Trzyosobowa rodzina spłonęła na A1, w sieci śledztwo ws. tajemniczego BMW. "Coś musi w tym być"
- Martyna, Patryk oraz ich 5-letni syn Oliwier zginęli 16 września. Cała rodzina spłonęła w aucie.
- 19 września na facebookowym profilu Bandyci Drogowi oraz Stop Cham pojawiło się nagranie wraz z apelem: "Rodzina poszukuje prawdy. Może ktoś jechał 16 września autostradą A1, około godziny 19:00 i zwrócił uwagę na zachowanie kierowcy BMW".
- Internauci sami zaczęli śledztwo
Ten wypadek zrodził taki ogrom pytań, podejrzeń i wątpliwości, tak został nagłośniony w internecie i medialnie, że trudno uwierzyć, by ktokolwiek w Polsce jeszcze o nim nie słyszał. Czy ktoś chciał go zatuszować? Policja ukrywa fakty? Kto kierował tajemniczym BMW? Czy to był policjant? Dlaczego policja na początku nie mówiła o BMW?
Patrząc na to, co wokół tego wypadku dzieje się w sieci, pytania zdają się nie mieć końca. A emocje na pewno są ogromne.
– Również dla łódzkiej policji to jest absolutnie topowa sprawa. Nie ma mowy o zamiataniu czegokolwiek. W tej sprawie każdy szczegół zostanie wzięty pod uwagę. Uważam, że nie ma świętych krów, obojętnie kto jechał BMW. Ja dostaję dziesiątki maili w tej sprawie. Widać, że ludzie są poruszeni. Nie ma tolerancji dla bandytów na drogach. Coś się w Polsce w tej sprawie przełamało – mówi naTemat posłanka Hanna Gill-Piątek.
Uważa, że śledztwo w ogóle powinno być objęte nadzorem prokuratora generalnego. – Sprawa jest tragiczna i poruszająca serce. I powinniśmy się dowiedzieć, co się naprawdę stało. Każdy z nas korzysta z dróg i wiadomo, że chcielibyśmy się na nich czuć bezpiecznie, żeby nasze rodziny żyły i miały się dobrze. Nie może być tak, że jakiś rozpędzony bandyta zabija nam bliskich i to w tak okrutny sposób – mówi posłanka Hanna Gill-Piątek.
Co do tej pory wiadomo? W kwestii faktów, ale też podejrzeń?
Rodzina spłonęła na autostradzie A1
Martyna, Patryk oraz ich 5-letni syn Oliwier zginęli 16 września. Cała rodzina spłonęła w aucie. "Krzyczeli, wołali o pomoc" – mieli twierdzić świadkowie.
Tragedia wydarzyła się wieczorem, gdy ich osobowa KIA zderzyła się z BMW i stanęła w płomieniach. Rodzina miała wracać znad morza, jechali autostradą A1 do domu w Myszkowie w województwie śląskim. Do wypadku doszło na 339 km, w miejscowości Sierosław pod Piotrkowem Trybunalskim.
– Olbrzymia tragedia, nie do opisania. Nic już tego nie cofnie. Mam nadzieję, że służby zajmą się tym wypadkiem w sposób odpowiedni. Ale dziwne jest to, że sprawa jest tak uciszana. Nagle nie wiadomo, kto jechał tym BMW? Dlaczego jest to takie tajemnicze? Cisza wokół tego jest totalna, czyli coś musi w tym być – reaguje jeden z mieszkańców Myszkowa.
Gdy pytamy o wypadek, ludzie wiedzą, że huczy o nim internet. Czytają ustalenia, ale o rodzinie, która zginęła, rozmawiać nie chcą. Dziś, po tylu dniach, już nawet o tym nie rozmawiają. Najczęściej słyszymy, że nie wiedzą, o kogo chodzi.
– W mieście jest o tym wyjątkowo cicho. Nawet zastanawiałam się, czy to na pewno jest myszkowska rodzina. Nawet na Facebooku jest cisza. Widziałam prośbę rodziny w sprawie ustalenia przyczyn wypadku, ale zrobiła to anonimowo. Ja nie wiem, o kogo chodzi – słyszymy od jednej z mieszkanek.
"Rodzina poszukuje prawdy"
Trzy dni po wypadku na facebookowym profilu Bandyci Drogowi oraz Stop Cham pojawiło się nagranie wraz z apelem: "Rodzina Patryka, Martyny oraz 5-letniego Oliwiera poszukuje prawdy. Może ktoś jechał 16 września autostradą A1, około godziny 19:00 i zwrócił uwagę na zachowanie kierowcy BMW".
Napisano, że BMW jechało z ogromną prędkością: "Wg autora nagrania i pasażerów, Kia po uderzeniu zanurkowała i jakby stanęła pionowo. Wtedy doszło do eksplozji".
Internetowe śledztwo ruszyło natychmiast i rozrosło się do gigantycznych rozmiarów. W centrum znalazło się tajemnicze BMW. Szybko ustalono tablice rejestracyjne, w sieci podawano nawet nazwisko domniemanego kierowcy, ustalono, że samochód był przerabiany i mógł rozpędzić się nawet do 300 km/godz.
Pojawiły się nowe nagrania, analizom i podejrzeniom nie ma końca.
To od nich tak naprawdę zaczęło się zainteresowanie mediów. Czy z ich powodu sprawa przyspieszyła? Tak część internautów mogła to odebrać.
