Orgia księży w Dąbrowie Górniczej. Proboszcz o złośliwościach kościelnych hierarchów
Podczas niedzielnej mszy świętej ksiądz Andrzej Stasiak, proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Anielskiej w Dąbrowie Górniczej odczytał list od sosnowieckiego biskupa, po czym zwrócił się do wiernych z kilkoma słowami od siebie.
Proboszcz z Dąbrowy Górniczej o kościelnych hierarchach
Najpierw duchowny odniósł się do seksskandalu z udziałem wikariusza, który miał miejsce przed kilkoma dniami na terenie parafii.
– Czyn, którego się dopuścił, bardzo potępiam i nie godzę się na takie zachowanie, nigdy. Resztę pozostawiam miłosierdziu bożemu i instytucjom, które są do tego powołane – stwierdził ks. Stasiak, cytowany przez "Fakt".
Następnie zaczął opowiadać licznie zgromadzonym parafianom o historii swojej pracy w bazylice Najświętszej Maryi Panny Anielskiej. Obowiązki proboszcza objął w 2006 roku i, jak wspominał, oprócz opieki nad wiernymi jego zadaniem było przeprowadzenie pilnego remontu całej świątyni.
Jak wyznał ks. Stasiak, podczas lat spędzonych w parafii pracował z wieloma dobrymi, pomocnymi wikariuszami – jednak nie wszystkie jego wspomnienia są dobre. – Również były i takie sytuacje, że za zwrócenie uwagi na pilność w pracy duszpasterskiej, na gorliwość księży, zostałem dwukrotnie oskarżony o mobbing, za przyjście księdza na czas do konfesjonału. Z takim dopowiedzeniem, tak mówili: "jak sobie wymyśliłem, to sobie rób" – stwierdził.
Duchowny nawiązał do problemów, które mieli mu stawiać przy tej okazji hierarchowie kościelni. – Z tego też powodu w sposób złośliwy zmniejszano obsadę w parafii i robiono inne działania, o których nie chcę mówić – dodał.
Ks. Tomasz Z. nie pracował z dziećmi?
Proboszcz z Dąbrowy Górniczej stwierdził równocześnie, że bohater skandalu, wikary Tomasz Z., nie pracował z dziećmi. – W ramach obowiązków nie prowadził katechezy dzieci, jedynie miał wygłaszać homilie niedzielne w według przypadającej kolejności – powiedział.
Wersja ta kłóci się z wypowiedziami rodziców z parafii, z którymi rozmawiała "Gazeta Wyborcza". Jedną z osób, która przygotowywała dzieci do pierwszej komunii świętej, miał być właśnie ks. Tomasz Z.
– Jak mogę spokojnie zaprowadzić dziecko do kościoła na spotkanie przedkomunijne i tam je zostawić, skoro nawet proboszcz nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć, co wyprawia podległy mu ksiądz. A jeśli ktoś chciałby skrzywdzić dziecko, proboszcz też niczego nie zauważy? – pytał retorycznie jeden z rodziców.