla prywatnej, toruńskiej rozgłośni.
Przed ukończeniem niniejszego artykułu kontaktowaliśmy z Andrzejem Mańkowskim, ale odmówił rozmowy.
Przesłaliśmy też kilka pytań do MSZ, jednak nie dostaliśmy na żadne z nich odpowiedzi.
Chcieli prześwietlać Polonusa odznaczanego przez królową
Lukaszuk jest z rocznika 1969 r., ma za sobą bogatą karierę polityczną, był dawniej m.in. parlamentarzystą, ministrem kilku resortów oraz wicepremierem stanu Alberta. Teraz jest jednak poza polityką, od pięciu lat nie należy do żadnej partii, niedawno odrzucił propozycję startu w wyborach federalnych, ale nie wyklucza, że kiedyś wróci do tego świata, np. jako kandydat na senatora.
Teraz skupia się tylko na prowadzeniu biznesu (firma zajmująca się finansami) i działalności stricte społecznej. Był w Kanadzie jednym z dwóch głównych organizatorów gigantycznej zbiórki darów dla Ukrainy, w którą włączył się Dom Polski w Edmonton, Polsko-Kanadyjskie Stowarzyszenie Historyczne, Ambasada Kanady w Warszawie oraz polski LOT. O jego zasługach w tej sprawie informowała w dużym materiale m.in. TVP Polonia.
W Wikipedii istnieje całkiem spora poświęcona mu strona, tysiące razy wypowiadał się dla kanadyjskich mediów i sam w internecie publikuje zdjęcia oraz posty związane ze swoją działalnością. Jego działalność jest jawna. Kanada odznaczała go nieraz, w tym trzykrotnie medalem Królowej Elżbiety. Nawet Polska doceniła jego zasługi, kiedy w Muzeum Emigracji w Gdyni zawisło jego zdjęcie jako jednego z przykładów na to, że emigranci mogą w innym kraju zrobić dużą karierę.
Jego działalność polonijną także trudno podważać, dostawał od tego środowiska podziękowania, dyplomy i nagrody. Był też bohaterem wielu artykułów w prasie polonijnej. Jak sam mówi, jako członek rządu Alberty podejmował decyzje o finansowym wspieraniu szkół z nauczaniem języka polskiego, osobiście interweniował w wielu przypadkach, kiedy polscy emigranci byli wykorzystywani ekonomicznie w pracy, przyznawał też dotacje finansowe organizacjom polskim w Kraju Klonowego Liścia oraz na rzecz domu spokojnej starości dla Polonusów w Edmonton.
Doprowadził także do zmiany prawa w Albercie, dzięki któremu córki rodziców, którzy mają nazwisko kończące się na "-ski", mogą mieć żeńską końcówkę nazwiska "-ska".
Odznaczenie od Towarzystwa Polskich Weteranów
- Nie wierzę, że ministerstwo potrzebowało danych na mój temat, żeby mnie odznaczyć. Nie bądźmy naiwni - mówi wprost Lukaszuk. - A gdyby minister chciał dowiedzieć się czegoś o mojej polonijnej działalności, to przecież powinien napisać do honorowego konsula RP w Edmonton, gdzie mieszkam. Dowiedziałby się na przykład, że mam tytuł podharcmistrza ZHP za wieloletnią pomoc polskim harcerzom w organizacji obozów albo że jestem członkiem Historycznego Stowarzyszenia Polsko-Kanadyjskiego, walczącego o podtrzymanie pamięci o Polakach w Kanadzie i docenienia ich osiągnięć. Byłem też przez kilka lat prezesem Towarzystwa Przyjaciół Młodzieży.
Zdaniem Lukaszuka może być tylko jeden powód, dla którego MSZ chciał go prześwietlić. I nie chodzi wcale o chęć wręczenia mu medalu.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to może chodzić o Ojca Dyrektora
Podczas obrad sejmowej komisji nie padło na ten temat ani jedno słowo, bo działacze PiS byli bardziej zajęci atakowaniem Tyszkiewicza, że w ogóle wyciągnął ten temat, ale dla tej sprawy jest to argument co najmniej ważny, a być może kluczowy: od wielu lat nie było na świecie ani jednej osoby, która zalazłaby za skórę ojcu Rydzykowi bardziej niż Thomas Lukaszuk. A ten sam ojciec Rydzyk, co nie jest żadną tajemnicą, od wielu pozostaje w fantastycznych relacjach z rządem PiS.
Tyszkiewicz o tym wiedział i dlatego nie dał wiary tłumaczeniom przedstawicieli resortu, że zbierali informacje o Kanadyjczyku, by go odznaczyć.
Żeby jednak poznać genezę tej niewiary, trzeba się cofnąć o pięć lat, gdy ojciec Tadeusz Rydzyk po raz kolejny odwiedził kanadyjskie miasta, w ramach czegoś, co można porównać do pielgrzymek papieskich, ale na dużo mniejszą skalę i z płatnym wstępem.
Nieznany wtedy szerzej w Polsce Thomas Lukaszuk skrytykował ten przyjazd w mediach społecznościowych. Rozmawiał też o nim z biskupem Calgary, ten jednak oświadczył, że według Watykanu toruński redemptorysta wykazał "oznaki reformy", zatem pozwolił mu na wizytę w tym regionie. O sprawie zrobiło się głośno najpierw w Kanadzie, a potem w Polsce.
Lukaszuk tłumaczył, że w Kraju Klonowego Liścia istnieje mocny rozdział religii od rządu, a sam jako katolik niechętnie patrzy na mieszanie się zakonnika w tematy polityczne. Wyjaśniał też, że jego zdaniem duchowny jest siewcą nienawiści.
Zwolennicy ojca Rydzyka od razu donieśli na Kanadyjczyka polskiego pochodzenia do polskiej prokuratury, co wtedy było jeszcze regułą, bo robili to niemal z każdym, kto publicznie go atakował (te sprawy zawsze umarzano, bo miały charakter prywatnoskargowy, a sam zakonnik nie składał tych donosów).
Polonus trochę się z tego śmiał, trochę był zdziwiony tym polskim zwyczajem, bo przez wiele lat kariery politycznej w Kanadzie ani razu nie musiał pojawić się w sądzie.
O jego aktywności usłyszeli internauci, którzy prosili o podpisywanie ich imionami Adam oraz Witek, ponieważ boją się kłopotów w pracy. Kilka miesięcy przed wybuchem sporu na linii Lukaszuk-Rydzyk stworzyli apel do papieża Franciszka "o ukrócenie politycznej działalności Tadeusza Rydzyka", o którym było wówczas bardzo głośno. Szukali akurat swojego przedstawiciela publicznego, który przekazałby petycję do głowy Kościoła.
Ich wybór padł na Lukaszuka, ponieważ uznali, że jako niezamieszany w polską politykę obcokrajowiec nie ściągnie na siebie problemów ze strony polskich służb i zostanie odebrany jako osoba spoza polskiego piekiełka, zatem obiektywna.
- To najlepszy wybór z możliwych - uważali.
Ich apel wciąż znajduje się w sieci pod TYM LINKIEM.
W treści tej petycji czytamy: "Zwracamy się z prośbą o ukrócenie działalności politycznej redemptorysty Tadeusza Rydzyka i przywrócenie charakteru religijnego jego radiu oraz telewizji. Tadeusz Rydzyk, zakonnik używający katolicyzmu jako narzędzia do zdobywania pieniędzy i władzy jest przykładem patologii występującej w polskim Kościele Katolickim. Tadeusz Rydzyk bierze aktywny udział w polskiej polityce".
