Napisał, co ksiądz zrobił z jego dzieckiem na porodówce i się zaczęło. "To jest jakiś absurd"

Konrad Bagiński
12 sierpnia 2024, 08:32 • 1 minuta czytania
Jak się okazuje, w polskich szpitalach są trzy kategorie osób, które mogą wejść wszędzie: lekarze, pielęgniarki i... księża. Ci ostatni nie muszą chyba zachowywać żadnego reżimu sanitarnego, nawet na oddziałach dla noworodków. Dowodzi tego jeżąca włos na głowie historia jednego z internautów.
Księża łamią procedury medyczne w szpitalach? Fot. MAREK LASYK/REPORTER

Wszyscy wiemy, że niektórych polskich szpitalach łatwiej trafić na księdza, niż pielęgniarkę. Sytuacja czasami przebija poziomy absurdu, czego dowodzi historia opisana przez jednego z użytkowników Reddita.


"Sytuacja następująca: żona przebywa z córką na oddziale pediatrycznym (córka to noworodek, więc układ odpornościowy dopiero się rozwija). Pielęgniarka powiedziała do żony, żeby nie wychodziła w ogóle z sali, chyba że do łazienki, ze względu na zarazki itp. które są w szpitalu, co jest zrozumiałe" – pisze "pirek5" "Dzisiaj rano moja żona i córka śpią i wchodzi chłop na sale, moja żona zaspana zakłada, że przyszedł lekarz. "Lekarz" pyta się, jak ma na imię córka, kiedy zostały przyjęte itp., po czym gołą ręką robi znak krzyża na czole córki i mówi, że się będzie za nią modlił. Więc zakładam, że chodzi tak od sali do sali i przenosi pomiędzy nimi zarazki" – kontynuuje swoją historię.

"Ogólnie rozumiem, że on miał dobre chęci, ale to jest jakiś absurd, biorąc pod uwagę procedury medyczne" – podsumowuje.

Podobnych przypadków jest mnóstwo

Wpis na Reddcicie spotkał się już ze sporym odzewem. Bo – jak się okazuje – problem jest spory. I nie chodzi o samą obecność księdza w szpitalu. Wszystko rozbija się o brak poszanowania procedur medycznych, prywatności pacjentów i fakt, że księdza można spotkać w niemal każdym miejscu w szpitalu.

Wiele osób opisuje swoje przypadki, w tym z odwiedzin księdza w sytuacjach, w których absolutnie sobie tego nie życzyli. Inni przypominają, że odwiedzający muszą w wielu miejscach zostawiać okrycia wierzchnie, kupować ochraniacze na ubrania a w tym samym czasie po oddziale krąży ksiądz w kurtce i bez folii na obuwiu.

Inny użytkownik dodaje, że nawet jeśli ksiądz w szpitalu dezynfekuje ręce w trakcie kontaktów z pacjentami, to nie robi tego ze swoim ubraniem.

"Czego już nie zdezynfekuje to swoich długich rękawów, które tak samo przenoszą mikroby pomiędzy pacjentami. W szpitalach szeroko pojęci medycy mają obowiązek noszenia krótkich rękawków z tego powodu. Jasne, że część to olewa, ale zalecenia (w tym pielęgniarek epidemiologicznych danych jednostek) są w tej kwestii jasne" – pisze jedna z komentujących osób.

Ginekologia? "Ulubiony oddział księży"

Nad problemem księży w szpitalach pochylaliśmy się również w naTemat.pl. Z opowieści kobiet, które leżały na oddziałach ginekologiczno-położniczych, wyłania się obraz pacjentek – półnagich i obolałych – których prawa są łamane przez kapłanów przy cichej aprobacie władz szpitala.

Jedna z nich, Monika, rodziła kilka lat temu w Poznaniu w szpitalu imienia (nomen omen) świętej Rodziny. Do dziś pamięta, jak upalne było wtedy lato. Leżała na ciasnej, dusznej sali z trzema innymi kobietami. – Niewiele było prywatności – wspomina.

W tych kiepskich warunkach personel medyczny próbował zapewnić pacjentkom poszanowanie intymności w takim stopniu, w jakim to było możliwe. Do sali nie mogli wchodzić ojcowie noworodków, nie mówiąc już o innych odwiedzających. Pacjentki mogły się z nimi spotykać na korytarzu, o ile oczywiście wymęczone ciążą i porodem były w stanie ustać, bo krzeseł było niewiele.

Wstęp do środka mieli tylko lekarze i pielęgniarki. Jednak była jedna osoba, której – jak się okazało – nie obowiązywała zasada poszanowania intymności pacjentek: kapelan szpitalny. Pewnego dnia kobiety były kompletnie zaskoczone pojawieniem się nieproszonego gościa.

– Do sali nagle i niespodziewanie wszedł ksiądz, który chodził chyba po całym szpitalu. Niektóre z kobiet były na wpół rozebrane, karmiące piersią... Niektóre płakały, bo ich dzieci miały problemy zdrowotne. Zamurowało nas wszystkie – Monika wraca myślami do okoliczności pobytu w szpitalu.

"Personel medyczny traktował księdza jak świętą krowę"

Agnieszka rodziła w Warszawie w Instytucie Matki i Dziecka przy ulicy Kasprzaka. Był rok 2016. Kobieta wspomina, że kapłan nie przestrzegał podstawowych zasad higieny.

– Gdy leżałam na patologii, ksiądz chodził po pokojach codziennie, nie tylko po naszym oddziale, "zwiedzał" cały szpital. Gdy przyszedł, podał wszystkim rękę (nie umywszy jej wcześniej). Pierwszy raz byłyśmy zaskoczone i na to nie zareagowałyśmy, ale za drugim powiedziałyśmy, że nie chcemy podawania rąk ze względu na zarazki i że w ogóle nie chcemy odwiedzin. Obraził się oczywiście, ale więcej nie zaglądał – mówi Agnieszka.

To jednak był dopiero początek jej przejść z klerem w "jednostce naukowo-badawczej", jaką jest IMiD.

– Pewnego razu w związku z komplikacjami musiałam zostać przewieziona na (wieloosobową!) salę porodową i cały dzień leżeć podpięta pod KTG. Nie miałam na sobie majtek, koszula mocno mi się podwijała, ze względu na podpięte KTG, a ksiądz stał w drzwiach tej sali trzy metry ode mnie i urządzał sobie pogaduszki z... lekarką dyżurującą – relacjonuje kobieta.

Czytaj także: https://natemat.pl/555860,ksiadz-w-szpitalu-na-oddziale-ginekologicznym