Co wiadomo na temat Grzegorza Borysa? Służący z nim żołnierz: Jedna rzecz mnie zastanawiała
Kolejny dzień bezskutecznych działań policji wskazuje, że uchwycenie Grzegorza Borysa może być trudniejsze, niż zakładano. Od początku było wiadomo jednak, że jako żołnierzowi będzie mu łatwiej ukrywać się (informowano m.in. że jest w dobrej formie fizycznej i ma przy sobie sprzęt do survivalu). I faktycznie, nawet działania na szeroką skalę na razie nie przyniosły efektu.
Jak wynika z najnowszych ustaleń Onetu, Borys nie jest także osobą charakterystyczną. Głos w jego sprawie zabrał jeden z żołnierzy, który tak jak podejrzany służył jako kierowca w tej samej jednostce. Jak wyjaśnił, poszukiwany wojskowy "niczym szczególnie się nie wyróżniał". – Skryty, cichy facet. Nie był towarzyski. W żadne interakcje nie wchodził – cytuje go Onet.
Infantylny, niezbyt bystry, pozbawiony ambicji. Co mówiło się nt. Borysa?
Opinie na temat Grzegorza Borysa zebrała także Interia. Jak mówili współpracownicy podejrzanego, nie był on specjalnie bystry.
– Jak się te sześć lat temu zapoznaliśmy, byłem w szoku. Myślałem, że jest dużo młodszy. Jego zachowanie nie przystawało do wieku. A miał wtedy około 38 lat. Zachowywał się, powiedziałbym, dość infantylnie. Nie był bystrzakiem. I miał specyficzny uśmiech, jakby dziwnie przyklejony do jego twarzy – opowiada Interii były żołnierz, który poznał Borysa w 2017 roku. Przez rok służyli w jednym pododdziale w wojsku w Gdyni.
Jak dodał rozmówca, którego przedstawiono imieniem Łukasz, Borys nadal miał stopień szeregowego, choć służył już od pewnego czasu, co. – To mnie na początku zastanawiało – wyjaśnił Łukasz i dodał:
Ja byłem wtedy "świeżakiem" i bardzo zależało mi na tym, aby opinia dowódców na mój temat była jak najlepsza. Jego to w ogóle nie obchodziło. Słabo wykonywał swoje obowiązki, mimo wieloletniego doświadczenia.- Takie osoby w wojsku są rugane. Kiedy mi się zdarzyło zrobić coś źle, bardzo to przeżywałem i wyciągałem wnioski. Miałem wrażenie, że po Borysie to spływało. Tak jakby do tych krzyków już się przyzwyczaił.
Grzegorz Borys poza systemem
Redakcja ustaliła, że w wojskowym systemie teleinformatycznym "MILNET-Z" Borysa nie ma. Przy jego nazwisku ma być adnotacja, że "służy w KPW Gdynia".
Są tam podane także dwie inne informacje: że taka osoba została zablokowana w systemie albo nie istnieje – czytamy w Onecie, gdzie wyjaśniono także, że "w takim systemie figurują osoby, które mogą mieć dostęp do informacji zastrzeżonych. Borys mógł go nie posiadać, bo jego niski stopień wojskowy nie upoważniał go do przetwarzania informacji niejawnych" – mieli wskazać wojskowi informatorzy.
Sąsiedzi na temat Borysa
Opinie o podejrzanym o zamordowanie 6-letniego syna pojawiały się już wcześniej i pisaliśmy o nich w naTemat. Głos w jego sprawie zabrali m.in. sąsiedzi, którzy mówili, że był on surowym ojcem.
– To był dziwny facet. On długi czas w kominiarkach chodził albo w ciemnych okularach. Nikt o to nie pytał. No bo wojskowy. Myślałam, że może on nie chce pokazywać twarzy ze względu na swoją pracę. Bo na przykład był komandosem – wyznała Onetowi pani Anna, która znała 44-latka, ale tylko z widzenia.
Według jej relacji mężczyzna przychodził z synem na plac zabaw albo na boisko. – Był ostry dla syna. Denerwował się na przykład, że dzieciak źle podał piłkę. Nie lubił też Ukraińców. Nie chciał, by przychodzili się bawić. Potrafił robić z tego powodu awanturę – opowiedziała.
Jak zobaczyłam tu policję, to od razu wiedziałam, że chodzi o tego mężczyznę. Nie wiem, po prostu to czułam. To był facet, który sprawiał wrażenie, że wszystko go wkurza. Miałam wrażenie, że syn się go obawia, że jest przy nim wycofany. Tak samo, jak jego żona. Ale żeby było jasne, nigdy nie przekroczył granicy. Nie widziałam, by kogoś uderzył.
Z aktualnych doniesień wynika, że zbrodnia na dziecku miała być zaplanowana. Tak wynika z ustaleń "Gazety Wyborczej".
– (Grzegorz Borys - red.) jest zwykłym szeregowcem, ale bardzo dobrze wysportowanym i potrafiącym przeżyć w terenie – powiedział "GW" anonimowy policjant. Podkreślił, że dla 44-latka przebiegnięcie 20 kilometrów nie jest problemem.
Ponadto, jak podaje dziennik, Borys miał wyjść z domu ze sprzętem do survivalu oraz nożem, którym prawdopodobnie miał zabić swoje dziecko. Dlatego też policja ostrzegała, żeby nie zatrzymywać 44-latka na własną rękę, tylko powiadomić służby. W tej sprawie również wystosowano komunikat, bo skala poszukiwań, również cywilnych, jest ogromna.
– Może być cholernie niebezpieczny, ale najprawdopodobniej nie ma ze sobą broni palnej – dodał rozmówca "GW".
Za Grzegorzem Borysem rozesłano list gończy. Mężczyzna jest podejrzany o zabójstwo, którego miał dokonać w mieszkaniu w gdyńskiej dzielnicy Karwiny. To tam znaleziono zwłoki 6-letniego chłopca. Na jego ciele była rana cięta szyi. W mieszkaniu był też martwy pies. Makabrycznego odkrycia dokonała matka małego Olka, która wróciła z pracy.