Moje poprzednie teksty – list do pana posła Głogowskiego i inne moje medialne wypowiedzi - wywołały najróżniejsze reakcje. Otrzymałam od znajomych i nieznajomych, oraz od państwa, czytelników mego bloga – za co serdecznie dziękuję - wiele mądrych i życzliwych. Zareagowali bardzo licznie również posłowie krytykowanej przeze mnie partii rządzącej. Generalnie te ostatnie nie wydały mi się równie mądre, a już na pewno znacznie mniej życzliwe, więc myślę, że w przyszłości będę raczej unikać kontaktu z tymi polemistami, różne jakoś stosujemy reguły gry.
Agnieszka Holland, reżyserka filmowa i teatralna, także scenarzystka filmowa
Dla zamknięcia tych polemik zdań kilkanaście:
Pan poseł Głogowski w swojej wypowiedzi wykazał się super klasą, bo sprowadził polemikę ze mną do argumentów ad personam, czyli (przepraszam posła Biedronia oraz wszystkich panów Posłów i panie Posłanki, którzy przy tym określeniu rechotali) poniżej pasa. Ale niesłusznie kręciłam nosem na jego kindersztubę, bo okazał się uprzejmy jak ministrant w porównaniu z posłem Niesiołowskim. Pan Tomasz Lis obiecuje, że może wybaczy panu Niesiołowskiemu, excuse le mot, chamstwo, jeśli przeprosi mnie (i może moją córkę?). Pan Tomasz nie ma racji. Niesiołowski nie musi mnie przepraszać, bo nie mógł mnie obrazić. Nie posiada on zdolności honorowych.
Na tym tle – niezależnie od tego, że się z nim kompletnie nie zgadzam i myślę, że pomylił role: posła z kaznodzieją – błyszczy jak jasna gwiazda kultury osobistej pan poseł Godson. Dziękuję, panie pośle! Widać, że nie jest pan stąd.
Drodzy państwo! Rewolucyjny niemal proces zmian kulturowych i obyczajowych, jaki ma miejsce we wszystkich właściwie krajach dojrzalej demokracji jest sprawą dla wielu ludzi, również tych, którzy mają silniejszy kręgosłup niż nasi posłowie, bardzo trudną do zaakceptowania i rozumiem strach i konfuzje konserwatywnych (i nie tylko) środowisk. W innych krajach ten proces trwał latami i toczył się w środowisku daleko większej kultury politycznej, a i tak towarzyszyły mu gwałtowne spory. Tak naprawdę nie jest to według mnie spór o charakterze religijnym, a kulturowym, antropologicznym. Przeciwnicy wprowadzenia legalizacji związków partnerskich (nie tylko homoseksualnych zresztą) lękają się, że zostaną naruszone podstawy ładu społecznego, którego fundamentem jest wyjątkowa rola tradycyjnej rodziny. Rodzina taka zawiera kontrakt ze społeczeństwem, którego skutkiem jest częściowe korzystanie z przywilejów, ale – co ważniejsze – przyjęcie odpowiedzialności za wypełnienie funkcji prokreacyjnej oraz zdjęcie ze wspólnoty ciężaru opieki nad słabszymi ogniwami tej rodziny. Stąd strach, że zrelatywizowanie roli takiej rodziny zaskutkuje rozbiciem szerszego porządku społecznego.
Zwolennicy takich nietradycyjnych związków kierują się z kolei dwoma podstawowymi motywacjami: 1) pragmatyczna: rodzina tradycyjna już dawno nie ma de facto monopolu: od momentu, kiedy rozwody stały się banalną rzeczywistością, od kiedy homoseksualiści wyszli z szafy i zaczęli pragnąć emocjonalnej normalności, od kiedy istnieją rodziny patchworkowe, przekomponowane, trzeci mężowie drugich żon, dzieci z pierwszego małżeństwa u żony męża z trzeciego, coraz liczniejsze konkubinaty, samotni rodzice i jeszcze bardziej liczni single (to wszystko mamy już w Polsce! Tego się nie odwróci, chyba, żeby wprowadzić talibat). Więc skoro rzeczywistość wygląda jak wygląda – lepiej uregulować to legislacyjnie, by pomóc ludziom żyjącym po swojemu i zapewnić jak najlepszą ochronę dzieciom z tych związków.
