Nie tylko do zabawy w piachu i błocie. Z Defenderem można żyć też... w miejskiej dżungli

Łukasz Grzegorczyk
18 listopada 2024, 06:19 • 1 minuta czytania
Możecie pojechać nim na hardkorowy off-road, a później zadać szyku w centrum miasta w drodze do teatru. Defender to w pewnym sensie terenówka doskonała. Już raz ochlapałem ją błotem po sam dach, pora więc na bardziej cywilny test. Czy jazda na co dzień tym Land Roverem ma w ogóle sens? Na pewno nie ma jednej odpowiedzi.
Defendera testowaliśmy tym razem w miejskich warunkach Fot. naTemat

Jest pewna zależność z tym samochodem. Ktokolwiek wsiądzie za kierownicę i dostanie trochę czasu, żeby pobawić się w terenie, prawdopodobnie nie będzie chciał już z niego wysiadać. To idealna definicja "zabawki", która poprawia humor. Ale nie tylko o zabawę przecież tu chodzi.


Jeśli chcielibyście przeczytać, jak Land Rover Defender radzi sobie w terenie, pisaliśmy o nim kilka lat temu, kiedy tylko pojawiła się nowa wersja na rynku. To był szalony test, bo chyba po raz pierwszy poczułem, że nie muszę być ekspertem od off-roadu, żeby pokonać piasek czy błoto. Auto prowadziło mnie za rękę.

Czytaj także: https://natemat.pl/316657,land-rover-defender-legendarna-terenowka-w-nowej-odslonie-test

A teraz wjechała odświeżona wersja Defendera. Tak samo przytłaczająca, ale to jest akurat oczywisty atut tego samochodu. Nasza testowa opcja to model 110, który według mnie jest złotym kompromisem w ofercie. Defender 90 jest krótszy i lepiej wypadnie w typowo terenowej próbie. Z kolei 130-stka jest najdłuższa (prawie 5,5 m) i najbardziej efektowna.

Wersja 110 ma nieco ponad 5 metrów długości i ponad 3 metry w rozstawie osi. Jeśli chcecie postawić go w garażu podziemnym w bloku, to w większości przypadków da się, ale na styk. Wysokość wynosi 197 cm i u mnie zostały 3 cm luzu, bo mogłem wjechać autem maksymalnie do 2 metrów.

Design Defendera jest ponadczasowy. Pomieszany z surowym, terenowym klimatem i stylowymi wstawkami. Lakier w mojej testówce to Carpathian Grey – opcja za dopłatą prawie 8 tys. zł. A wszystkie czarne, znajdujące się na zewnątrz elementy, to dodatkowo płatny pakiet za prawie 6,6 tys. zł. Trzeba jednak przyznać, że ta konfiguracja podkreśla charakter wozu. I albo ktoś czuje ten klimat, albo po prostu odwróci głowę.

Wnętrze Defendera to przede wszystkim mnóstwo przestrzeni, którą ma każdy z pasażerów. Bez znaczenia, które miejsce zajmiecie. Z perspektywy kierowcy wymaga to pewnego przyzwyczajenia, bo to już wrażenia jak z małej ciężarówki. Później już przestałem się dziwić, kiedy na skrzyżowaniu obok mnie stanął dostawczak, a ja siedziałem wyżej od kierującego nim chłopaka.

W bagażniku mamy prawie 790 litrów przestrzeni, bez żadnych zakamarków, z równą podłogą. Miejsca jest tyle, że cała rodzina może spakować się na dłuższy wyjazd.

W tym Land Roverze znajdziecie przyjemną w dotyku skórę, trochę drewna, ale i plastikowe elementy. Trudno było się spodziewać np. puchowych dywaników, bo po jednym wyjeździe w teren nadawałyby się tylko do wymiany. Mamy więc prawdziwy miks materiałów, który w całości wygląda bardzo nowocześnie, a jednocześnie powinien być praktyczny.

Układ deski rozdzielczej też jest przemyślany. Wirtualny kokpit wyświetla sporo danych, jednak w czytelny sposób. Z kolei system multimedialny z ekranem w centralnej części umieszczono w taki sposób, że nic nie wystaje. Nie mamy więc wrażenia, że przyczepiono tam tablet, co znamy z niektórych nowych aut naszpikowanych gadżetami.

W tunelu środkowym mamy sporo schowków, jest też fajne rozwiązanie z czymś w rodzaju oddzielnej półki na drążek automatycznej skrzyni biegów i zestawem przycisków, m.in. do obsługi klimatyzacji. Jak dobrze, że nie przeniesiono tego na dotykowy ekran, bo to bardzo ułatwia obsługę samochodu, a wciąż wygląda dobrze.

