Dom Pomocy Społecznej to miał być tylko projekt, a odmienił moje życie
Czy zawsze interesował Panią drugi człowiek. Mówię o zainteresowaniu w kontekście zawodowym, pomocy innym?
Trochę czasu mi to zajęło. Wyszłam za mąż jako młoda dziewczyna. Pojawiły się dzieci, a gdy poszły do przedszkola, rozpoczęłam studia. Kontynuowanie edukacji, praca zawodowa i wychowywanie dzieci były dużym wyzwaniem. Pracowałam już wtedy w placówkach społecznych. Kiedy córki były jeszcze w podstawówce, zostałam przedsiębiorcą. Po 10 latach zaczęłam zastanawiać się nad zmianą „ścieżki kariery” i nawet pomyślałam o powrocie do wcześniejszej pracy, ale nie dlatego, że poczułam chęć pomocy ludziom, a głównie dlatego, że zakres pracy był interesujący.
Czy już wtedy miała Pani konkretne plany?
Nie (śmiech). Raczej myślałam o doradztwie zawodowym – i nagle pojawiła się propozycja utworzenia DPS (Dom Pomocy Społecznej) dla osób przewlekle psychicznie chorych. Pierwsza w powiecie taka instytucja. Lubię wyzwania, więc postanowiłam się tym zająć. Traktowałam to jako zdanie, trudny i wciągający projekt, na tym etapie nawet do głowy mi nie przyszło, że ta praca aż tak odmieni moje życie.
To wtedy zaczęła Pani interesować się sprawami społecznymi?
Na początku pochłonęły mnie sprawy związane z uruchomieniem placówki, przepisy budowlane, przetargi, dotacje, regulaminy, rekrutacja pracowników itp. Już na etapie pisania programu w mojej głowie zagościła idea pełnej integracji mieszkańców placówki z lokalną społecznością. Przyszedł czas realizacji i oto nagle, bez ostrzeżenia, moja wizja prysła jak bańka mydlana. Mieszkańcy domu przygotowali uroczystość z okazji Dnia Dziecka, na którą zaproszone zostały dzieci z okolicznych szkół. Niestety niemal w dniu wydarzenia szkoły jedna po drugiej odwoływały wizytę, co było, jak się później okazało, spowodowane protestami rodziców.
Przykra, a zarazem trudna sytuacja…
W zasadzie od chwili powstania DPS dostawałam niewybredne anonimy, a do jednostek nadzorujących działalność placówki lawinowo płynęły listy z prośbą o jej rozwiązanie. Dla otoczenia było nie do przyjęcia, że osoby z zaburzeniami psychicznymi poruszają się poza placówką.
Zderzenie z murem bywa bolesne…
Zwłaszcza gdy stoisz na pozycji uderzonego. Takie doświadczenia zmieniają optykę. Ta konkretna sytuacja otworzyła mi oczy na trudności, z jakimi borykają się osoby z zaburzeniami psychicznymi. Niska świadomość społeczeństwa na ten temat skłoniła mnie do założenia Fundacji Dwie Głowy. Chciałam nie tylko pomagać tym osobom bezpośrednio, ale także zmieniać społeczną percepcję, żeby już nikt więcej nie zamykał tych ludzi w pudełku z napisem „wariat”. Czekała mnie długa walka z krzywdzącymi stereotypami.
Pozostańmy przy metaforze muru – zaczął pękać?
Pękł (śmiech). Przez lata udało się nam zmienić percepcję społeczną i osiągnąć niemal pełną integrację z okolicznymi społecznościami.
Obecnie Fundacja skupia się również na młodzieży z Bartoszyc i okolic. Dlaczego?
W działania na rzecz osób z zaburzeniami psychicznymi z roku na rok włączało się coraz więcej młodzieży. Chciałam stworzyć przestrzeń, gdzie młodzi ludzie mieliby dostęp do inspirujących spotkań i zajęć, które pomogą im rozwijać pasje i marzyć o większych rzeczach. Organizacja „Dnia Świadomości. Rozmowy o…” to jeden ze sposobów, w jaki jako Fundacja staramy się osiągnąć ten cel. Umożliwiamy młodym ludziom uczestniczenie w inspirujących spotkaniach i warsztatach. Chcemy, aby mieli dostęp najlepszych specjalistów i autorytetów.
Młodzież jest dla Pani ważna?
Tak (śmiech). Młodzież to nasza przyszłość. Ta maksyma jest dziś powszechnie znana i nie wymaga szerszych wyjaśnień.
Jak przygotować młodych ludzi na wyzwania przyszłości?
Zdrowie psychiczne młodzieży ma wpływ na całe społeczeństwo. Dlatego organizujemy spotkania, podczas których staramy się rozmawiać o zrozumieniu i akceptacji własnych emocji, walce ze szkodliwymi stereotypami i roli kultury oraz sztuki w profilaktyce zdrowia psychicznego. Myślimy też o rozwoju. Organizujemy warsztaty i spotkania, w których trakcie młody człowiek ma okazję odkryć swój potencjał i świadomie pomyśleć o swojej przyszłości. W miastach takich jak Bartoszyce rozwijanie swoich pasji, odkrywanie nowych zainteresowań i rozbudzanie ambicji może stanowić wyzwanie. W zeszłym roku udało nam się wysłać uzdolnioną młodzież na spotkanie z jednym z najlepszych transplantologów na świecie, prof. Robertem Montgomerym, pomysłodawcą pierwszej udanej transplantacji narządów zwierzęcych do człowieka. Obecnie pracujemy nad tym, żeby uzdolniona młodzież z Bartoszyc mogła wziąć udział w wydarzeniu, w którym gościem specjalnym będzie Michelle Obama. Takie spotkania to wyjątkowa okazja, która może otworzyć przed młodymi ludźmi drzwi do fascynującego świata biznesu, nauki i medycyny.
Skąd potrzeba pracy społecznej?
Moi podopieczni ją we mnie rozbudzili. Przed pracą w DPS nie byłam szczególnie empatyczną czy społeczną osobą. Dostałam od życia dużo dobra, czasem od całkiem obcych ludzi. Jestem zdrowa, mam zdrowe dzieci, mam co jeść i gdzie mieszkać. Życie postawiło wiele szans na mojej drodze, z niektórych skorzystałam. Jest mnóstwo osób, które nie miało tyle szczęścia. Zawsze, kiedy pojawia się okazja, by komuś pomóc, robię to.
Jak złapać balans między aktywnością społeczną i zawodową a życiem prywatnym?
To prawdziwa łamigłówka (śmiech). Życie prywatne, zwłaszcza rodzinne, jest dla mnie niezmiernie istotne. Choć moja aktywność społeczna i zawodowa może być intensywna, zawsze staram się znaleźć czas na bliskich. Oprócz tego ważne jest dla mnie obcowanie ze sztuką, chociaż nie znam się na niej (śmiech). Lubię muzykę, teatr i odwiedzanie galerii. Chociaż jest to trudne, gdy mieszka się daleko od dużych ośrodków kulturalnych. Mimo wszystko to dla mnie ważna forma relaksu i inspiracji, którą staram się pielęgnować. Jednak największą energię czerpię z pozytywnych i inspirujących ludzi.
Dziękuje za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji celów Fundacji Dwie Głowy. Dziękuję. Wierzę, że możemy razem wpływać pozytywnie na życie młodych ludzi i społeczeństwa.