Diaboliczny plan PiS na finisz kampanii. Ich sposób to dla Tuska "najgorszy scenariusz"

Maciej Karcz
29 września 2023, 13:55 • 1 minuta czytania
Już za nieco ponad dwa tygodnie odbędą się wybory parlamentarne. Według najnowszych sondaży PiS prowadzi, ale nie ma szans na stworzenie rządu – samodzielnie, czy z Konfederacją. Dlatego też politycy PiS ostatnie dni kampanii wyborczej chcą wykorzystać jak najmocniej. Uderzanie w Tuska ma być jeszcze intensywniejsze.
Polityk PiS mówi o planie do końca kampanii. Tym chcą wygrać wybory Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Tym PiS chce wygrać wybory, Tuskowi oberwie się jeszcze bardziej

Portal Wirtualna Polska wypytał jednego z polityków Prawa i Sprawiedliwości, w jaki sposób obóz władzy chce zmobilizować niezdecydowany elektorat. W odpowiedzi reporterzy serwisu usłyszeli diaboliczny plan. Parlamentarzysta PiS stwierdził wprost, że nie zamierzają przyciągać do siebie wyborców, którzy nie opowiedzieli się jeszcze za żadną ze stron. Jest wręcz przeciwnie. W najbliższych dniach sztab kampanijny Prawa i Sprawiedliwości chce wręcz zohydzić tej grupie politykę do tego stopnia, by wcale nie poszli na wybory.


– Taki stan rzeczy - demobilizacja wyborców drugiej strony, gra na niską frekwencję w metropoliach i proplatformerskich okręgach, maksymalne rozgrzanie naszych wyborców, może dać nam większość w Sejmie – powiedział w rozmowie z WP jeden z ludzi PiS.

Według członka obozu władzy taki mechanizm "mobilizuje jeszcze bardziej prowincje, a zniechęca warszawkę". Tak więc w jaki sposób PiS chce odepchnąć niezdecydowanych, skoro skala nienawiści i hejtu wylewana na Tuska przekracza już wszelkie normy?

Okazuje się, że tym samym, ale o jeszcze większym natężeniu.

– Skoro Tusk na wiecach powtarza, że nie odstawi nogi, obraża nas, to my mamy odstawiać? Nie, wjeżdżamy wślizgiem i odbieramy mu piłkę – powiedział jeden z ludzi Kaczyńskiego, po czym dodał: – Mamy i rezerwy, i emocje. Musimy je tylko wykorzystać.

Ponadto rozmówca WP wspomniał czas przedwakacyjny, gdy Zjednoczona Prawica konstruowała sztab wyborczy. To wtedy miała zostać podjęta decyzja, że po zwycięstwo 15 października i trzecią kadencję władza chce dotrzeć na sianiu nienawiści do lidera KO.

–  Wtedy podjęto decyzję, że od września ruszamy z kampanią totalną. Wszystkie siły na Tuska, koniec z subtelnościami i pluciem na PiS bez reakcji. Ta kampania nie jest na programy. Przecież nikt o nich dzisiaj nie mówi.

Rozmówca Wirtualnej Polski stwierdził również, że celem PiS-u jest zepchnięcie Trzeciej Drogi "pod wodę" (czyli pod 8-procentowy próg wyborczy), ponieważ do to im dodatkowe 20 mandatów poselskich.

Nowy sondaż bezlitosny. Ta grupa może zatopić PiS

Co ciekawe, niemoralna taktyka Prawa i Sprawiedliwości przynosi jednak zgoła inny rezultat, niż Kaczyński i spółka zakładali. Według najnowszego sondażu IBRiS PiS nie zanotował wzrostu poparcia, w przeciwieństwie do KO, Lewicy czy wspomnianej Trzeciej Drogi. Jak przytacza agencja badająca orientacje polityczne, poprawę słupków sondażowych te trzy ugrupowania zawdzięczają... wyborcom niezdecydowanym.

Jak informowaliśmy już wcześniej, wynik partii Jarosława Kaczyńskiego pozostaje bez zmian w stosunku do poprzednich badań. Niewielki, ale jednak wzrost zanotowała Koalicja Obywatelska. W poprzednim sondażu główna siła opozycyjna otrzymała 26,1 proc., natomiast gdyby Polakom przyszło głosować dziś, KO uzyskałaby 27 proc.

Tak więc wydaje się, że to dla PiS najgroźniejsza będzie grupa wyborców niezdecydowanych, bowiem spora jej część swoim poparciem zasiliła Trzecią Drogę. Koalicja PSL i Polski 2050 w najnowszym badaniu uzyskała 10,4 proc. Przy takim rezultacie ugrupowania Szymona Hołowni i Kosiniaka-Kamysza znalazłyby się w Sejmie, bowiem znajdują się nad 8-procentowym progiem wyborczym, który muszą przekroczyć związki koalicyjne.

uż za Trzecią Drogą plasuje się Lewica, która również zanotowała wzrost poparcia. Na formację Włodzimierza Czarzastego głos oddałoby 10,1 proc. respondentów.

Zestawienie zamyka Konfederacja i jako jedyna partia w najnowszym badaniu nie poprawiła swojego wyniku. Jest wręcz przeciwnie. Na konfederatów głos oddałoby wcześniej 9,9 proc. wyborców, natomiast dziś 9,5 proc..

O tym, jak powyższe wyniki przekładają się na mandaty, przeczytacie tutaj.