Wojska Kima w Ukrainie. Znani generałowie mówią nam, co to zmienia na froncie

Natalia Kamińska
23 października 2024, 10:55 • 1 minuta czytania
Według wywiadu południowokoreańskiego Korea Północna wysłała już 1500 żołnierzy na szkolenie do Rosji. Czy jednak obecność tej armii coś zmieni w wojnie w Ukrainie i pomoże osiągnąć Władimirowi Putinowi jego cele? Zapytaliśmy o to dwóch znanych generałów – gen. Romana Polko i gen. Waldemara Skrzypczaka.
Wojska Korei Północnej zostały wysłane, aby walczyć w Ukrainie. Fot. Dominik Gajda/REPORTER; Dominik Gajda/REPORTER/Associated Press/East News

W zeszłym tygodniu południowokoreańska Narodowa Służba Wywiadowcza (NIS) podała, iż na początku października Korea Północna przetransportowała swoich żołnierzy sił specjalnych na siedmiu rosyjskich statkach. Miało to być 1 500 wojskowych. Następnie mają oni trafić na front na Ukrainę.


Korea Północna wysłała wojsko do Rosji przeciw Ukrainie

Informacje od NIS pojawiły się wkrótce po wielokrotnych ostrzeżeniach prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, że zacieśniający się sojusz Rosji i Korei Północnej doprowadził do przyłączenia się północnokoreańskich wojsk do wojny.

– Z informacji wywiadowczych, które posiadam, wynika, że przygotowują 10 tys. różnych żołnierzy, wojska lądowe, personel techniczny – powiedział Zełenski reporterom na szczycie NATO w Brukseli w miniony czwartek.

Jak na przerzucenie wojska z Korei Północnej do Rosji patrzą polscy wojskowi? – Przede wszystkim widać wyraźnie, że Putin ma problemy z pozyskaniem żołnierzy do tej wojny – tych z wielkich miast, bo ściąga tych z ubogich kresów, którzy widzą szansę na zmianę pozycji życiowej, zarobienie pieniędzy – powiedział już na wstępie rozmowy z naTemat gen. Roman Polko, doktor nauk wojskowych, wieloletni dowódca jednostki GROM i były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Przypomniał jednocześnie o najemnikach z Afryki czy Syrii, a obecnie właśnie z Korei Północnej.

– Otóż, do końca chyba to nie będzie się Putinowi opłacało, gdyż Korea Południowa to jest kraj dużo bardziej zaawansowany technologicznie, a już powiedział, że odpowie na działania Korei Północnej – wskazał wojskowy. Koreańczycy z południa, jak podały media, rozważają bezpośrednie dostarczanie broni Ukrainie.

Co powinien w tej sytuacji zrobić Zachód? – To pokazuje, że Zachód nie tyle powinien walczyć w Ukrainie, chociaż prezydent Macron o tym wspominał, ale skupić na tym, co robił do tej pory – zauważył gen. Polko. Jego zdaniem kluczowa dla Ukrainy pozostaje zachodnia pomoc w szkoleniu, w przygotowaniu i w obsłudze sprzętu.

– To jest coś, na co Zachód mógłby sobie pozwolić, nie biorąc udziału w czynnych działaniach bojowych, nie idąc w takim kierunku, w którym idzie Putin, który de facto eskaluje tę wojnę – podkreślił.

Gen. Polko o Koreańczykach w Ukrainie: Nie będą się różnić od rosyjskich bandytów

Czy żołnierze z Korei mogą zagrozić Ukraińcom na froncie? – Oni się nie będą różnić od tych bandytów (z rosyjskich więzień-red.), którzy z więzienia byli wysyłani do działań bojowych – nie ma wątpliwości gen. Polko.

Jak podkreślił, nie mówimy o jakieś elitarnej, wyposażonej, przeszkolonej jednostce. – Oni są świetni w tych wszystkich paradach północno-koreańskich, ale to jest licha logistyka, kiepskie wyposażenie i uzbrojenie – wyjaśnił, dodając, że takie dowodzenie odbywa się w feudalnym stylu – żołnierze są traktowani jako tzw. mięso armatnie.

