Czy jest się czego bać? Pytamy trzech znawców Rosji, czy Putin może użyć broni jądrowej
Patrząc na reakcje przeciętnych Kowalskich, widać, że większość ludzi raczej nie wierzy w groźby Putina. Niektórych jednak mocno one przeraziły. A u innych wywołały wręcz odruch odrzucenia i oskarżania mediów o sianie paniki. "Naprawdę niech media nie straszą ludzi i nie wywołują paniki w społeczeństwie", "Czy nasze media mogłyby przestać straszyć ludzi?" – przewija się w komentarzach pod artykułami.
Nawet lokalne media, jak portal w Wałbrzychu, zadają takie pytania. A ludzie się burzą.
Nie unikniemy jednak tematu. Doktryna została przyjęta, Putin straszy atomem, USA reaguje, świat komentuje. Ale jak bardzo jest czy może być to zagrożenie realne? Część ekspertów na pewno zdecydowanie uspokaja. Zobaczcie dlaczego. I co myślą o pozycji Putina.
"To groźby, które mają na celu straszenie Zachodu"
– Czy Putin może użyć broni jądrowej? Tak, może, bo w sensie formalnym niby nic mu nie przeszkodzi. Natomiast moim zdaniem nie użyje jej z kilku przyczyn – mówi w rozmowie z naTemat dyr. Jan Malicki, dr h.c., prof. hon., historyk Studium Europy Wschodniej UW.
Po pierwsze – jak tłumaczy – Putin będzie brał pod uwagę reakcję Ameryki.
– Wbrew pozorom nawet Rosja nie jest nieograniczona w decyzjach. To nie jest tak, że Rosja zrobi to, co zechce. Między Waszyngtonem a Moskwą, mimo wojny na Ukrainie, jest utrzymywana stała łączność, przez służby specjalne. A po drugie, Rosja już jakiś czas temu, na samym początku wojny, dowiedziała się z Waszyngtonu, co zrobi Ameryka, jeśli Moskwa użyje taktycznej broni jądrowej. Podobno Ameryka jasno powiedziała, ile pocisków jądrowych jest przygotowanych do uderzenia – mówi.
Myślę więc, że Putin tego nie zrobi, gdyż są to groźby, które mają na celu straszenie Zachodu. W tym wypadku Europy, która z punktu widzenia Moskwy jest bardzo słaba. A z punktu widzenia sił wojskowych rzeczywiście jest bardzo słaba.
– Mamy jednak prawo bać się rozszerzenia wojny. Wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza wojna lądowa. Bierzmy wszystko pod uwagę. Ale moim zdaniem, jednak nie w sensie broni jądrowej. Nie potrzeba broni jądrowej do utrzymywania strachu w Europie – uważa Jan Malicki.
Uspokajamy? Ekspert OSW: Absolutnie tak
Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich, również uważa, że Putin nie zdecyduje się na taki krok.
– Ogłoszone zmiany w doktrynie odstraszania i demonstracyjne działania rosyjskie są generalnie blefem. Chodzi o wojnę psychologiczną – podkreśla w rozmowie z naTemat.
Zauważa, że tak naprawdę żadne dokumenty nie wyznaczają realnej rosyjskiej polityki.
One są narzędziem rosyjskiej polityki. To są narzędzia komunikacyjne, służące prowadzeniu wojny informacyjno-psychologicznej, przede wszystkim adresowane do Zachodu. Ponieważ Rosja nie bez podstaw uważa, że straszenie bronią jądrową jest skuteczne. Że wpływa na postawę Zachodu i żeby były przykłady, że powstrzymywało ono wsparcie zachodnie, zwłaszcza amerykańskie, dla Ukrainy.
Tłumaczy, że w Rosji zawsze używają tego straszaka w momencie, gdy ważą się kolejne ważne decyzje i gdy "przekraczane są kolejne tzw. pseudo-czerwone linie", bo wierzą, że jest on skuteczny.
– Tylko za każdym razem trochę to eskalują i podkręcają retorykę, dodają nowe elementy, robią demonstracje. Możemy spodziewać się tego jeszcze więcej – przewiduje ekspert OSW.