Apel do papieża Franciszka
Thomas Lukaszuk co prawda nie pofatygował się sam do Watykanu, ale był to okres, gdy było już jasne, że świat zaraz zostanie zalany przez koronawirusa. Udał się więc do arcybiskupa Richarda Smitha i osobiście wręczył mu apel w czterech językach: angielskim, polskim, hiszpańskim oraz włoskim. Przekazał również dostojnikowi kościelnemu elektroniczną kopię petycji. Miała ona wówczas poparcie 128 tys. osób (obecnie ma 215 tys. podpisów). Oprócz tego sam wysłał apel zarówno do nuncjusza apostolskiego w Kanadzie, jak i do papieża.
To, jak sprawę potraktowała Stolica Apostolska, to już zupełnie inna sprawa. Watykański dyplomata Luigi Roberto Cona odpisał na inicjatywę jednym zdaniem: "Polecono mi przekazanie Panu, że obawy podniesione przez Pana w liście do Jego Świętobliwości Franciszka zostały odnotowane".
Nie wiadomo gdzie Watykan sobie odnotował tę petycję, ale wiadomo, że odnotowały ją sobie również polskie służby w kraju. Okazało się, że Adam i Witek postąpili odpowiedzialnie, nie ujawniając swojej tożsamości i angażując w tę akcję człowieka z innego kontynentu, żeby nie miał przez to problemów. Nie mogli jednak przewidzieć, że odezwie się do niego krewny, który z powodu kontaktowania się z nim będzie miał przez to kłopoty zawodowe.
- Wezwało go szefostwo, poszedł do biura i tam wojskowi go przepytywali, dlaczego jest w kontakcie z Thomasem Lukaszukiem - opowiada nam Kanadyjczyk z polskim paszportem.
- Ten krewny zerwał potem ze mną wszelkie kontakty. Od rodziny dowiedziałem się, że zrobił to, żeby nie mieć już więcej takich problemów. Nie wiem, co się dokładnie stało, ale mamy też wspólną znajomą i ona mówiła mi, że on teraz nawet boi się na mój temat rozmawiać.
Nikt tak nie napsuł krwi ojcu Rydzykowi w ostatnich latach
Radio Maryja to wciąż główne i najpotężniejsze z mediów założonych z inicjatywy ojca Rydzyka (oprócz tego funkcjonuje TV Trwam i gazeta "Nasz Dziennik"). W Kanadzie kilka rozgłośni współpracowało z toruńską radiostacją, nadając jej programy w swoim paśmie, np. raz w tygodniu.
Thomas Lukaszuk wespół z organizacją B'nai Brith postawił sobie za cel przekonanie ich, że współpracują z medium głoszącym mowę nienawiści i ksenofobiczne treści. Dopiął swego i wszystkie zrezygnowały ze współpracy z Radiem Maryja, które pozostało już w Kanadzie w zasięgu jedynie na łączach internetowych. To oczywiście jest wielkim problemem, bo ogromna część jego słuchaczy to osoby starsze.
Przebieg tych wydarzeń nie spodobał się ojcu Rydzykowi, który na antenie żalił się: - Aż mi się wierzyć nie chce! Oni zwrócili się do właściciela takiej stacji w Toronto, gdzie nadawaliśmy 20 lat, a on uznał, że "precz z radia!". (...) Jak miałem tam przyjechać, to powiedział na antenie ogólnokanadyjskiego radia, że przyjeżdża antysemita, homofob i jeszcze coś tam.
Były wicepremier Alberty obrywał za swą aktywność w materiałach Radia Maryja oraz TVP, ale na tym nie skończył. Kontaktował się również z kanadyjskim duchowieństwem i doprowadził do tego, że Tadeusz Rydzyk dostał zakaz odprawiania mszy w części Kanady.
- Gdy wysiadłem z samolotu w Toronto, ojciec Jacek powiedział mi "Ojcze, jak ojciec był w samolocie, jeszcze nie było wiadomo, czy ojciec będzie mógł tu odprawiać msze" - nie mógł uwierzyć zakonnik z Torunia.