– Na nagraniach widać, że kia jedzie lewym pasem. Gdy z tyłu zbliża się pojazd, włącza kierunkowskaz, prawidłowo chce zjechać na prawy pas, ustępuje miejsca rozpędzonemu BMW. A kierowca z tyłu, tak to wygląda, próbuje, łamiąc prawo, ominąć go z prawej strony. W tym momencie dochodzi do wypadku – mówi Hanna Gill-Piątek.
Dodaje: – Internauci zidentyfikowali auto oraz jego prawdopodobnego właściciela i kierowcę. Nie wiem jakim cudem nie został on zresztą zatrzymany po wypadku. Natomiast byłabym ostrożna w ferowaniu wyroków, bo z nieoficjalnych informacji, jakie otrzymałam, nie ma podstaw do łączenia sprawców z funkcjonariuszami. Odpowiedzi przyniesie porządne śledztwo.
Posłanka wniosła interpelację
Emocje przede wszystkim podkręcił pierwszy komunikat policji, który nie wspominał o BMW:
"Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący pojazdem kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się. W wyniku tego wypadku śmierć poniosły trzy osoby podróżujące tym pojazdem. Okoliczności są wyjaśniane pod nadzorem prokuratury".
– Bardzo dziwny był fakt, że z początku przy takim wypadku nie ma chęci uznania kluczowych dowodów. Były nagrania i zeznania świadków, a nie wzięto pod uwagę tego, że sprawcą mógł być kierowca BMW. Nie wyobrażam sobie, że w samochodzie płonie rodzina, a piotrkowska policja przyjeżdża i uznaje, że co prawda 200 metrów dalej stoi rozbite BMW i wszędzie są elementy karoserii, ale tak naprawdę uznajemy, że to jest przypadek. To było co najmniej niepokojące – mówi posłanka Gill-Piątek.
Dlatego wniosła interpelację, w której pyta przede wszystkim jak zabezpieczono wypadek i pozostałości po nim: – To ma kluczowe znaczenie dla śledztwa. Jeśli chcemy dowiedzieć się, co się zdarzyło, to jakiekolwiek nieuważne potraktowanie śladów mogłoby skończyć się tym, że sprawa zostałaby umorzona.
Policja: Nigdy nie unikaliśmy tematu BMW
Na pewno śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie Trybunalskim. Na pewno też pojawiły się apele do świadków wypadku o kontakt z Komendą Miejską Policji w Piotrkowie Trybunalskim. Na pewno policja w Łodzi zaprzeczyła też, że kierowcą BMW był policjant. A kolejny jej komunikat z 23 września uwzględnił to auto – napisano, że na chwilę obecną wiadomo, że w wypadku brały udział dwa pojazdy: bmw oraz kia.
"Policjanci zabezpieczyli szereg śladów, przesłuchali świadków. Na miejscu obecny był również prokurator, który nadzorował pracę funkcjonariuszy. Dotarliśmy również do szeregu nagrań z kamer, które, mamy nadzieję, pozwolą wyjaśnić, co było przyczyną tej ogromnej tragedii" – czytamy.
A także: "Przedmiotem tego śledztwa jest również wyjaśnienie, czy zachowanie kierującego bmw miało bezpośredni wpływ na zaistnienie przedmiotowego zdarzenia".
W internecie zrodziła się fala komentarzy nieprzychylnych policji.
Kom. Aneta Sobieraj z Komendy Wojewódzkiej w Łodzi, tłumaczy naTemat, że pierwsze komunikaty zawsze są oszczędne w słowach i opierają się na stanie faktycznym, jaki był w danym momencie, a nie na domysłach.
– W komunikacie nie ma informacji o BMW, ale jest ono na zdjęciu. Nigdy nie unikaliśmy tematu BMW i nie ukrywaliśmy, że brało ono udział w wypadku. Gdy dziennikarze dzwonili i pytali o wypadek, tłumaczyliśmy, że brał w nim udział drugi pojazd i było to BMW. Ale czy zachowanie kierującego miało wpływ na przebieg wypadku, to będzie wyjaśniało śledztwo, które prowadzi prokuratura – mówi.
Śledztwo prowadzone przez internautów uważa za krzywdzące dla funkcjonariuszy: – Dla nas ten wypadek to również ogromna tragedia. Policjanci robią wszystko, co mogą. Byli na miejscu, prowadzili czynności. Na miejscu był również prokurator, który nadzorował czynności policjantów. Nie możemy mówić o ukrywaniu czegokolwiek, nic takiego nie miało miejsca.
Kto więc kierował BMW? Do dziś nie wiadomo.
– Zgłoszenie o zdarzeniu wpłynęło o godzinie 19.57, na miejscu pierwsze zastępy pojawiły się 12 minut później i zastały samochód osobowy stojący na pasie awaryjnym tyłem do kierunku jazdy. Był całkowicie objęty pożarem. 200 metrów dalej stał drugi samochód marki BMW, którym jechało dwóch 32-latków i 36-latek. Na odcinku około 500 metrów były rozsypane elementy karoserii samochodowej – tak opisał zdarzenie cytowany przez TVN24 młodszy brygadier Jędrzej Pawlak, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi.
Prokuratura Okręgowa z Piotrkowa Trybunalskiego, o czym pisała gazeta.pl, podała, że w wypadku brał udział 31-letni kierowca BMW. Nie był pod wpływem alkoholu ani narkotyków. Dotychczas zebrany materiał dowodowy nie wskazał jednak na jego bezpośrednią winę. Śledczy nie zdradzają więcej informacji.
Zapytaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Czytaj także: https://natemat.pl/512311,wypadek-na-a1-rodzina-splonela-zywcem-na-autostradzie