Gigantyczny pożar w Warszawie. Czy to było podpalenie? Straż pożarna mówi o "dziwnej sytuacji"
Potężny ogień, wielka chmura ciemnego i prawdopodobnie skażonego chemikaliami dymu, ponad 100 strażaków walczących z pożarem, alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa z prośbą do mieszkańców Warszawy o pozostanie w domach i zamknięcie okien... Tak właśnie zaczęła się niedziela dla mieszkańców stolicy.
Pożar hali handlowej Marywilska 44 w bardzo szybkim tempie objął niemal sto procent powierzchni obiektu. Początkowo ratownicy nie chcieli w ogóle spekulować na temat możliwych przyczyn, później jednak ciekawe światło na sprawę rzucił komendant główny Państwowej Straży Pożarnej, nadbryg. Mariusz Feltynowski, który przybył na miejsce zdarzenia.
Komendant główny PSP o pożarze hali Marywilska 44: "dziwna sytuacja"
Podczas zorganizowanego naprędce briefingu prasowego Feltynowski był pytany przez dziennikarzy, czy pożar wybuchł w jednym miejscu, czy też było kilka źródeł (co wskazywałoby na podpalenie). Komendant nie chciał spekulować na temat ewentualnego podpalenia, twierdząc, że wyjaśnieniem przyczyn zajmie się policja. Zaznaczył jednak, że sytuacja jest "bardzo dziwna".
– To dopiero stwierdzą biegli. Ale z naszego doświadczenia wynika, że jednocześnie ogień był w kilku miejscach, albo na dużej powierzchni. Być może nagromadzenie materiałów, przede wszystkim ubrań powodowało, że ten pożar bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Z reguły po 11 minutach nie jest taka wielka powierzchnia objęta pożarem – mówił nabryg. Mariusz Feltynowski.
Komendant wyjaśnił, że wezwanie straż pożarna dostała o godzinie 3.31 nad ranem – przyszło ono automatycznie z monitoringu, nie z telefonu wykonanego na numer 112. Zaznaczył, że strażacy byli na miejscu po 11 minutach i już wówczas stwierdzili, że płonie 2/3 powierzchni hali. Podkreślił, że w kilku miejscach nie były zamknięte specjalne bariery, których celem jest zapobieganie rozprzestrzenianiu się ognia.
Mariusz Feltynowski powiedział też, że z powodu bardzo wysokiej temperatury początkowo strażacy nie byli w stanie wejść do palącego się budynku. Ujawnił też, że doszło do bardzo niebezpiecznego incydentu – pod wpływem ogromnych temperatur częściowo zawalił się dach hali.
Marywilska 44. Kupcy protestowali przeciw podwyżkom czynszów
W tym miejscu warto przypomnieć, że od kilku tygodni media donosiły o problemach kupców handlujących w hali Marywilska 44. Na początku lutego "Wirtualna Polska" podawała, że przesiębiorcy na tydzień zamknęli swoje lokale, strajkując przeciw waloryzacji czynszów oraz "nieuczciwemu " – ich zdaniem traktowaniu przez zarząd jednego z największych centrów handlowych na Mazowszu.
Protestujący zorganizowali nawet pikietę przed stołecznym ratuszem, domagając się spotkania z prezydentem Rafałem Trzaskowskim – miasto jest bowiem właścicielem gruntu, na którym wybudowano centrum. Ostatecznie wyszedł do nich zastępca Tomasz Bratek.