Co więcej, Łukaszuk wraz ze współpracownikami przeanalizował jego kanadyjską działalność i doprowadził do ujawnienia, że zarówno Tadeusz Rydzyka, jak i uważany za jego prawą rękę ojciec Jan Król zasiadają we władzach spółki w Kanadzie. Wyszło przy okazji na jaw, że Kanada i USA to źródło sporych datków od Polonii na rzecz Rodziny Radia Maryja.
Polonus wciąż może być odbierany jako zagrożenie dla środowiska ojca Rydzyka, ponieważ teraz stara się przeforsować w USA takie same zakazy, jakie przeforsował w Kanadzie.
PiS może nie lubić Lukaszuka
W całej tej historii nie sposób pominąć zblatowania ideologiczno-finansowego Rodziny Radia Maryja z rządem PiS, w tym również z Ministerstwem Spraw Zagranicznych.
Niedawno pisaliśmy w reportażu "PiS wybudował Rydzykowi kościelne Las Vegas. Skończą do wyborów", że założona przez ojca Rydzyka uczelnia stała się swego rodzaju kuźnią intelektualną PiS, centrum ideologicznym.
Nie ma żadnej innej szkoły wyższej w Polsce, do której tak często z wykładami i przemówieniami przyjeżdżaliby członkowie rządu PiS. Mają one różną tematykę: od ekonomii, przez ekologię, po patriotyzm. Rząd PiS i Rodzina Radia Maryja są zasadniczo zbieżne w swoim podejściu do homoseksualistów, ekologów, kobiet, muzułmańskich emigrantów czy aborcji i w dużej mierze mają podobny (krytyczny) stosunek do Unii Europejskiej.
Nietrudno się domyślić, jak zareagowałby ojciec Rydzyk, gdyby MSZ naprawdę chciał dać medal Łukaszukowi, który jest zadeklarowanym liberałem i walczy m.in. o prawa emigrantów, kobiet oraz homoseksualistów, czego nigdy nie ukrywał i do czego nie potrzeba notatek, bo są to informacje dostępne w sieci.
Zresztą to toruński zakonnik był tak naprawdę ideologicznym ojcem zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce. I to założone przez niego media pokazują w bardzo dobrym świetle rządy Zjednoczonej Prawicy.
Ten "medal" ma też drugą stronę, albowiem te same rządy PiS przez osiem lat bardzo różnymi drogami przelały redemptorystom setki milionów złotych na ich przedsięwzięcia. Dokładna suma nie jest znana, gdyż polski rząd ma problem z przestrzeganiem przepisów prawa prasowego i wyrzuca większość pytań od niezależnych dziennikarzy do kosza. Wiadomo jednak, że w tym procederze uczestniczą także ministerstwa; niektóre przelewają więcej, inne mniej.
MSZ należy do tej pierwszej grupy. Media wielokrotnie informowały o tym, jak hojny był to resort dla Rodziny Radia Maryja, przyznając dotacje m.in. na Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej, upamiętnianie Polaków ratujących Żydów czy projekty historyczne.
Najlepszym jednak dowodem na to, że MSZ - delikatnie rzecz ujmując - niekoniecznie musi szanować Łukaszuka i że obdarzyło Rodzinę Radio Maryja szczególną sympatią, są słowa Andrzeja Kurnickiego, ambasadora Polski w Kanadzie, który trzy lata temu (we wrześniu 2020 r.) mówił na antenie toruńskiej rozgłośni: – Mamy fantastyczne Radio Maryja. Programy są fenomenalne (...) Byłem wielokrotnie na konferencjach w Toruniu przy Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej. Jaki był dobór panelistów, no to jest światowa czołówka. Mamy Telewizję Trwam, czyli są nowe formy, które zaowocowały dużym sukcesem. Polonia powinna te dobre przykłady z Polski przetwarzać na grunt kanadyjski.
