Dawno temu na Wielkich Preriach żyło sobie plemię walecznych Indian. Niestety, pewnego pechowego roku Szczura, podczas drugiej wiosennej pełni księżyca, padł na plemię blady strach. Oto w wiosce zapanowała straszna zaraza. Przywlókł ją do pobliskiego miasteczka biały człowiek zza wielkiej wody. Jednak wódz i rada starszych, pomimo wielu ostrzeżeń, długo ignorowała niebezpieczeństwo pojawienia się zarazy w wiosce. Dopiero w obliczu pierwszych śmierci wspaniałych wojowników, którzy jeden po drugim odchodzili do Krainy Wiecznych Łowów, postanowiono zająć się problemem.

REKLAMA
Wówczas wieczorem, po zachodzie słońca, Wódz Plemienia - Okrągła Gęba zwołał Radę Starszych pod przywództwem Wielkiego Muła. Stawili się też naczelny Szaman wioski – Podkrążone Oko i inni starsi. Usiedli w kręgu i zapalili fajkę.
Tu trzeba nadmienić, iż Wielki Wódz był człowiekiem strachliwym i małego serca, ale popierał go faktyczny ojciec ludu – najważniejszy ze starszyzny – Mały Brat. To on z zacisza swojego wigwamu wydawał Okrągłej Gębie rozkazy i polecenia.
- A więc... – zaczął niepewnym głosem Wielki Muł. – Oto blade twarze przywlekły na nasze ziemie zarazę, która teraz trzebi nie tylko nasze plemię, ale i plemiona naszych braci z Krainy Wielkich Jezior..
- