Poszłam sprawdzić, czy kebab Chajzera to "dramat". Nadal jestem w szoku

Klaudia Zawistowska
09 kwietnia 2024, 15:26 • 1 minuta czytania
Kilka dni temu na warszawskim Żoliborzu Filip Chajzer otworzył własną budę z kebabem. Jak zapewniał, serwowane w niej dania wzorowane są na tych od berlińskich mistrzów z Kreuzbergu. Tak się składa, że przed rokiem miałam możliwość skosztowania dania z niemieckiej "doliny kebaba". Wiem już, czy celebrycie znad Wisły udało się osiągnąć mistrzowski poziom.
Spróbowałam kebaba od Filipa Chajzera. Nadal jestem zaskoczona Fot. Klaudia Zawistowska/naTemat

Kiedy w redakcji padło pytanie, czy ktoś pójdzie na kebaba do Chejzera, nie wahałam się nawet przez chwilę. W końcu dla tego zawodu trzeba się czasem poświęcać. W ten sposób we wtorek 9 kwietnia w samo południe stanęłam przed słynną budą. Żar lał się z nieba, a ja grzecznie czekałam, czekałam, czekałam, czekałam…


Filip Chajzer zszedł na kebab. W Warszawie ma własną budkę

Wielkie otwarcie kebaba Filipa Chajzera, a właściwie Kreuzberg Kraft Kebap, miało miejsce 5 kwietnia. Prawdziwe tłumy ustawiły się w kolejce w sobotę 6 kwietnia. – Ostatni raz tylu ludzi widziałem na odpuście – mówił jeden z pracowników budki, obsługując kolejnych klientów. Ale nawet we wtorek mała gastronomia cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Niektórzy przyszli tam już kolejny raz.

Na Burakowską 14 dotarłam 15 minut przed 12. W okienku usłyszałam, że otwarcie będzie miało miejsce w samo południe. W okolicy nie było wiele osób, a ponieważ żar lał się z nieba, poszłam do Żabki po coś do picia. Kiedy wróciłam, w kolejce stało już 15 osób, a do otwarcia było jeszcze 10 minut.

O godzinie 12 kolejka liczyła już ponad 20 osób, a ja szybko zauważyłam pierwsze podobieństwo z niemieckim kebabem. Podobnie jak tam, obsługa nie spieszyła się z wydawaniem jedzenia. Choć byłam 16. osobą w kolejce, swoją porcję zamówiłam po 25 minutach od otwarcia, a do "uczty" zasiadłam idealnie o 12:30. W tym momencie kolejka za mną liczyła już minimum 50-60 osób.

Chajzer wzorował się na Niemcach. Jego kebab z pewnością zaskakuje

Zacznijmy od cennika. W ofercie Kreuzberg Kraft Kebap dostępne są dwa dania. W dużym uproszczeniu do wyboru jest wersja na grubym lub cienkim cieście z kurczakiem, wołowiną lub w wersji wege. Ceny zaczynają się od 26 zł za najmniejszą porcję, a kończą na 44 zł za największą. W ofercie jest też wersja wege, ale prezentuje się raczej biednie. W jego skład wchodzą bowiem tylko grillowane i świeże warzywa.

Kiedy stałam w kolejce, wiatr niósł zapach pieczonego mięsa na tyle skutecznie, że zgłodniałam i poszłam na całość. Wybór padł na dużego kebaba na grubym cieście z wołowiną oraz sosami czosnkowym i miętowym. Decyzja była podyktowana nie tylko apetytem. Większość osób złożyła podobne zamówienie, a ja chciałam sprawdzić, czy różnica w rozmiarach porcji jest tak duża, jak mówi się na mieście. Sos miętowy to ukłon w kierunku Niemców, którzy często go używają. Czosnek to głos z głębi polskiej duszy. Do wyboru były jeszcze: curry, ostry, tzatziki i mango.

Pierwsze wrażenie? Duża porcja jest naprawdę ogromna. Na szczęście obsługa wydaje widelce, bo inaczej nie dałoby się tego ugryźć. Kolejna niespodzianka to mięso. "Nasze mięso marynuje się 24 godziny i jest robione tylko i wyłącznie dla nas" – pisał niedawno Chajzer. I tu trzeba mu oddać rację. Smakowo wyprzedza o lata świetlne to, co oferują polskie sieciówki. Wołowina była pieprzna, lekko słona i bardzo aromatyczna.

Z ziół wyczułam miętę i śladowe ilości kolendry. Zarówno świeże warzywa (cebula, sałata, pomidor i ogórek), jak i te grillowane (marchewka i ziemniak) były dobrej jakości. Minusem, moim zdaniem, była bułka. Miała być podpieczona i chrupka, ale była sucha jak wiór. Z pomocą nie przyszły również sosy, które wyczuwalne były dopiero na samym końcu. I nie chodzi tu o utopienie w nich całego dania, jak robią to sieciówki, ale jednak powinny one delikatnie nawilżać całość. Niestety tak nie było.

Co z głośnymi rozmiarami porcji? Być może byłam tam zbyt krótko, bo nie zauważyłam, żeby poszczególne kebaby opuszczające okienko drastycznie różniły się od siebie. Mięso wypełniało bułki po brzegi w każdym przypadku. Być może obsługa wzięła sobie do serca uwagę tiktokera i youtubera MrKrychy?

– Za skandaliczne uważam brak ważenia mięsa oraz to, jak wydawane są zamówienia. Nie ma mowy o żadnej powtarzalności. Byłem tam od godziny 14 do samego zamknięcia i dosłownie każdy kebab był inny. Patrząc na to, trzeba powiedzieć jedno: dramat – grzmiał niedawno na filmiku opublikowanym na TikToku MrKrycha.

U Chajzera ceny i kolejka jak u Niemca. A co ze smakiem?

Filip Chajzer nawet nazwą swojej budki nawiązał do berlińskiej "doliny kebaba", czyli Kreuzberga. To właśnie tam znajdują się jedne z najlepszych budek z popularnym fast foodem. W lipcu 2023 roku miałam okazję osobiście spróbować jednego z tamtejszych specjałów. Mój wybór padł wówczas na kebaba u Mustafy, który zdaniem wielu jest najlepszy na świecie.

Podobieństw na pewno jest kilka. Od długiej i wolno obsługiwanej kolejki, przez cenę. Za porcję u Mustafy, która była mniejsza od "chajzerowej", płaciłam 7,10 euro, czyli ok. 30 zł. Wówczas również oprócz mięsa w bułce znalazły się świeże i grillowane warzywa (tych było więcej niż w wersji warszawskiej), a także mięta. Na tym podobieństwa się kończą.

Bułka u Mustafy była świeża, ale nie spieczona. Dodatkowo sosy były wyczuwalne, fajnie nawilżały całe danie, ale go nie zdominowały. Natomiast w kwestii mięsa Niemcy mogliby uczyć się od Chajzera. W Berlinie było ono mało wyraziste i w zasadzie niewiele różniło się od tego, które serwują sieciówki. Pod tym względem uczeń przerósł mistrza.

Choć moim zdaniem i jednemu i drugiemu bardzo daleko jest do oryginalnego tureckiego kebaba. Być może namiastka w postaci szybkiej kanapki nigdy nie zastąpi starannie przygotowywanego mięsa serwowanego np. na pieczywie tureckim z dodatkiem sosu pomidorowego i jogurtu, który doskonale znam z iskendera.