Stanowski narzeka na reklamy w kinach, jak każdy Polak (w tym ja). Tu chodzi jednak o coś więcej
"Seans w kinie Helios o 13.50. Od 25 minut oglądamy reklamy i końca nie widać. 125 złotych" – napisał w niedzielę 23 czerwca na swoim profilu na X Krzysztof Stanowski. "Pilne! Bogaty z*eb” odkrywa, jak żyją ludzie" – skomentował post dziennikarza inny użytkownik serwisu.
"Zostałem obrażony, bo cenię swój czas i wkurza mnie, gdy zamówiona i opłacona przeze mnie usługa opóźnia się o 30 minut, w czasie których jestem zmuszany do oglądania reklam. Zrobili z was niewolników" – odpowiedział na złośliwy komentarz Stanowski.
Ile trwają reklamy w kinie w Polsce?
Chyba każdy (niezależnie od tego, czy sympatyzuje, czy też nie z twórcą Kanału Zero) doskonale rozumie frustrację Stanowskiego.
Wiele osób (co można zauważyć podczas wizyt w kinie) celowo spóźnia się na oficjalną godzinę seansu, by ominąć oglądanie po raz kolejny tej samej reklamy kredytu czy innej fascynującej usługi. Można by stwierdzić, że to całkiem niezła strategia – niestety czasami można przestrzelić i spóźnić się na film. Długość reklam w kinie zależy bowiem od wielu czynników.
Jak podaje portal careerbreak.pl, czas trwania bloków reklamowych subtelnie różni się pomiędzy kinami. W najpopularniejszych sieciówkach wygląda to mniej więcej tak:
- Helios – od 22 do 24 minut,
- Cinema City – około 20 minut,
- Multikino – około 25 minut.
Można by więc stwierdzić, że jeśli wejdziemy na salę kinową około 20 minut po oficjalnej godzinie rozpoczęcia seansu, ominiemy irytujące reklamy i nie przegapimy początku filmu.
Niestety, czas trwania reklam może się skrócić albo wydłużyć w zależności od: pory dnia; tego, czy wybieramy się na premierę filmu; a także od zainteresowania, jakim cieszy się dany tytuł (jak można się domyślić, reklamodawcy biją się o najgłośniejsze produkcje). Ponadto czasami reklamy przed filmami familijnymi trwają krócej – około 15 minut.
Choć też nie jest to reguła. Znajomy ostatnio poszedł do kina na bajkę dla kilkulatków. Przyszedł na czas, bo nawet nie pomyślał, że komuś przyjdzie do głowy puszczać tam normalny blok reklamowy. Tymczasem przesiedzieli ok. 25 minut regularnych reklam i trailerów. Nie muszę mówić, jak wyrozumiała była na to banda 3- i 4-latków.
"Dodatkowo, rynek reklamy w kinie cechuje się pewną sezonowością. 3. i 4. kwartał każdego roku to czas największych premier i największej frekwencji. Wówczas, zarówno dystrybutorzy filmów, chcący zareklamować swoje najbliższe premiery, jak i agencje czy domy mediowe chętnie zlecają kampanie w kinach, widząc w nich świetne medium reklamowe" – powiedział w rozmowie ze Spider’s Web Marcin Jamróz z Helios Media.
Tak, ceny rosną, ale kina nie mają dziś łatwo
Pandemia oraz streamingi zdecydowanie kinom nie pomogły. W sieci można znaleźć przewidywania, że za jakiś czas mogą się one stać niszową rozrywką głównie dla pasjonatów, gdyż większość osób będzie zadowalała się filmem czy serialem puszczonym na Netflixie.
Kina, a także filmowcy, którym również zależy na sprzedaży biletów, chwytają się wielu rozwiązań, by widzowie nie zapomnieli o przyjemności płynącej z magii wielkiego ekranu. Jedną ze strategii jest dyskutowany w ostatnich latach wydłużony średni metraż produkcji.
"W dzisiejszych czasach dużo mówi się o długim czasie trwania. To wszystko po to, by zachęcić ludzi do wyjścia z domu i zapłacenia za bilet, czego nie zrobią, chyba że na coś wyjątkowego – na duży, epicki film" – tłumaczyła parę lat temu na łamach magazynu "The Guardian" Sarah Atkinson, medioznawczyni z King’s College w Londynie.
Z jednej strony widzowie faktycznie chętniej ruszają się z domu na epickie widowiska, a z drugiej coraz więcej filmów trwających ponad 2,5 godziny wywołuje u nich irytację. Szczególnie że do samego metrażu należy dodać przynajmniej 20 minut wspomnianych wcześniej reklam – wtedy na wyjście do kina należy zarezerwować przynajmniej trzy godziny, nie licząc czasu dojazdu i powrotu do domu. Taka wyprawa wiele osób też może zniechęcić i zachęcić do pozostania na kanapie.
Stanowski zwrócił w swoim wpisie również uwagę na cenę biletów, która w ostatnich latach również wyraźnie wzrosła.
O ile cena pojedynczego biletu, oscylująca w granicach trzydziestu złotych, nie wydaje się sporym wydatkiem, o tyle wyjście dla całej rodziny zaczyna być wcale nie najtańszą rozrywką. Szczególnie że dla dzieciaków ważną częścią kinowego doświadczenia (często równoważną z obejrzeniem samego filmu) jest zakup popcornu czy nachosów, a obecnie średnio za zestaw z napojem zapłacimy tyle, ile za danie obiadowe w przeciętnej restauracji. Nagle rodzinne wyjście do kina to koszt nawet kilkuset złotych.
Chcesz móc wciąż chodzić do kina? Nie żal się na reklamy
Tak jak większość, wkurzają mnie rosnące w kinach ceny wszystkiego i nie pamiętam, kiedy ostatni raz przyszłam na seans punktualnie, bo nie płaczę po nieobejrzanych reklamach banku (chociaż trailery nadchodzących produkcji to akurat miły element doświadczenia kinowego).
Staram się jednak nie tracić z oczu tego, co jest w tym wszystkim najważniejsze, a więc samego KINA, bo o to w tym wszystkim ostateczne chodzi.
Chodzi o nacieszenie oczu obrazem na dużym ekranie i dźwiękiem w wysokiej jakości. O możliwość przeżywania seansu bez ciągłego nerwowego chwytania za telefon (choć niestety widzowie coraz częściej odpalają smartfony w trakcie filmu). O zbiorowe przeżywanie jakiejś historii, co jest zupełnie innym doświadczeniem niż jej indywidualny odbiór. O obejrzeniu filmu w warunkach, jakich nie zapewnią nasze cztery ściany, najwygodniejsza kanapa na świecie i najlepszy telewizor.
Jeśli te rzeczy wciąż są dla ciebie ważne, nie ma rady – nie żal się na reklamy. Gdyby nie płynące z nich dochody, ceny biletów i jedzenia, na które i tak narzekasz, jeszcze poszybowałaby w górę. A kto wie, może kina w ogóle nie byłyby w stanie się utrzymać?
Stanowski nazywa ludzi, którzy potulnie znoszą reklamy "niewolnikami" – ja wolę myśleć, że nie robię z siebie ofiary i płatka śniegu, bo muszę poczekać na film chwilę dłużej.
Czytaj także: https://natemat.pl/560534,najlepsze-filmy-2024-po-pierwszym-polroczu