– Jest to ogromna tragedia tych ludzi. Naprawdę współczuję tym ludziom, którzy są tak traktowani przez swoje własne państwo, które w żaden sposób nie ceni sobie ich życia – stwierdził w rozmowie z nami były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

A jak na rozwój sytuacji z Koreańczykami w Ukrainie patrzy gen. Waldemar Skrzypczak? Ten wojskowy kilka dni temu mówił naTemat.pl, iż "nie ma w tej chwili sytuacji, która mogła przekonać opinię publiczną do tego, że Korea Północna musi koniecznie udzielić pomocy w myśl zobowiązań wobec Rosji ws. pomocy militarnej".

Poruszył on wówczas także wątek przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una. – Natomiast wydaje się, że jednak jest on świadom konsekwencji, jakie poniesie w momencie, kiedy stanie się uczestnikiem agresji wobec Ukrainy – zawyrokował wtedy znany generał.

Gen. Skrzypczak zwraca uwagę, że bez zgody Chin nic by się nie wydarzyło

Obecnie gen. Skrzypczak uważa, iż sytuacja bardzo dwuznaczna, gdyż jego zdaniem bez zgody Chin nie byłoby zaangażowania Kim Dzong Una w tę operację – i to niezależnie od tego, czy Korea Północna ma swoje porozumienie z Putinem. Tutaj szerzej pisaliśmy o tym dokumencie.

– Kiedy rozmawialiśmy, bardzo liczyłem na to, że Chiny jednak będą dążyły do deeskalacji konfliktu w Ukrainie właśnie poprzez uniemożliwienie Kim Dzong Unowi włączenie się w wojnę z jego wojskami – tłumaczył nam teraz generał.

I dodał: – Jestem bardzo rozczarowany postawą Chin, bo tam, jeśli chodzi o Koreę Północną, bez ich wiedzy nic się nie dzieje. Nie miejmy złudzeń. W związku z tym musiało się to wydarzyć za przyzwoleniem Pekinu, czyli Chiny nie dążą do deeskalacji, a dążą do eskalacji.

Wojskowy przypomniał także, że przecież ani Korea Północna, ani Chiny nie są w stanie wojny z Ukrainą, a tymczasem Pekin pozwala na to, żeby kolejnym agresorem wobec Kijowa była Korea Północna, która jest całkowicie zależna od Chin.

Jest on również zadania, że Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna zapytać na forum tej organizacji, dlaczego Chiny eskalują działania zbrojne w Ukrainie, choć nie są w stanie wojny z tym krajem.

Gen. Skrzypczak odniósł się do wyszkolenia i szans Koreańczyków podczas walk na froncie w Ukrainie. Wojskowy od razu zastrzegł, podzielając tym samym zdanie gen. Polko, iż "nie wierzy w poziom wyszkolenia armii koreańskiej, ponieważ ta armia jest raczej defiladową".

Przypomniał, że żołnierze koreańscy dwa, trzy do roku biorą udział w wielkich paradach przed Kim Dzong Unem. 

– My te parady widzimy przez media, jak ci żołnierze są wyćwiczeni. Ci żołnierze zamiast ćwiczyć się do wojny, to oni ćwiczą się do tych parad. I to jest bardziej armia paradna niż armia wojenna, gdyż do takiej parady trzeba się kilka miesięcy szykować i w zasadzie ci żołnierze mają czasu na szkolenie bojowe – wyjaśnił gen. Skrzypczak.

I podkreślił: – A to, że wyglądają ładnie na paradach, to nie robi dla mnie, jako starym żołnierzu, żadnego wrażenia. Nie wierzę w ich zdolności bojowe i to, że trafię na front nawet po krótkim szkoleniu razem z armią rosyjską, nie zmieni faktu, że oni są słabo wyszkoleni i będą słabo zmotywowani do działań wojennych.

Ostatni raz w prawdziwej wojnie Koreańczycy z północy walczyli w latach 50., kiedy za przeciwników mieli wojsko Korei Południowej. Dlatego też – gen. Skrzypczak nie ma wątpliwości, co podsumował dobitnie: "na miejscu Putina niewiele bym sobie obiecywał po żołnierzach koreańskich".