Peretti wyjaśniła, dlaczego zgodziła się na wywiad, w którym mówiła o śmierci syna. "Zmusiły mnie"

Joanna Stawczyk
26 października 2023, 13:37 • 1 minuta czytania
Sylwia Peretti na łamach magazynu "Viva!" wyznała, że jej świat rozpadł się na kawałki po śmierci syna. Zwierzyła się, że po tym wypadku nie jest w stanie normalnie żyć. Przyznała, że nadal nie jest w stanie pojąć tego, co zdarzyło się tej feralnej nocy. Skomentowała też fakt, że jej pijany syn zamienił się miejscem z kierowcą. Teraz na Instagramie opublikowała post, w którym wyjaśniła, dlaczego zdecydowała się na udzielenie wywiadu.
Sylwia Peretti udzieliła pierwszego wywiadu od śmierci syna. Teraz się tłumaczy Fot. Pawel Wodzynski/East News; Instagram.com / @sylwia_peretti

Peretti tłumaczy się z wywiadu dla "Vivy!". "Pierwszy i ostatni raz otworzyłam rany"

"Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie. To wydarzenie nie dociera jeszcze do mnie i chyba nigdy nie dotrze. Teoretycznie jestem świadoma, że mój syn zmarł, ale czuję, jakby wszystko działo się poza mną. (...) Tam nie ma nic poza bólem, który rozrywa mnie od momentu, kiedy otwieram rano oczy, aż do chwili, kiedy zasypiam wieczorem" – powiedziała dla magazynu "Viva!" Sylwia Peretti po śmierci syna.


Celebrytka znana z programu "Królowe życia" w pierwszym wywiadzie po stracie jedynego dziecka wyznała, że każdy kolejny dzień po odejściu Patryka jest koszmarem. Przypomnijmy, że od makabrycznego wypadku minęły już niemal cztery miesiące.

Przeżywanie żałoby jest dla Peretti koszmarem. "W nocy z 14 na 15 lipca mój jedyny syn zginął w wypadku samochodowym. A ja? Ja umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie" – zwierzyła się.

Kobieta także zareagowała na komentarze pojawiające się w internecie na temat tego, iż to jej syn był sprawcą śmiertelnego wypadku, w którym zginął nie tylko on, ale także trzech jego kolegów.

"Dziś cała wina spada na mnie. Nazywana jestem matką mordercy i na moich barkach kładziona jest odpowiedzialność za to, że samochód roztrzaskał się, bo mój dorosły syn był pod wpływem alkoholu. Oddałabym całe swoje życie, żeby cofnąć czas, ale nie mogę" – zaznaczyła.

Stwierdziła także: "Dla mnie cała czwórka zawiniła tragedii, którą dziś przeżywam ja oraz wszystkie rodziny zmarłych. Oni zapłacili największą cenę, którą człowiek płaci za kardynalne błędy, kierowane nieodpowiedzialnością, a my, ich najbliżsi, żyjemy z pokłosiem feralnej nocy, z całym bólem, z poczuciem straty, z wyrwą, która pojawiła się w naszych życiach".

W czwartek (26 października) Peretti zamieściła na Instagramie nowy post, w którym odniosła się do tego, dlaczego postanowiła wypowiedzieć się szerzej na temat tragedii.

Wyznała, że ma dość tego, że internauci i różne serwisy piszą o niej w przykry sposób, obwiniając ją za zdarzenie, do którego doszło w Krakowie w nocy z 14 na 15 lipca.

"Pierwszy i ostatni raz otworzyłam niezagojone rany. Nic gorszego niż tragedia z 15 lipca mnie już spotkać nie może. To krzyczące nagłówki i ludzka nienawiść zmusiły mnie, by ten jeden raz zabrać głos - dla Patryka" – oznajmiła, zachęcając do tego, by zapoznać się z najnowszym wydaniem "Vivy!".

"Mnie pozostał jedynie tatuaż na ręce 'Patryk - amour de ma vie' (Patryk - miłość mojego życie - red.) oraz nieskończona matczyna miłość" – dodała. Peretti załączyła do posta swoje zdjęcie, na którym wyeksponowała wspomniany tatuaż. Celebrytka wyłączyła możliwość dodawania komentarzy.

Wypadek w Krakowie

Przypomnijmy, że w nocy z 14 na 15 lipca w centrum Krakowa doszło do wypadku, w którym zginęli Patryk oraz trzej jego przyjaciele. Zdarzenie miało miejsce w centrum miasta, gdzie wszyscy czterej mężczyźni zginęli na miejscu z powodu obrażeń głowy i kręgosłupa. W toku śledztwa stwierdzono, że trzy z ofiar były pod wpływem alkoholu. Badania toksykologiczne wykazały, że syn celebrytki miał 2,3 promila alkoholu we krwi oraz 2,6 w moczu i to on prowadził żółty samochód marki Renault Megane.