Co możesz wyczytać z włosów? Czasem to właśnie na głowie widać objawy choroby
W dzisiejszych czasach tempo codziennego życia jest bardzo intensywne. Ciągła gonitwa za karierą, pieniędzmi i posiadaniem wielu rzeczy, prowadzi do stresu. To zaś przekłada się na problemy zdrowotne i rozwój wielu chorób, często autoimmunologicznych.
Czy zdajesz sobie sprawę, że słaba kondycja zdrowotna może przejawiać się nie tylko w permanentnym zmęczeniu lub złych wskaźnikach laboratoryjnych? Jest widoczna również na włosach.
Włos prawdę ci powie
Włosy są jak najczulszy barometr, który zazwyczaj odzwierciedla stan naszego organizmu. Piękne, gęste i lśniące świadczą zwykle o prawidłowym stanie naszego zdrowia.
W sytuacji, kiedy twoje włosy zaczynają wypadać, stają się suche, łamliwe i żadna nakładana na nie odżywka nie pomaga, może to oznaczać tylko jedno.
Warto wtedy skonsultować się ze specjalistą i wrzucić swój włos pod lupę. I nie chodzi tu o taką przysłowiową, ale prawdziwą. Mowa o trichoskopii, czyli badaniu polegającym na dokładnym sprawdzeniu przy pomocy profesjonalnej kamery skóry głowy pod wieloma powiększeniami.
– Dzięki temu jesteśmy w stanie zauważyć konkretne zmiany mogące sugerować jakieś zaburzenia ogólnoustrojowe. Trichoskop należy jednak traktować jako wskazówkę do dalszej diagnostyki pod okiem konkretnego specjalisty – mówi dla naTemat.pl Martyna Pobuta, psycholog i trycholog.
Jakie choroby widać na włosach?
Jakie choroby najczęściej widać we wcześniej wspomnianej trichoskopii?
Pacjenci, w większości kobiety, najczęściej zgłaszają się z pytaniem: "Moje włosy są matowe, suche, wypadają oraz nie rosną – czy to może być jakaś choroba?"
– Bardzo często powyższe stwierdzenia mogą dotyczyć np.: problemów z niedoborami witaminowymi czy właśnie anemią. Dzięki nowoczesnym urządzeniom trichoskopowym jesteśmy w stanie zweryfikować tzw. atrofię opuszki (zanik opuszek włosów), która może być między innymi powiązana z niedoborami witaminowymi, nieprawidłowo zbilansowaną dietą czy niskim poziomem żelaza lub ferrytyny – mówi Martyna Pobuta.
Jak opisuje swoje doświadczenia, kolejnym częstym stwierdzeniem klientek u trichologa jest: "od lat choruję na Hashimoto i zespół policystycznych jajników a moje włosy wyglądają okropnie. Czy jest to objaw jakieś dodatkowej choroby?".
Jak wyjaśnia, wymieniane przez klientki choroby, takie jak problemy z tarczycą czy PCOS należą do grupy zaburzeń hormonalnych i ich obecność również jest widoczna w obrazie trichoskopowym i objawia się tzw. miniaturyzacją włosa, która jest nieodłącznym elementem w przebiegu łysienia androgenowego typu żeńskiego, gdzie etiologii problemu z włosami szukamy właśnie w zaburzeniach hormonalnych.
Gdy swędzi skóra głowy
Kolejnym popularnym stwierdzeniem, jakie Martyna Pobuta słyszy od swoich klientek, jest: "Pani trycholog w życiu codziennym towarzyszy mi tak ogromny świąd. Czy to może być oznaka jakieś choroby?".
Świąd w słowniku trychologa - jak opisuje Martyna Pobuta - przejawia się kilkadziesiąt razy dziennie.
Może on mieć podłoże psychogenne, w wyniku toczących się procesów zapalnych np.: łuszczycy, łojotokowego zapalenia skóry czy atopii, w przypadkach przyjmowania farmakoterapii czy w wyniku nieprawidłowego stosowania produktów pielęgnacyjnych.
