Idziesz do kina, a wychodzisz z niego po... trzech godzinach. Całe ciało ci zesztywniało, umierasz z głodu i szaleńczo biegniesz do toalety. Współczesne filmy (a dokładniej: epickie blockbustery) są coraz dłuższe i nie zanosi się na zmianę. W końcu "Batman" z Robertem Pattinsonem ma trwać bite 175 minut. O co tutaj w ogóle chodzi i dlaczego filmowi producenci wypowiedzieli wojnę naszym kręgosłupom (i pęcherzom)?
Współczesne filmy są coraz dłuższe – głównie blockbustery i amerykańskie superprodukcje.
W ostatnich miesiącach długi czas trwania miały m.in. takie hity, "Nie czas umierać", "Diuna", "Eternals", "Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera" czy "Spider-Man: Bez drogi do domu". Również "Jak pokochałam gangstera" Macieja Kawaluskiego trwał aż 2 godziny 59 minut, a "Batman" z Robertem Pattinsonem ma trwać 3 godziny.
Optymalny czas trwania filmu dla widza to 80-120 minut.
Dlaczego filmy są dzisiaj aż tak długie? Czas trwania to jeden z elementów marketingu. Producenci stawiają na epickie superprodukcje, których imponująca długość ma świadczyć o jakości produkcji i zachęcić widza do pójścia do kina.
Nadeszły ciężkie czasy dla fanów kina i popkultury. Obejrzenie długo wyczekiwanej superprodukcji to dzisiaj test cierpliwości i prawdziwa szkoła przetrwania. Podczas gdy kiedyś trwające wieczność filmy były wyjątkiem (pamiętacie jak w 2019 roku wszyscy pomstowali na trwającego... 3 godziny 29 minut "Irlandczyka" Martina Scorsese?), dziś są już normą.
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni: 2 godziny i 12 minut.
Jeśli oglądamy film w kinie, musimy oczywiście dodać do tego reklamy i zwiastuny filmowe (20-30 minut, w zależności od kina). I podczas gdy czas trwania "West Side Story" Stevena Spielberga jest zrozumiały, gdyż jest to ekranizacja równie długiego musicalu scenicznego i remake filmu Jerome'a Robbinsa i Roberta Wise'a z 1961 roku (2 godziny i 33 minuty), a "Liga Sprawiedliwości" jest wersją reżyserską, to pozostałe tytuły spokojnie można by skrócić o przynajmniej kilkanaście minut.
Dodajmy też, że znakomita "Diuna" czy niedoceniani "Eternals" nie są filmami dynamicznymi i naładowanymi akcją, ale niespiesznymi i kontemplacyjnymi. Powolnymi do tego stopnia, że w internecie pojawiały się relacje o ludziach, którzy... zasnęli podczas kinowego seansu.
Wielu polskich widzów zadawało sobie również pytanie, dlaczego rodzime "Jak pokochałam gangstera" z 2022 roku, czyli film sensacyjny, który blockbusterem z całą pewnością nie jest, jest aż tak długi (2 godziny i 59 minut). "Film Macieja Kawulskiego trwa 3 godziny i niestety – to się czuje. Z jednej strony reżyser bombarduje nas wątkami, efektami, detalami, artystycznymi ujęciami, z drugiej – przedłuża, rozciąga, rozbija rytm w drugiej części filmu, przez co całość traci dynamikę. Powtórzę: szkoda, bo pierwsze ujęcia "Jak pokochałam gangstera" obiecują bardzo dobre kino" – pisała w naTemat Alicja Cembrowska.
Dzięki, Marvel
Czas trwania filmów nigdy nie był jednolity. Przez dekady kręcono produkcje różnej długości, dopasowując się do aktualnych kinowych trendów. "W pierwszych dekadach kina filmy były krótsze, na początku lat 30. trwały średnio 90 minut, a w połowie lat 50. dochodziły do 100-110 minut" – pisze analityk danych Przemysław Jarząbek w swojej analizie z 2018 roku "Are new movies longer than they were 10, 20, 50 year ago?" ("Czy nowe filmy są dłuższe od tych sprzed 10, 20, 50 lat?").
Długie filmy istniały zawsze. Był to jednak specyficzny rodzaj filmów: epickie produkcje historyczne i fantasy. "Przeminęło z wiatrem" z 1939 roku trwało 3 godziny i 46 minut, "Lawrence z Arabii" (1962 r.) – 3 godziny i 42 minuty, "Doktor Żywago" (1965 r.) – 3 godziny i 17 minut, "Titanic" (1997 r.) – 3 godziny i 14 minut i w końcu "Władca Pierścieni: Powrót króla" (2003 r.) – 3 godziny 21 minut.
To były jednak (spektakularne) wyjątki. Dla porównania każda z części oryginalnej trylogii "Gwiezdnych wojen" w latach 70.-80. trwała ludzkie 2 godziny (najdłuższe były "Gwiezdne wojny: część VI – Powrót Jedi", które trwały 2 godziny i 11 minut). Tymczasem na "Gwiezdnych wojnach: Ostatnim Jedi" z 2017 roku, filmie niestety średnio udanym, musieliśmy spędzić już 2 godziny i 32 minuty. Finał nowej trylogii, "Skywalker. Odrodzenie" był już krótszy o całe 10 minut.
