Były dyrektor TVP przerwał milczenie. Opowiedział o realiach pracy
Były dyrektor TVP o pracy na Woronicza. Pawlicki uderzył w Jacka Kurskiego
Gdy wyniki wyborów parlamentarnych zostały potwierdzone, przyszłość Telewizji Polskiej stała się obiektem intensywnych dyskusji i spekulacji. Podobno wśród pracowników rośnie obawa o dalsze zatrudnienie, a część dziennikarzy rozważa odejście ze stacji.
Po 15 października w mediach pojawiło się także wiele wypowiedzi prezenterów i gwiazd, które kiedyś pracowały w TVP. Odnosili się głównie do tego, czy po zmianie władzy rozważą to, by ponownie związać się z publicznym nadawcą.
Chociażby Maciej Orłoś powiedział na łamach Plejady: "To, czy wrócę do pracy w telewizji publicznej, zależy od wielu czynników. Gdy ktoś mnie pyta o powrót do 'Teleexpressu', odpowiadam, że prawdopodobieństwo jest dziesięcioprocentowe. Na razie nie mam pojęcia, jak może zmienić się Telewizja Polska pod rządami nowej władzy, jaki będzie pomysł na jej uzdrowienie". Tymczasem Jan Pawlicki na łamach wp.pl opowiedział o kulisach pracy w TVP. Rozpoczynał swoją karierę w TVN oraz TVN24, pracując jako reporter w redakcji programu "Teraz My". Następnie przeniósł się do Discovery Historia, a później do TVP Info, gdzie w 2008 roku objął stanowisko zastępcy szefa redakcji publicystyki. W okresie 2013-2015 angażował się w pracę w Telewizji Republika, pełniąc role wydawcy, reportera i prezentera.
Po objęciu przez Jacka Kurskiego funkcji prezesa TVP, Jan Pawlicki został dyrektorem TVP1, lecz po kilku latach z tej roli zrezygnował. Obecnie Pawlicki kieruje kanałem News24. Jak wspomina pracę na Woronicza?
"Dostałem pracę jako dyrektor TVP1. Przychodziłem tam z nadzieją na realizację swoich planów i zamierzeń. Ale okazało się - czego zupełnie nie przewidziałem - że zarówno ja, jak i inni dyrektorzy mamy być tylko listkami figowymi, legitymizującymi to, co Kurski i jego przyboczny Stanisław Bortkiewicz robili za naszymi plecami" – oznajmił.
W skrócie można to sprowadzić do dwóch spraw: odbierali kompetencje dyrektorom anten i przygotowywali ścieżki do tego, żeby przepychać propagandowy przekaz.
Pawlicki przyznał, że w trakcie jego pracy w TVP, Joanna Klimek, obecna żona Kurskiego, miała kluczowe znaczenie w podejmowaniu decyzji, co skutkowało jego ograniczoną swobodą działania. Ujawnił również, że w czasach, gdy stacją zarządzał Jacek Kurski, wiele osób straciło pracę lub decydowało się na odejście.
"Zostali tam w zasadzie tylko ci, którym udało się połamać moralne kręgosłupy i byli gotowi posłusznie wykonywać wszystkie polecenia. Starali się dostosowywać za wszelką cenę do coraz gorszych warunków" – stwierdził dawny dyrektor i dodał: "No i jeszcze jedno - był oczywiście 'desant' ludzi sprowadzonych przez Kurskiego".
"Prezes ustanawiał nowe reguły, jego ludzie dobrze sobie radzili w sytuacji, która powstawała w ten sposób, inni nie za bardzo mogli się odnaleźć. Robił się spory chaos. To była sytuacja pływania w kisielu: niby wszystko posuwało się do przodu, ale bardzo powoli i wymagało to wielkiej ilości dodatkowej pracy. Trwała ciągła reforma, reorganizacja" – stwierdził.
Były dyrektor TVP zaznaczył, że priorytetem zawsze było wykonywanie instrukcji Kurskiego. "Dopóki byli mu wierni, wszystko było w porządku i nikt ich nie pytał o poglądy. To właśnie oni realizowali jego pomysły, nawet te najgłupsze" – podkreślił.
"Kurski lansował też disco polo, bo wydawało mu się, że tę muzykę kocha elektorat PiS. W obszarze rozrywki promował najgorsze badziewie i tandetę. A przecież telewizja publiczna powinna kształtować smak odbiorców, a nie schlebiać najniższym gustom. No i jeszcze jedno: te wszystkie koncerty. Kurski miał koncepcję, że jak dzieje się coś ważnego, trzeba pilnie zorganizować z tej okazji wielki koncert. To były imprezy potwornie drogie, artystycznie takie sobie. No i nikt nie chciał tego oglądać" – dodał.
Podsumowując, Pawlicki ocenił, że TVP potrzebuje poważnych zmian. Wskazał na konieczność zmiany modelu finansowania publicznych mediów w Polsce oraz zmianę osób reprezentujących Telewizję Polską. "Wizerunek w przypadku mediów to oczywiście także twarze i głosy osób, które się tam pojawiają. A więc tak, trzeba je zmienić. Nie ma innego wyjścia. Nie oznacza to oczywiście wymiatania do samej ziemi - nie widzę powodu, żeby zwalniać np. montażystów czy ludzi zajmujących się sprawami technicznymi. Ale ci, którzy na antenie prezentowali propagandę rządową, bezwzględnie muszą odejść" – skwitował dosadnie.