– W ostatnich latach zdecydowanie najwięcej pacjentów trychologicznych zgłasza się z powodu świądu w wyniku toczących się procesów zapalnych – relacjonuje trycholog.
Włosy się puszą
Kolejnym stwierdzeniem, z którym do tychologa często zgłaszają się klienci, jest: "Moje włosy stale się puszą i są bardzo szorstkie".
– To może mieć związek z nieprawidłową stylizacją naszej łodygi (włosa). Dzięki odpowiednim powiększeniom aż do 700 razy jesteśmy w stanie w pełni zaobserwować zmiany, jakie zachodzą na łodydze. Rozczepy poprzeczne, podłużne, nieprawidłowa koloryzacja, nadmierne rozjaśnianie, samodzielne podcinanie włosów bardzo często prowadzą do uszkodzeń mechanicznych naszej łodygi – mówi Martyna Pobuta.
Jak dodaje, w wielu przypadkach zmiany nie są odwracalne i niestety trzeba obciąć uszkodzoną łodygę, by włosy mogły odrosnąć na nowo.
Co w głowie, to i na głowie
Martyna Pobuta zwraca uwagę, że w ostatnich latach najczęściej pacjenci trychologiczni zgłaszają się z problemem zaburzeń obsesyjno kompulsywnych takich jak trichotillomania, trichofagia, dysmorfofobia czy falaktofobia (silny lęk przed łysieniem).
– Pewnie większość zastanawia się, czy wszystkie wymienione powyżej zaburzenia jesteśmy w stanie zauważyć w naszej trychologicznej lupie, czyli w trichoskopie. Odpowiedź jest prosta; niestety nie zawsze, ale wszystkie powyższe zaburzenia łączy jeden wspólny czynnik. To stres. Stres jest widoczny w trichoskopii i towarzyszą mu następujące zmiany: nieukrwiony stan skóry głowy bez widocznych naczyń krwionośnych oraz wypadanie włosów o podłożu telogenowym – mówi ekspertka.
Dodaje, że to właśnie m.in. stres może prowadzić do tego rodzaju popularnego wśród klientów łysienia.
Podkreśla, że w dzisiejszych czasach większość z nas ma problem z rozładowaniem emocji.
– Każda negatywna, sytuacja rodzi wiele emocji, których większość nas nie potrafi przepracować ani rozładować, co w efekcie doprowadza do frustracji, niezadowolenia i permanentnego stresu. Ciągły stres potrafi oddziaływać negatywnie nie tylko na nasz stan psychiczny, ale również fizyczny. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie stres może przyczyniać się do rozwoju wielu chorób, w tym łysienia – tłumaczy Martyna Pobuta.
Bardzo często konsekwencją stresu są również zaburzenia, które mają powiązanie z włosami, np. wcześniej wymieniona trichotillomania, która przejawia się wyrywaniem włosów, a w bardziej zaawansowanych przypadkach również brwi czy rzęs.
Coraz częściej mówi się również o przypadkach trichofagii. To zaburzenie obsesyjno-kompulsywne polegające na zjadaniu wyrwanych wcześniej włosów.
Coraz więcej pacjentów zgłasza się też z dysmorfofobią, czyli zaburzeniem polegającym na wyimaginowanym obrazie własnego ciała.
– Chory koncentruje się na mankamentach wyglądu zewnętrznego, które w rzeczywistości nie istnieją lub są niezauważalne przez społeczeństwo, np.: jestem łysiejący, gdzie w rzeczywistości ilość owłosienia nie odbiega od normy – opisuje Martyna Pobuta.
Jak widać stan włosów może być oznaką wielu chorób (autoimmunologicznych, genetycznych czy ogólnoustrojowych) lub zaburzeń hormonalnych czy metabolicznych. Jednak są jedynie symptomem jakieś choroby, która wymaga głębszej diagnostyki pod okiem lekarza lub holistycznej współpracy medycznej.