Zrobili z niej kryminalistkę. "Amerykański koszmar" to historia porwania, w które nikt nie wierzył
Porwanie, które nie miało sensu
Vallejo, Kalifornia. 23 marca 2015 roku Aaron Quinn zgłosił na policję, że jego dziewczyna została porwana z jego domu. Przedstawił funkcjonariuszom dość nieprawdopodobnie brzmiącą historię, a ich podejrzliwość wzbudził również fakt, że mężczyzna zgłosił się wiele godzin po zrelacjonowanej przez niego napaści.
Tłumaczył to tym, że po zabraniu Denise porywacze skontaktowali się z nim w sprawie okupu i zabronili kontaktować się z policją.
Aaron szybko stał się podejrzanym. Śledczy zaczęli sugerować mu, że jeśli doszło do wypadku albo zbrodni w afekcie, to w jego najlepszym interesie jest przyznanie się do winy. Quinn był przesłuchiwany przez 18 godzin i przeprowadzano badanie wykrywaczem kłamstw. Mężczyzna wciąż zaprzeczał sugestiom, że zrobił coś swojej dziewczynie.
Następnego dnia po domniemanym porwaniu zajmujący się sprawą dziennikarz śledczy otrzymał wiadomość głosową od porywaczy. Huskins mówi na nim, że została uprowadzona, ale nie grozi jej niebezpieczeństwo, a porywacze jedynie chcą od niej okupu.
Uwagę mężczyzny zwrócił jej niezwykle spokojny, jak na okoliczności ton głosu. On również podejrzewał, że cała sprawa może być ukartowana przez parę albo przez jednego z nich.
Wtedy niespodziewanie po 48 godzinach od porwania w środę 25 marca... Denise po prostu wróciła cała i zdrowa do domu rodzinnego w Huntington Beach w Kalifornii, oddalonego o 640 km od Vallejo. Chociaż myślała, że jej koszmar się skończył, niestety czekał ją ciąg dalszy.
Zrobili z Denise "Zaginioną dziewczynę"
Denise była maglowana podobnie do Aarona. Chociaż początkowo się bała, w końcu przyznała, że jeden z porywaczy zgwałcił ją dwukrotnie i wszystko nagrał, grożąc, że udostępni nagrania, jeśli kobieta pójdzie na policję.
Tak jak jej chłopakowi, policja nie wierzyła Huskins. Rok wcześniej w kinach pojawił się thriller Davida Finchera "Zaginiona dziewczyna" na podstawie powieści Gillian Flynn o tym samym tytule. Jej główna bohaterka Amy Dunne pozoruje własne porwanie, by zemścić się na zdradzającym ją mężu.
Śledczy uważali, że Huskins mogła mieć podobny motyw, gdyż odkryła, że Aaron wypisuje do swojej byłej narzeczonej, o co zresztą w wieczór przed porwaniem się pokłócili (Quinn nigdy tego nie ukrywał). Denise miała też pecha, bo z wyglądu przypomina wcielającą się w Amy Rosamund Pike – tak samo, jak ona, jest atrakcyjną blondynką o dość chłodnym typie urody.
Media szybko podchwyciły narrację i zrobiły z Huskins czarownicę, którą powinno się spalić na stosie. Kobieta zaczęła otrzymywać pełne nienawiści wiadomości prywatne – ludzie w wulgarny sposób odsądzali ją od czci i wiary oraz życzyli śmierci.
Nie pomogło nawet to, że wspomniany wcześniej dziennikarz otrzymał kolejne wiadomości od porywaczy. Tym razem przyznawali się oni do winy i grozili, że jeśli policja nie przestanie oskarżać Denise i Aarona o porwanie, dokonają kolejnego. Na dowód przesłali zdjęcia broni oraz pomieszczenia, w którym mieli przetrzymywać Huskins.
Denise i Aaron musieli czekać trzy miesiące, by oskarżenia przestały wisieć nad ich głowami. To wtedy sprawę porwania kobiety powiązano z podobną napaścią, do której doszło w czerwcu w Dublinie w Kalifornii.
Porywaczem okazał się Matthew Muller – weteran wojny, absolwent Harvardu i prawnik, który zajmował się swego czasu medialną sprawą amerykańskiej stacji telewizyjnej Univision. Mężczyzna już wcześniej wzbudzał zainteresowanie policji ze względu na zachowania o charakterze ekshibicjonistycznym.
Dzięki nieustępliwej policjantce, która przypomniała sobie o prawdziwej "Zaginionej dziewczynie", powiązano obie sprawy i udowodniono, że Muller był odpowiedzialny również za porwanie Huskins. Mężczyzna został w 2017 roku skazany na czterdzieści lat więzienia. Denise powiedziała, że gdy zobaczyła jego twarz w sądzie i spojrzała mu w oczy, wreszcie "odzyskała siebie".
Jej koszmar się skończył, choć w sprawie wciąż pozostało wiele niewiadomych, m.in. dlaczego porywacz w trakcie uprowadzania Denise twierdził, że jego celem była Andrea (była narzeczona Aarona, z którą wcześniej mieszkał w tym domu).
"Amerykański koszmar" to koszmar każdej kobiety
Trzyodcinkowy "Amerykański koszmar" twórców "Oszusta z Tindera" to żadne arcydzieło dokumentu. Trzyodcinkowy serial Netfliksa przedstawia przerażającą historię Denise i Aarona, nie kusząc się na poproszenie specjalisty o wypowiedź (np. medioznawca mógłby w interesujący sposób skomentować powiązanie porwania Denise z premierą "Zaginionej dziewczyny" rok wcześniej) w sprawie, a skupiając się głównie na sensacyjności całej historii.
Huskins została porwana jeszcze przed powstaniem ruchu #MeToo, który uwrażliwił społeczeństwo (a przynajmniej jego część) na to, by wierzyć ofiarom. Być może cała sprawa potoczyłaby się inaczej, gdyby wydarzyła się później lub gdyby śledczy nie zafiksowali się na tym, że występują w filmie Finchera, bazując na prostackich skojarzeniach, stereotypach i skrótach myślowych.
"Amerykański koszmar" pomimo przedstawiania koszmaru każdej kobiety (który na szczęście miał szczęśliwy finał) niesie jednak pewnego rodzaju nadzieję.
Chociaż cała historia właściwie jest historią nieudolności i braku wrażliwości stróżów prawa, w tle pojawia się wspomniana funkcjonariuszka z kalifornijskiego Dublina, dzięki której uporowi dobre imię Huskins i Quinna zostało oczyszczone.
Sama postawa Denise podnosi również na duchu, gdyż pomimo traumatycznych doświadczeń znalazła w sobie siłę i odwagę, by te wydarzenia nie odcisnęły piętna na całym jej życiu.
We wzruszający sposób podsumował to zresztą Aaron (który obecnie jest już jej mężem), kiedy pod koniec ostatniego odcinku serialu opowiadał o ich córkach: "Mam nadzieję, że gdy dorosną, będą jak ich mama. Wtedy dadzą sobie radę".