Kaczyński opóźnia rejestrację kandydatów. Powodem ma być... bunt Ziobry

Maciej Karcz
05 września 2023, 10:16 • 1 minuta czytania
Jarosław Kaczyński zarejestrował tylko 10 z 41 list wyborczych. Prezes PiS ma celowo opóźniać ten proces z powodu Ziobry i jego ludzi, ponieważ boi się buntu Suwerennej Polski. W przypadku ewentualnego braku dyscypliny w kampanii mógłby obniżyć miejsce kandydata na liście, co wpływa na wysokość przysługujących mu środków na agitację.
Kaczyński nie zarejestrował wszystkich list wyborczych. Powodem ma być kontrolowanie Ziobry Fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER/East News

Kaczyński zwleka z rejestracją list, bo boi się Ziobry? Chodzi o pieniądze na kampanię

Oficjalny termin na zgłaszanie list kandydatów na posłów oraz kandydatów na senatorów mija 6 września, czyli jutro. Tymczasem niecały tydzień temu Komitet Polityczny PiS podjął uchwałę, na mocy której do czasu rejestracji list w Państwowej Komisji Wyborczej to Jarosław Kaczyński może jednoosobowo zmieniać ich skład. Według Michała Kamińskiego z Trzeciej Drogi Kaczyński chce w ten sposób podporządkować sobie koalicjanta. Zdaniem senatora prezes Prawa i Sprawiedliwości chce wykorzystać wszystkie możliwe środki, by uniknąć niesforności kandydatów Suwerennej Polski.


– W bardzo niewielu przypadkach partie polityczne dają swoim kandydatom pieniądze. Większość z nich musi najpierw samemu je legalnie zebrać i wpłacić na konto komitetu wyborczego. I dopiero partia decyduje, ile dany kandydat może wydać na ulotki, banery i inne materiały – mówił Kamiński.

Jak tłumaczył polityk, taki mechanizm wśród komitetów wyborczych zapobiega wydawaniu większych funduszy niż te, jakie regulują przepisy dotyczące kampanii.

– To mechanizm kontroli, który mają liderzy wszystkich partii, ale Jarosław Kaczyński w tych wyborach może go wykorzystać, by ukształtować sobie taki klub parlamentarny, który będzie zdyscyplinowany – powiedział Michał Kamiński.

A jak powyższe rozwiązanie wygląda w praktyce? W przypadku niezarejestrowania list wyborczych Kaczyński ma możliwość rotacji kandydatami, którzy się na nich znajdują. Tak więc jeśli jeden z pretendentów podpadłby prezesowi PiS, bez żadnego problemu mógłby zostać z danego okręgu usunięty lub przestawiony o kilka miejsc.

W takiej sytuacji ktoś, kto dopuścił się niesubordynacji wobec Kaczyńskiego całkowicie straciłby szansę ubiegania się o mandat poselski, albo w najlepszym przypadku bardzo sobie tę drogę utrudnił, bo jak wiadomo, większe fundusze na prowadzenie kampanii otrzymują kandydaci zajmujący bardziej "biorące" miejsca na listach.

W związku z tym, według Onetu Kaczyński nauczony doświadczeniem z 2020 roku, kiedy Zbigniew Ziobro chciał usunąć z rządu Mateusza Morawieckiego celowo zwleka z zarejestrowaniem wszystkich list, by móc do końca panować nad kandydatami koalicjanta i ich dyscyplinować.

Kaczyński do końca będzie uważał na "troublemakerów"

O tym, że taki scenariusz może być brany pod uwagę przez Kaczyńskiego mówił nam w maju br. poseł Jacek Protasiewicz z PSL-Koalicji Polskiej.

– Uważam, że Jarosław Kaczyński na sam koniec będzie chciał wyeliminować wszystkich "troublemakerów", którzy przez ostatnie lata utrudniali mu życie. (...) Ludziom, którzy swoimi obstrukcjami blokowali ich wykonanie, nie wybacza, co widzieliśmy na przykładzie Jarosława Gowina. Środowiska Ziobry nie udało mu się wewnętrznie rozbić, jak to zrobił z Porozumieniem, ale tu pomocna może być polityczna kuchnia – wskazał polityk.

I przypomniał, że "jedynymi oficjalnym reprezentantami partii czy koalicji przed PKW są pełnomocnicy wyborczy w okręgach". – Jestem pewien, że wszyscy oni będą ludźmi zaufanymi Kaczyńskiego, a nie Ziobry. A pełnomocnik wyborczy nawet na minutę przed rejestracją listy kandydatów może zmienić jej kształt zgodnie z wolą swojego szefa i wykreślić "niepewnych" z listy wyborczej – wyjaśnił wówczas Protasiewicz.

Całość rozmowy z posłem znajdziecie tutaj.