Drugą motywacją jest szacunek dla praw człowieka, z których nie powinni być wykluczeni żadni obywatele, również obywatele o orientacji homoseksualnej. Środowiska te walczyły o równouprawnienie, szacunek i prawo do swej tożsamości od lat. W podobny sposób, w jaki przedtem – w Ameryce – walczyli Czarni (polecam “Lincolna” Spielberga, głosy przeciwników zniesienia niewolnictwa brzmią wypisz wymaluj jak głosy naszych posłów walczących z prawami gejów), kobiety (ich równouprawnienie również spotkało się z gwałtownym sprzeciwem konserwatystów I kościołów), innowierców (nie będę pisać o inkwizycji, wojnach religijnych, rzeziach Hugenotów, gettach ławkowych, pogromach, Holokauście, bo to za duży temat). W wypadku homoseksualistów dochodzi jeszcze silne kulturowe tabu seksualne, którego przełamanie jest możliwe (jak się okazało) poprzez oswojenie ludzi z tą innością. W niektórych krajach postkomunistycznych (niestety również u nas, co widać w hasłach i praktyce skrajnej prawicy - ONR, Młodzież Wszechpolska itp) zastąpili oni w roli obiektu najbardziej brutalnej nienawiści Żydów. (Uchwalone właśnie w Rosji prawo o penalizacji tzw propagandy homoseksualnej, czyli de facto penalizacje homoseksualizmu, nastroje i ruchy na Ukrainie – polecam lekturę felietonu na ten temat ukraińskiego publicysty: http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20130215/geje-potrafia ).
W demokratycznej Europie te zmiany wydają się być nieodwracalne (chyba, że dojdzie do jakiejś skrajnej reakcji) – rozumiem więc nerwowość i skłonność do izolacjonizmu ich przeciwników. Nic jednak nie usprawiedliwia (szczególnie ze strony przedstawicieli narodu, którzy powinni raczej bronić standardów niż je niszczyć) brutalnej, chamskiej homofobii, obrażania i poniżania obywateli o innej tożsamości, zastraszania przez zainspirowaną tym spektaklem skrajną prawicę osób o innych poglądach. Kiedy oglądałam napad bojówki na wykład profesor Środy, zrozumiałam, że jakaś ważna granica została przekroczona i że przywoływanie lat trzydziestych zeszłego wieku jest w tym kontekście całkiem na miejscu.
Myślę, że tak ostro reaguję na to, co słyszę obecnie w Polsce, bo ostatni rok spędziłam, pracując w Czechach. Nie macie państwo pojęcia jaki to fajny, mądry, życzliwy i tolerancyjny naród! Chociaż to głównie ateiści. A może właśnie dlatego?
Muszę się przyznać, że rzeczywiście nie przeczytałam chyba statutu partii, którą poparłam (zarzut pani posłanki Pitery) ani deklaracji z 2001 roku (przypomnienie pana posła pastora Godsona) – a jeśli czytałam, to nie zapamiętałam. Obiecuję sobie i innym, że od dziś nie będę ufać werbalnym narracjom i obietnicom, przeczytam każdy program ewentualnej partii jak umowę przy kupnie biletu kolejowego w sieci – nawet zdania pisane małymi literkami – wiadomo, że one bywają najważniejsze.
Ale przestałam się przejmować swoją ewentualną nierzetelnością poznawczą, kiedy z kolejnych uwag państwa Posłów zrozumiałam, że tak naprawdę wystarczyło, żebym przeczytała Biblię. Czyli, żeby zrozumieć program niby nowoczesnej, raczej świeckiej, rzekomo liberalnej partii w naszym niewyznaniowym kraju trzeba znać Pismo Święte. A te akurat czytałam, najuważniej Ewangelię, którą do dziś uważam za jedną z mych ważniejszych lektur i której przesłanie jest dla mnie osobiście sprzeczne z państwa posłów z niej użytkiem (cieszę się, że mam w tej sprawie podobne zdanie jak pewien mądry i odważny ksiądz katolicki, któremu przekazuje serdeczne wyrazy wdzięczności). Znam też trochę historię Kościoła Katolickiego i wiem, że zbyt często w sprawach obyczajowych, politycznych i naukowych (od Galileusza po transplantacje) musiał się wycofywać ze swych dogmatów i werdyktów, bym mogła wierzyć, że zawsze przez jego kapłanów przemawia Duch Święty.
Kolejne argumenty w obronie antygejowskiej twierdzy wydają mi się coraz dziwniejsze.