Teraz zaś Putin czuje, że "ma okno możliwości", bo na Zachodzie jest zmęczenie wojną. Jest Donald Trump. I jest okazja, by docisnąć i na swoich warunkach wymusić zamrożenie konfliktu.
– Wszystko, co przeszkadza w realizacji tego scenariusza, czyli zwiększenie wsparcia ukraińskiego, musi zostać storpedowane. I Rosjanie chcą to storpedować, używając najtańszego, najprostszego i – z ich punktu widzenia – relatywnie skutecznego środka, jakim jest straszenie eskalacją do poziomu nawet nuklearnego – mówi.
Ekspert uważa, że na ten krok się nie zdecydują, bo doskonale zdają sobie sprawę z ogromnych kosztów politycznych i gospodarczych w relacjach z Chinami i Indiami.
– Nie pójdą więc na realną eskalację. Natomiast bardzo chętnie straszą taką możliwością – mówi.
Czyli uspokajamy społeczeństwo?
– Absolutnie tak. Po prostu trzeba uznać to za nową normalność, że Rosjanie tak mają. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Jedyną metodą reagowania jest spokój i determinacja w realizacji naszych interesów i naszej polityki. A nie kierowanie się tym, co Rosjanie chcą nam przekazać – podkreśla Marek Menkiszak.
"Mój głos jest trochę inny. Myślę, że jest to realne"
Wielu nie wierzy, że Putin zdecydowałby się zrzucić bombę atomową. Wiadomo, że to reakcja na wcześniejszą decyzję USA ws. Ukrainy.
Głos w tej sprawie zabrał szef polskiego MSZ.
– Putin straszy bronią atomową. Uważam, że jej nie użyje. Ma znacznie słabsze karty, niż udaje – ocenił Radosław Sikorski. Jego zdaniem, sytuacja rosyjskiej armii i gospodarki jest znacznie gorsza, niż sugeruje Kreml. – Gdyby Rosja miała drugą armię świata, to nie potrzebowałaby kupować dronów z Iranu, starej amunicji czy najemników z Korei Północnej – stwierdził.
– Większość osób w to nie wierzy. W moim uniwersyteckim otoczeniu też przeważają opinie, że Putin się przestraszy i nie użyje broni jądrowej. Wszyscy myślą, że to jest kompletne wariactwo. Ale ja się z tym nie zgadzam. Mój głos jest trochę inny. Myślę, że jest to realne – reaguje w rozmowie z naTemat prof. Nikołaj Iwanow, historyk z Uniwersytetu Opolskiego, były sowiecki dysydent pochodzenia białoruskiego.
Dlaczego?
– Myślę, że Putin jest dziś bardzo słaby. Nie wygrywa wojny, nic mu nie wychodzi. Nie może zająć całego Donbasu. W Kursku, mimo przyjazdu Koreańczyków, też nie do końca dobrze mu idzie. Praktycznie wszędzie ma problemy. To jest bardzo trudny moment dla niego. Dlatego uważam, że może użyć bomby atomowej ze słabości i strachu – uważa.
Śledzi rosyjskie media i zauważa, że w telewizji mówią o tym non stop.
– Mówią, że wreszcie muszą pokazać całemu światu, na co ich stać. Chwalą się, że użyją bomby atomowej. Nie mówią gdzie i w jaki sposób. Putin to człowiek nieprzewidywalny. Jeśli w oczach swojego społeczeństwa nie chce okazać się mięczakiem, to musi jej użyć. Ale świat jeszcze nie zwariował. Nie pójdzie na konfrontację atomową z nimi. Nie sądzę, że do tego dojdzie – uważa.
Dodaje jeszcze, że z Donaldem Trumpem też nigdy nic nie wiadomo. – Jak z Putinem. I najgorsze jest to, że dwóch nieprzewidywalnych polityków będzie teraz ze sobą rywalizować – mówi prof. Iwanow.
Czy Putin jest słaby? Czy wręcz przeciwnie?
O tym, że Putin nie jest tak silny, jak twierdzi, pisał kilka dni temu "Die Welt" – cytując słowa historyka Karla Schlogela, który stwierdził, że "wiele wskazuje na to, że sam Putin jest w trudnej sytuacji".
"Wybitny historyk wskazuje na oznakę słabości Władimira Putina" – podsumował.
Czy Putin jest więc słaby? Czy wręcz przeciwnie?
– Putin jest nieprzewidywalny, jak każdy tyran. To jest oczywiste. Natomiast absolutnie jestem przeciwny twierdzeniu, że jest słaby. Kto i na jakiej podstawie tak ocenia? Jeśli armia Putina w tej chwili wytrzymała napór wojsk ukraińskich, a nawet posuwa się naprzód, to dlaczego sądzić, że jest słaby? Wojska Putina napierają naprzód i zdobywają teren. Poza tym, dlaczego mówić, że ma być słaby, skoro masowo popiera go naród rosyjski? Sprzeciwiam się temu. Putin nie jest słaby. On na razie jest mocny – komentuje dyr. Malicki.
Słabość Putina widzi tylko w jednej sytuacji.
– On stanie się słaby wtedy, kiedy przegra na froncie. To spowoduje czwartą rewolucję rosyjską, załamanie władzy na Kremlu i zapewne śmierć Putina. Ale bez tego nie ma mowy o żadnej jego słabości – uważa.
Marek Menkiszak ocenia zaś, że Putin jest dziś relatywnie silny.
– On uważa, że ma okazję do tego, żeby osiągnąć przynajmniej część swoich celów. Ale z drugiej strony Rosja ma liczne słabości. Im dłużej my będziemy zdeterminowani kontynuować presję sankcyjną i wspierać Ukrainę w jej efektywnej obronie, to Rosja będzie miała rosnące problemy. Oni mają tego świadomość. Dlatego tak zależy im na tym, żeby szybko skończyć ten etap – mówi.
Uważa też, że realnie Rosjanie mogliby podjąć się jednego działania – ale tylko w sytuacji, gdyby odwróciła im się karta i zaczęliby ponosić porażki. To próba z bronią jądrową: – Na własnym terytorium, ale na poligonie. Jako demonstracja. To wywarłoby ogromne wrażenie. Natomiast nie oznaczałoby bojowego użycia, które moim zdaniem jest wykluczone. Przynajmniej prawdopodobieństwo tego jest bardzo niskie.
"Próba zrzucenia bomby atomowej może być początkiem końca Putina"
Jaki więc scenariusz może nas teraz czekać?
– Moim zdaniem do stycznia, czyli do objęcia urzędu przez Donalda Trumpa nie będzie żadnych poważniejszych zmian. Wojska rosyjskie będą maksymalnie napierać na froncie, ponieważ Putin bierze pod uwagę, że Trump zmusi go do pertraktacji. A w takiej sytuacji wojska rosyjskie muszą mieć maksymalnie dużo zdobytych obszarów Ukrainy. Z kolei wojska ukraińskie będą się maksymalnie bronić lub napierać w obwodzie kurskim, żeby mieć jak najsilniejsze karty przetargowe – przewiduje Jan Malicki.
Ale nie przypuszczam, żeby Putin zrzucił taktyczną broń jądrową na Zaporożu, na Kijów czy na Charków po to, żeby mieć większe pole manewru w pertraktacjach. Zrzucenie bomby atomowej uniemożliwia pertraktacje i przewiduje kontruderzenie amerykańskie. A tego nie przeżyje Moskwa i Putin. Oni to wiedzą – dodaje.
Poza tym, jak podkreśla, w 2024 roku nie jest tak, że Putin naciśnie guzik i zrzuci bombę atomową na Charków.
– Podobno teraz przy komputerach nie ma już tylko trzech oficerów wspomagających, tylko podobno aż pięciu. Mają żony, dzieci, dacze, przyjaciół. W odróżnieniu od Putina wiedzą, że armia rosyjska jest nieporównanie słabsza od amerykańskiej. I mogą nie zdecydować na naciśnięcie guzika. Wtedy może powstać bunt na pokładzie – uważa ekspert.
– Czyli wbrew pozorom próba zrzucenia bomby atomowej może być początkiem końca Putina. Ja uważam, że on nie podejmie tego kroku – podsumowuje Jan Malicki.
Czytaj także: https://natemat.pl/577418,nowa-doktryna-nuklearna-putina-usa-odpowiadaja-na-grozby-rosji