Natomiast o Łukaszuku ambasador mówił wtedy bardzo krytycznie, zarzucając mu, że w haniebny sposób próbuje rozbić środowisko polonijne: – Nie można rozmawiać z kimś i traktować poważnie, kto działa przeciwko środowisku polonijnemu i wprowadza tyle elementów zamieszania. Myślę, że szkoda o tym mówić, bo to są odosobnione przypadki, które niestety niegodnie działają przeciwko wspólnocie chrześcijańskiej i polonijnej.
Ta wypowiedź podaje w wątpliwość tezę, czy na pewno MSZ chciało zebrać informacje o Lukaszuku w celu wręczenia mu medalu.
Kurnicki co prawda rok temu został odwołany ze stanowiska, ale fakt niedawnego odwołania konsula Mańkowskiego oraz przebieg piątkowej komisji świadczą o tym, że w resorcie i polskiej dyplomacji po jego odejściu niekoniecznie coś się zmieniło względem stosunku do Radia Maryja oraz do Tomasza Łukaszuka.
Szczególnie że clarisy pochodzą z okresu, kiedy Kurnicki nie pełnił już funkcji. Natomiast wzięcie tych działań w obronę przez parlamentarzystów PiS, którzy reprezentują w komisji swoje ugrupowanie, pośrednio świadczy o tym, że PiS daje zielone światło na te działania.
Działacze PiS walczyli z petycją popartą przez Lukaszuka
Politycy tej partii mają jednak prawo nie lubić Łukaszuka za to, że wysłał Franciszkowi apel dotyczący ojca Rydzyka. Żeby zrozumieć tę niechęć, znów trzeba cofnąć się do czasu, kiedy Adam i Witek stworzyli swoją petycję.
W odpowiedzi na nią powstała bowiem kontrpetycja, za którą stała Anna Sobecka, wówczas toruńska posłanka PiS, słynąca z dużej skuteczności swoich inicjatyw, w przeszłości spikerka Radia Maryja. W apelu do Franciszka napisała, że "w naszej Ojczyźnie wolność katolickich mediów jest bardzo poważnie zagrożona", a o całe zamieszanie obwiniła "totalną opozycję" oraz media liberalno-lewicowe, "posługujące się kłamstwem i manipulacją próbują zdyskredytować w oczach opinii publicznej dyrektora Radia Maryja o. dr. Tadeusza Rydzyka oraz dzieła ewangelizacyjne utworzone i działające z Jego inspiracji" (pisownia oryginalna).
Dodała też: "my niżej podpisani nie ustaniemy w działaniach na rzecz przywrócenia dobrego imienia dziełom powstałym przy Radiu Maryja, tworzonym przez ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka. Umiłowany Ojcze Święty przedstawiając powyżej nasze świadectwo o roli ojca dyrektora doktora Tadeusza Rydzyka w budowaniu dzieł ewangelizacyjnych, skutecznie wspierających formację Polaków w wierze i miłości do Ojczyzny".
W rzeczywistości ani opozycja, ani media nie miały związku z powstaniem petycji Witka i Adama, dziennikarze mieli z nimi bardzo utrudniony kontakt, rozmowa z nimi graniczyła z cudem, a z drugiej strony oni narzekali, że media nie bardzo chcą nagłaśniać temat.
Mimo to Sobecka pod swoją kontrpetycją zdobyła podpisy m.in. Jarosława Kaczyńskiego, ówczesnej premier Beaty Szydło, Ryszarda Terleckiego, sześciu ministrów rządu PiS oraz kilkudziesięciu parlamentarzystów PiS. Końcowy wynik był jednak skromny, ponieważ uzyskała poparcie niespełna 23 tys. osób.
Dyplomaci z Polski interesowali się nim już wcześniej
W rozmowie z nami Lukaszuk zdradza, że polska dyplomacja podejmowała wobec niego kroki już wcześniej, jeszcze zanim powstały clarisy, tylko dotychczas nie chciał tego nagłaśniać. Najpierw, jak opowiada, miał telefon z konsulatu. Został poproszony, żeby wpłynął na biskupa, by ten odwołał ojcu Rydzykowi zakaz przyjazdów do Kanady.
