Dawno żadne miejsca w Polsce tak mnie nie zaskoczyły, jak te trzy. Stałam jak wryta
Każdy ma jakieś swoje "zachwyty", w Polsce mnóstwo jest takich miejsc. Aż sama się dziwię, że w mojej głowie zostały te trzy – oprócz wielu, wielu innych, ale innego rodzaju.
Szczerze, nie spodziewałam się, że zrobią aż takie wrażenie. No, może oprócz Lichenia, od dawna uznawanego za drugą Częstochowę, o którym dużo się słyszy i słyszało, ale nigdy wcześniej tam nie byłam.
W drodze z Poznania żal jednak było nie wstąpić. I autentycznie – totalnie mnie zamurowało. Od przepychu, rozmachu i myśli – ile poszło na to pieniędzy i jak potężna to kościelna inwestycja.
Licheń – miejsce nr 1
W życiu nie spodziewałam się, że to tak wielkie. "O matko..." – samo cisnęło się na usta. Nie wiem, jak odczucia innych. Do Lichenia ciągną pielgrzymki z całej Polski, wysyłane są dzieci komunijne z wielu szkół, Facebook zalany jest zdjęciami wiernych i zachwyconych ludzi.
Ja zobaczyłam tam Bizancjum. W każdym calu. Na przeogromnym obszarze z pięknymi ogrodami i niezwykłą Golgotą z grotami. Z Aleją Darczyńców, których trudno zliczyć. Ze złotem, które jest wszędzie.
Wrażenia potęgowało jeszcze to, że jedziesz przez wieś Licheń Stary, trafiasz na parking i jeszcze nie do końca widzisz tę gigantyczną, monumentalną bryłę. W głowie masz "Licheń", "święte miejsce", "bazylika", "tu przyjeżdżają pielgrzymki", "dzieją się cuda". I niby wiesz, że to największa świątynia w Polsce i podobno jedna z największych na świecie.
Ale gdy ją wreszcie ujrzysz, zaraz masz zryw, by czytać jej historię, dowiedzieć się, jak to się stało, że ktoś wpadł na taki pomysł, by wybudować taką świątynię w środku szczerego pola.
Na starych zdjęciach widać to miejsce, jakby na końcu świata. Tak Bazylika Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej wyglądała w 1999 roku:
Fot. MOs810/Wikiepedia/CC BY-SA 4.0
Minęło 25 lat. I dziś przed wami stoi coś, czego do niczego innego w Polsce nawet nie da się porównać. Plac przed bazyliką jest w stanie pomieścić 250 tys. ludzi. Bazylika – 17 tys.
fot. Diego Delso, CC BY-SA 4.0
Wambierzyce – nr 2
To kolejna bazylika. I kolejne wrażenie, że jest "gdzieś na końcu świata". Tyle że pochodzi z XVIII wieku.
Pamiętałam ją jeszcze z dawnych widokówek. I jeszcze to, że nazywana jest dolnośląską Jerozolimą jako bardzo znane sanktuarium maryjne. Nigdy wcześniej tam jednak nie byłam.
Podczas wizyty w Górach Stołowych stwierdziłam: "Zobaczmy". Nie pojechaliśmy tam jednak celowo, tylko zboczyliśmy z drogi, wracając już pod wieczór, z jakiejś wycieczki, do Kudowy Zdrój.
I tego wrażenia nie zapomnę nigdy.
Jedziemy przez wieś. Niedużą, około tysiąca mieszkańców. Słońce lekko już zachodzi, odbija się cudowne światło. I nagle między domami, w środku wsi, wyłaniają się potężne schody. A nad nimi, ponad dachami, ogromna, 50-metrowa, fasada bazyliki, której w takim miejscu – jakby była wciśnięta między tymi zwykłymi domami – nikt by się nie spodziewał.
Klimat – jak nie z tego świata. O zmierzchu jeszcze lepszy.
Pomijam wnętrza Bazyliki Nawiedzenia NMP, to trzeba zobaczyć. Pomijam samą miejscowość, która jest niezwykła. Ale po drugiej stronie bazyliki jest też Droga Krzyżowa z 1732 roku. I też robi wrażenie.
Droga wiedzie pod górę, wśród drzew. A na górze – widok na bazylikę, na wieś, na góry w tle.
Albin Marciniak/East News
Święta Woda, Wasilków – nr 3
To kompletnie inne miejsce i inne odczucia, ale również związane z Kościołem. Bardziej współczesne, bez przepychu i monumentalnych budowli. Choć pewnie niektórzy mogliby tu dostrzec przepych i rozmach, ale w zupełnie innym wymiarze – tworzony przez samych ludzi.
Nie wiedziałam, że takie miejsce jest w Polsce. Grabarka tak, ale krzyże przy Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Świętej Wodzie – nie.
Dla nas był to tylko punkt po drodze, podczas wędrówki po Podlasiu, na zasadzie "zatrzymamy się, zobaczymy, jedziemy dalej".
I wsiąkliśmy.
To polska góra krzyży. Dziesiątek tysięcy malutkich, drewnianych, wciśniętych w ziemię, zawieszonych na innych, które zostawiają tu pielgrzymi. Większych, drewnianych i metalowych. I tych giga – potężnych konstrukcji w kształcie krzyża.
Zdębiałam na ten widok. Jedziesz z Białegostoku i czegoś takiego po drodze się raczej nie spodziewasz.
Krzyże są z tabliczkami, na których wypisano intencje – prywatnych i od firm np. w intencji pracowników. Jest też krzyż upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej.
Na stronie diecezji białostockiej przeczytałam potem, że pomysł zainicjował abp Stanisław Szymecki w 1997 roku – wtedy odbyła się pierwsza pielgrzymka z krzyżami, z Białegostoku i okolic, pod hasłem "2000 krzyży na rok 2000".
"Odtąd odbywa się ona przed niedzielą odpustową Matki Bożej Bolesnej we wrześniu. W 2000 roku wzniesiony został krzyż wszystkich pielgrzymów o wysokości 25. metrów, nadając temu miejscu charakter bramy w trzecie tysiąclecie" – napisano.
Fot. GERARD/REPORTER
Góra jest ogromna. I jest na niej jeszcze bardzo dużo miejsca. Jeśli dziś robi piorunujące wrażenie, jak może być za kilka lat?
Czytaj także: https://natemat.pl/105949,wycieczka-po-katolickim-las-vegas-czyli-sanktuarium-matki-boskiej-w-licheniu