Minusy? Mam wątpliwość, czy większość tych elementów, które kierowca ma pod ręką, nie zacznie się szybko ścierać. Tym bardziej gdy Defender będzie często wystawiany na próby terenowe. Gdybym jednak oceniał wyłączenie stylistykę, to według mnie strzał w dziesiątkę.

Land Rover Defender 110. Jak jeździ?

Do Defendera podchodzę na dwa sposoby. Pierwszy to oczywiście wymagający sprawdzian w terenie, bo do tego ten samochód został stworzony. Ale nie wszyscy muszą go kupić tylko po to, żeby przedzierać się przez zarośla czy mokradła. Defender może być po prostu czymś wielkim i modnym na drodze. Tak, to samochód również do lansu.

W testowanej wersji mieliśmy silnik diesla o pojemności 3.0 i mocy 300 KM. Auto potrafi rozpędzić się do setki w około 7 sekund. Biorąc pod uwagę, że waży prawie 2,4 t, mówimy o zwinnym olbrzymie.

Co ważne, to nie jest typowa terenówka zbudowana na ramie. W Defenderze mamy pneumatyczne zawieszenie, a elektronika otwiera przed kierowcą możliwości do jazdy w naprawdę hardkorowych miejscach. Prześwit pojazdu możemy zwiększać z 22 cm do ponad 29 cm. Głębokość brodzenia? Aż 90 cm.

Ale zostawmy to. Tym razem intensywnie pojeździłem Defenderem po Warszawie i okolicach. Zaliczyłem tylko dwie polne drogi, które nie były dla niego żadnym wyzwaniem. Bardziej ciekawiło mnie, jak z takim autem żyć... w miejskiej dżungli.

I jest pewien wspólny element między terenem a miastem. System kamer 360 stopni może okazać się tak samo pomocny, gdy znajdziemy się na bezdrożach albo na ciasnym parkingu w centrum handlowym. W obu przypadkach mamy kontrolę nad tym, co dzieje się wokół auta.

Defender w mieście jest trochę jak słoń, który próbuje się rozpychać. Patrzy na wszystkich z góry, ale kiedy tylko znajdzie się luka z przodu, może ruszyć z pełną mocą. Oczywiście w takich sytuacjach czuć masę auta, jednak nie jest to wrażenie związane z niedosytem. Napęd na cztery koła i praca 8-stopniowej skrzyni pozwalają wykrzesać mnóstwo dynamiki.

Trudno tu mówić o jakichś wadach Defendera w mieście. Niektóre jego cechy po prostu trzeba zaakceptować, tak jak na przykład średnicę zawracania, która zmusi nas do myślenia o pewnym "marginesie" na parkingach czy w ciasnych uliczkach. Oswojenie się z gabarytami samochodu to konieczność, bo to zupełnie inne wrażenie niż nawet z największych SUV-ów dostępnych na rynku.

Jest jeszcze kwestia spalania, które w mieście wahało się u mnie w granicach 10-11 litrów. Na ekspresówce i autostradzie komputer pokazał mi nie więcej niż 12,5 litra – wyszło przewidywalnie. Kiedy jeździłem drogami pod miastem, udało się zejść do 9 litrów. To rzecz jasna wyniki ze "zwykłej" jazdy. Jeśli zechcecie piłować Defendera w terenie, granica zużycia paliwa może być przesunięta BARDZO daleko.

Land Rover Defender. Bardziej w teren czy do jazdy na co dzień?

To zależy. Jeśli się uprzecie, Defender może być po prostu drogim wołem roboczym w wersji premium. To byłoby jednak marnowanie potencjału, bo definicji tego auta jest kilka. Dla mnie to modna terenówka, która świetnie łączy nowoczesny design z bardzo praktycznym podejściem do życia. A jednocześnie jest niezwykle charakterna.

Taka przyjemność na przykładzie naszego testowego egzemplarzu kosztuje prawie 660 tys. zł. Mogłoby być taniej o około 72 tys. zł, bo mniej więcej tyle było warte dodatkowo płatne wyposażenie. To m.in. rozszerzony zestaw audio, przyciemniane tylne szyby, czy podrasowane 20-calowe felgi. Defendera możemy konfigurować na wiele sposobów. W podstawie trzeba za niego wydać prawie 587 tys. zł.

Pytanie, na czym bardziej zależałoby wam przy zakupie. Jeśli wolelibyście poczuć większy terenowy old-school, pewnie lepiej pasuje kultowy Jeep Wrangler albo Ford Bronco.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.