- Zwłaszcza do miasta Calgary, bo Calgary to bardzo opłacalne miejsce dla ojca Rydzyka - słyszymy. - Uśmiałem się z tego i odmówiłem. Dlaczego miałbym robić coś wbrew własnym przekonaniom? Przecież sam walczyłem o ten zakaz.
Potem już tak przyjemnie nie było, bo Lukaszuk odebrał telefon od pracownika polskiej ambasady w Ottawie.
- Powiedział, że dzwoni w imieniu ambasadora Andrzeja Kurnickiego i poprosił, żebym nie kontynuował swoich działań przeciwko Radiu Maryja i Rydzykowi - relacjonuje. - Próbował zachwalać mi też walory ojca Rydzyka i Radia Maryja w Polsce i na świecie. Przekazałem, że po pierwsze ambasador mógł sam do mnie zadzwonić, a po drugie ten telefon jest złamaniem konwencji narodowej, ponieważ dyplomata innego kraju nie ma prawa do mnie dzwonić i mi sugerować, co mi wolno robić w swoim kraju. To złamanie konwencji wiedeńskiej i pogwałcenie przepisów kanadyjskich.
Thomas Lukaszuk, fot. archiwum prywatne
Polonus nadmienia, że po tym zdarzeniu dochodziły do niego sygnały, że MSZ coraz bardziej się nim interesuje. Na początku się tym nie przejmował, bo wielokrotnie wcześniej miał do czynienia z polską dyplomacją, spotykał się z działaczami, konsulami i ambasadorami. Dopiero później zrozumiał, że to zainteresowanie niekoniecznie musi zmierzać w przyzwoitą stronę. Zmienił na dobre nastawienie, gdy zobaczył treść clarisów. Podkreśla, że nie dostał ich od konsula, tylko od innej osoby.
- Tu chodziło o moją działalność polityczną i społeczną, czyli sprawdzenie m.in. moich powiązań politycznych, poglądów politycznych i z kim się zadaję w Kanadzie, wliczając w to moje powiązania społeczne – uważa. - To nie ma nic wspólnego z moją działalnością polonijną. Zastanawiające jest to, że sam przedstawiciel MSZ mówił na komisji, że "wiedzą o mnie dużo", a i tak chcieli dalej sprawdzać. Nie wiem więc, jak daleko by się posunęli, skoro już w mojej sprawie łamią prawo międzynarodowe.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że to normalne, że kraje czasem inwigilują innych ludzi w obcym państwie, ale powinny to robić służby specjalne podlegające komisjom parlamentarnym. Tu zaś jego zdaniem mamy do czynienia z wolną amerykanką i wiele wskazuje na to, że ministerstwo robi sobie co chce za oceanem, żeby prześwietlać człowieka, który stał się wrogiem nie tyle Polski czy choćby ich partii politycznej, tylko ich kościelnego sprzymierzeńca.
Thomas Lukaszuk wysłał już pismo do wiceministra Piotra Wawrzyka (kopię otrzymała m.in. ambasador Kanady w Polsce), w którym domaga się przeprosin za słowa, które padły na jego temat podczas obrad komisji.
- Pierwszą osobą, która publicznie twierdziła, że jestem Ukraińcem, był ojciec Rydzyk, gdy mnie atakował w radiu. Po nim zrobił to ojciec Cydzik, dyrektor Radia Maryja w północnej Ameryce. A teraz robi to wiceminister. To trochę dziwne - nie ukrywa pomawiany przez MSZ rzekomy Ukrainiec.
I dodaje: - Nie mam żadnych ukraińskich korzeni z ani jednej strony. Rodzina ze strony mojej mamy pochodzi z Siedlec, a rodzina ojca z Wejherowa. Gdybym miał korzenie ukraińskie, to byłbym z nich bardzo dumny, szczególnie teraz. Ale nie mam. Oni chyba chcieli zakwestionować moją polskość, a ja urodziłem się w Polsce, wychowywałem się w Polsce, mówię po polsku, mam polski paszport. Właśnie z takiej Polski jak ta musieliśmy uciekać w latach 80-tych, gdy miałem 13 lat. Takiej, gdzie ministrowie mogli oskarżać obywateli o różne rzeczy, nazywać ich nie-Polakami i bezkarnie ich inwigilować.