Poseł Godson: “Jest wypaczeniem od normy, gdy mężczyzna pała do mężczyzny miłością”. Więc jest normą dla polskiego posła, gdy pała nienawiścią? To rzeczywiście statystycznie u nas znacznie częstsze.
Dalej poseł Godson: “Polska jest ostoją rodziny”. Owszem, jest: z najmniejszym (czy drugim od końca) przyrostem naturalnym w Europie. Z ponad 20% dzieci urodzonymi poza małżeństwem. Z ogromną ilością rozwodów. Z niebywałym poziomem przemocy w rodzinie. Z nagminnym biciem, często katowaniem dzieci. Z alkoholizmem. Z obojętnością i pogardą wobec niepełnosprawnych, chorych, starych, obcych. Eldorado rodziny, w którym posiadanie większej ilości dzieci, a szczególnie dziecka niepełnosprawnego graniczy z heroizmem i skazuje na nędzę. Bo nie można liczyć na żadną, poza groszowymi jałmużnami, pomoc państwa, a miłość bliźniego w naszym katolickim kraju nie przełożyła się na umiejętność obywatelskiej solidarności. I w tej sytuacji najpilniejszym i najszczytniejszym zadaniem dla naszych posłów jest walka z gejowską potrzeba życia w stabilnych związkach.
Poseł Gowin rzuca się jak Rejtan, bo krajem niemożliwym dla niego do życia jest taki, w którym homoseksualiści mogliby adoptować dzieci. Nie przeszkadza mu życie w kraju, z którego – głównie w czasie rządów jego partii - wyjechało półtora miliona młodych Polaków, w kraju gdzie matka morduje sześcioro noworodków przy milczącej zgodzie ojca i całej lokalnej społeczności łącznie z urzędnikami państwowymi, w którym niemowlęta są katowane i zabijane przez heteroseksualnych rodziców, ochrzczonych i często praktykujących katolików, w kraju gdzie koło dziesiątki tysięcy dzieci jest de facto bezdomnych. Do emigracji skłoniłby go natomiast fakt, że któreś z tych niechcianych i opuszczonych przez rodzinę i aparat państwowy dzieciaków znalazło się pod opieką dwóch kochających je lesbijek (czego zresztą nikt w tej chwili nie postuluje).
No, to rzeczywiście, w rożnych krajach chcemy mieszkać.
Do Dziesięciorga Przykazań nawiązał kolejny z Posłów, tym razem z Partii Koalicyjnej.
Wybór pana Piechocińskiego ucieszył mnie nawet w swoim czasie, miałam nadzieję, że wprowadzi do polskiej polityki jakąś nową jakość - a do partii znanej głównie z załatwiania sobie posad i obrotowości koalicyjnej – większa świeżość, kompetencje i zasady. Inteligentny i elokwentny mówił o potrzebie zmian, również pokoleniowych (z czym się zgadzam), rozszerzenia bazy PSL, wyprowadzenia go z rodzaju zaścianka do bardziej nowoczesnego centrum. Centrum okazało się marzeniem o sojuszu ze Zbigniewem Ziobro, a świeża nowoczesność odwołaniem do Dziesięciorga Przykazań (fakt, zawsze aktualnych). Pan Przewodniczący Piechociński oznajmił bowiem, że jego partia nigdy za związkami partnerskimi (jasne, że chodzi o jednopłciowe) nie zagłosuje, stosuje się bowiem do Dziesięciorga Przykazań, ponieważ "niczego mądrzejszego nie wymyślono" (cytuję z pamięci). Nie wiem, kiedy pan Minister czytał ostatnio Dekalog, ja nieźle go pamiętałam z lekcji religii, na które uczęszczałam w tajemnicy przed niewierzącymi rodzicami (pewno nie mieliby nic przeciwko, ale owoc zakazany był słodszy), więc przykładałam się. Potem dyskutowałam nad ich współczesnym znaczeniem z mym nieżyjącym przyjacielem, Krzysztofem Kieślowskim, kiedy kręcił swój słynny “Dekalog”. Teraz je na nowo - pod wpływem lektury deklaracji pana wicepremiera - przeczytałam i rzeczywiście, jest tam dokładnie to, co pamiętałam, czyli nie ma niczego przeciw gejom, a już szczególnie ich związkom. Pozwolę sobie przypomnieć:
"Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
"1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną"
- To przykazanie dotyczy tylko wierzących Żydów i Chrześcijan (w tym wierzących Żydów lub Chrześcijan homoseksualistów, bo naprawdę są tacy. Sama kilku znam!), ale pozostałe są bardziej uniwersalne i do zastosowania dla Ateistów, Muzułmanów, Buddystów, Mormonów itp.