Mimo że zasada, że spektakularne superprodukcje są dłuższe, wydaje się sprawiedliwa, to przez lata tego rodzaju filmy pojawiały się w kinach znacznie rzadziej. Komedie, romanse czy dramaty, których powstawało relatywnie więcej, trwały około 100 minut, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić (mówimy tutaj o kinie zachodnim: produkcje Bollywood zwykle trwają 3 godziny i więcej).
Jednak dzisiaj blockbustery powstają jak grzyby po deszczu, w czym głównie zasługa Marvela (MCU wypuszcza kilka superbohaterskich filmów rocznie), którego praktycznie każdy film trwa ponad godziny. Ba, widz musi również przesiedzieć całe napisy, żeby zobaczyć dodatkowe sceny.
Podczas gdy w 2018 roku Przemysław Jarząbek udowodnił w swojej analizie, że dłuższy czas trwania współczesnych filmów nie jest jeszcze trendem, to dzisiaj jego badania wyglądałyby pewnie zgoła inaczej. Analityk danych zresztą sam to zapowiedział. "Wygląda na to, że rok 2018 może być początkiem nowego trendu wzrostowego, ponieważ jest to jeden rok z dwóch lat w historii kina, w których średni czas trwania (filmu) był dłuższy niż 110 minut. Za wcześnie na spekulacje" – pisał trzy lata temu.
Dwie godziny wystarczą
A jaka długość filmu jest dla współczesnego widza optymalna? "Najpopularniejszy czas trwania to 90-100 minut. Zdecydowana większość filmów ma długość 80-120 minut. To czas, który jest zgodny z naszym wyczuciem oglądania filmów" – pisze Przemysław Jarząbek w "Are new movies longer than they were 10, 20, 50 year ago?".
Nic więc dziwnego, że seans "Irlandczyka" czy "Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera" był dla nas prawdziwym wyzwaniem. Dzięki temu, że filmy miały swoją premierę w serwisach VOD, większość z nas oglądała je jednak po prostu w częściach. Zresztą domowy seans ma to do siebie, że możemy w każdej chwili nacisnąć pauzę i zrobić sobie przerwę: zjeść, pójść do toalety, rozprostować nogi. Kino nie daje nam niestety takiego komfortu.
"Seriale w serwisach streamingowych mają z natury szybkie tempo, wiele wątków i postaci oraz trzymające w napięciu zakończenia odcinków. Podczas gdy epickie filmy, takie jak "Diuna" czy wcześniejszy "Władca Pierścieni", są pełne pobłażliwych, długich, szerokich ujęć kamery oraz scen bez dialogów, które mają po prostu pokazać piękno obrazu" – mówi.
Chcesz epickości, więc cierp
Dlaczego wszystkie filmy nie trafiają od razu do serwisów VOD, skoro ich oglądanie – pomijając oczywiście wrażenia wizualne – jest bardziej komfortowe w domowych pieleszach? To nie tylko kwestia pieniędzy (w pandemii wiele filmów trafiało i do kin, i online), powodów jest kilka.
"Amazon i Netflix same odcinają się od dystrybutorów, marketerów, a nawet samych kin. Ponadto filmy nie mogą zostać zgłoszone do Oscarów, jeśli nie miały premiery kinowej. "Roma" Alfonso Cuaróna – kolejna epopeja – trafiła prosto na Netflix, ale była też wyświetlana w kinach. Sam Cuarón powiedział nawet, że ludzie powinni oglądać ją na dużym ekranie, ponieważ jest to film kinowy" – tłumaczy w "Guardianie" Sarah Atkinson.
I tutaj dochodzimy do prawdopodobnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego filmy – w epoce kilkunastosekundowych filmików na TikToku, w której każdy twórca walczy o uwagę widza – są dzisiaj aż tak długie. Mamy boom na filmy kinowe, epopeje naszpikowane efektami specjalnymi, zrealizowane z rozmachem i "na bogato", imponujące gwiazdorską obsadą i zapierającymi dech zdjęciami. Epopeje, które kiedyś były wyjątkiem, ale dzisiaj są hollywoodzką normą.
Producenci filmowi w pandemii – która nie jest dobrym czasem dla kin, a wielu z nas wciąż ich unika w obawie przez wirusem – kuszą nas kupieniem biletu właśnie epickością (co zaczęło się już przed pandemią, ale teraz ma swoją kulminację). "W dzisiejszych czasach dużo mówi się o długim czasie trwania. To wszystko po to, by zachęcić ludzi do wyjścia z domu i zapłacenia za bilet, czego nie zrobią, chyba że na coś wyjątkowego – duży, epicki film" – konstatuje Atkinson. W końcu "mały" film możemy spokojnie obejrzeć na małym ekranie.
Epickość równa się dzisiaj imponująca długość, a czas trwania stał się sprytnym zabiegiem marketingowym promującym film. I mimo że długi czas trwania wcale nie jest wyznacznikiem dobrego filmu, to w oczach producentów wygląda dumnie i kusząco. Widzowie, owszem, skuszą się, bo nie mają wyjścia. Nie pogniewaliby się, jednak gdyby nie musieli spędzać w kinie pół dnia.
Ile potrwa trend na bardzo długie filmy? Tego nie wiemy, ale każda moda kiedyś przemija. Na razie się jednak na to nie zanosi, zwłaszcza że "Batman" z Robertem Pattinsonem, który będzie miał premierę w marcu, będzie trwał podobno aż 175 minut. Mamy więc dwa wyjścia: albo przestawmy się na znacznie krótsze kino kameralne i niszowe, albo... uzbrójmy się w cierpliwość.