Sygnał dla wszystkich działaczy polonijnych na świecie?
Zapytany przez nas o opinię Robert Tyszkiewicz nie ukrywa, że jego zdaniem słowa przedstawicieli MSZ, które padły na komisji na temat Lukaszuka, są skandalem i pomówieniem zasłużonego działacza polonijnego. Nie ma wątpliwości, że resort powinien za nie przeprosić.
- Kontekst całej tej sprawy jest dla mnie bardzo czytelny - komentuje parlamentarzysta. - Chodzi o to, że pan Lukaszuk doprowadził do zablokowania emisji Radia Maryja na terenie Kanady i wydaje się, że stał się dla niektórych urzędników MSZ wrogiem. Stąd wynikają polecenia, które w moim przekonaniu wykraczają daleko poza pole normalnego zainteresowania. Proszę zwrócić uwagę, że proszono o pogłębioną notatkę na temat aktywności społeczno-politycznej. Kompletnie nie daję wiary, żeby to była normalna praktyka względem zasłużonych działaczach polonijnych. Takie zapytanie brzmiałoby zupełnie inaczej.
W środku Robert Tyszkiewicz (KO) podczas obrad komisji, fot. Sejm.gov.pl
Tyszkiewicz ma niepodważalne doświadczenie w tej dziedzinie, albowiem oprócz szefowania Komisja Łączności z Polakami za Granicą, od kilkunastu lat jest też członkiem Komisji Spraw Zagranicznych, przez wiele lat był jej wiceprzewodniczącym, a także przewodniczącym.
- Odwołania konsulów i ambasadorów się zdarzają, ale w ostatnich latach mamy do czynienia z bardzo poważnym upolitycznieniem polskiej służby zagranicznej - nie kryje krytyki Robert Tyszkiewicz. - Powody najczęściej nie są znane, bo ministerstwo nie musi ich przedstawiać. Jest to natomiast jedyny znany mi przypadek, gdzie wiąże się to z aktywnością MSZ dotyczącą zbierania informacji na temat konkretnego przedstawiciela Polonii. Nigdy nie zauważyłem, żeby MSZ domagał się od konsulów informacji na temat Polonii. Ten przypadek na pewno będzie interesujący dla wszystkich działaczy polonijnych na świecie, którzy mogą się teraz obawiać, że konsulowie będą śledzić ich aktywność.
Polska straciła aktywnego konsula
Los konsula w Vancouver jest już przesądzony. Z naszych informacji wynika, że zakupił już bilety do Polski i wróci do niej razem z rodziną. Nie wiadomo, co go czeka dalej, jednak ma tak duże doświadczenie zawodowe, że nie powinien mieć problemu ze znalezieniem dobrej pracy. Thomas Lukaszuk nie chce oceniać jego działalności, bo mogłoby to zostać różnie odebrane, ale zaznacza, że był aktywnym konsulem.
- Polscy dyplomaci, poza urzędniczą pracą, czasem ograniczali się tylko do składania wieńców na grobach i uczestnictwa w defiladach, natomiast pan Mańkowski promował bardziej współczesną Polskę i zachęcał do podróży do niej - podkreśla Lukaszuk. - Zwracał też uwagę na polsko-kanadyjskie wątki historii, które przedtem zostały niezauważone. Choćby na fakt, że generał Piłsudski był kiedyś w mieście Victoria, zgubił się tam i nie zdążył na statek. Za tydzień odbędzie tam odkrycie jego popiersia. To też zasługa pana konsula. Przykre, że zostaje odwołany za niewykonanie zadania, które było nielegalne.