"2. Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno"
- Musze powiedzieć, że przeciw temu przykazaniu notorycznie grzeszą polscy politycy, tych z PSL-u nie wyłączając. To znaczy ci ostatni grzeszyli jakby mniej niż ta prawica jeszcze bardziej na prawo, ale widać teraz – aspirując do centrum – próbują to nadrobić. Nie wydaje mi się, żeby geje grzeszyli tu bardziej niż nie-geje (oczywiście, nie wiem na pewno, bo geje z prawicowych partii - a te głównie naruszają drugie Przykazanie - z wiadomych powodów się ukrywają).
"3. Pamiętaj abyś dzień święty świecił"
- Namawiam pana Posła Piechocińskiego, żeby zgłosił wniosek, a Ministra Piechocińskiego, żeby – korzystając ze swego stanowiska w rządzie - doprowadził do zabronienia handlu i innej pracy w tym pracy przy żniwach w niedziele. Nie wiem, dlaczego naprawdę nie walczy – mając ku temu narzędzia - z permanentnym naruszaniem trzeciego przykazania.
"4. Czcij ojca swego i matkę swoją"
- Tu - jako osoba zaprzyjaźniona z wieloma osobami o orientacji homoseksualnej muszę powiedzieć, że geje stosują się do tego przykazania o wiele lepiej niż heterycy. Nie znam równie czułych i oddanych synów jak kilku mych gejowskich przyjaciół. Opiekuńczych, starannych, wytrwałych w trosce i miłości dla swych chorych, czy niedołężnych rodziców.
"5. Nie zabijaj"
- To raczej oczywiste dla wszystkich, poza zwolennikami kary śmierci, których też nie brakuje w naszym parlamencie, ale lepiej tego nie ruszać, bo zacznie się o aborcji, a ja mam za dużo zajęć zawodowych, żebym mogła otwierać jakieś kolejne fronty i narażać się na kolejne pieszczoty posła Niesiołowskiego.
"6. Nie cudzołóż"
- To przykazanie ważyło by raczej za uregulowaniem związków partnerskich, również homoseksualnych. Bo jeśli ktoś pragnie dzielić stół i loże z jedną ukochaną osoba, dochować jej wierności, przyjąć za nią odpowiedzialność i zobowiązać się do opieki nad nią, to chyba lepiej niż nieuregulowane i niezobowiązujące życie seksualne? W rożnych, cudzych, łóżkach? Nic tu nie ma, nawiasem mówiąc, ani o orientacji seksualnej ani nawet o obowiązku prokreacji.
"7. Nie kradnij"
- Również oczywiste - i dla gejów i dla polityków, także tych z PSL-u i PO.
"8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu"
- To przykazanie homoseksualiści mogą interpretować jako potępienie mowy nienawiści i kłamstwa z jaką się nagminnie spotykają. Bo są przecież bliźnim? Czy nie?
"9. Nie pożądaj żony bliźniego swego" - Tutaj geje niewątpliwie są góra. Po prostu nie grzeszą przeciw temu przykazaniu ze swej natury. Z lesbijkami może być kłopot i zgadzam się - powinny się starać.
"10. Ani żadnej rzeczy, którą jego jest"
- Żadnej rzeczy więc i prawa do miejsca na ziemi i miłości. Amen.
Mam nadzieję, że mój krótki wykład teologii stosowanej przekona pana Posła Ministra, że się mylił i że jeśli naprawdę przeszkodą miał być Dekalog, to już nie musi być przeciw związkom partnerskim. Odwrotnie. Chyba, że woli dalej tworzyć nowoczesne centrum ze Zbigniewem Ziobro.
A na koniec zacytuję zdanie z powieści Olgi Tokarczuk, nad której adaptacją właśnie pracujemy: “O święta hipokryzjo, utkasz kiedyś całun dla tego kraju!”
AGNIESZKA HOLLAND
PS Na deser podaję państwu link do wystąpienia francuskiej Minister Sprawiedliwości (Tak! Tak! Tak!) pani Christiane Taubira (i kobieta, i czarna – więc można) we francuskim parlamencie po uchwaleniu ustawy o małżeństwach homoseksualnych (trzeba znać francuski, ale warto, choć można też wpaść w kompleksy – różnica poziomu z naszymi porażająca – i to niezależnie od poglądów: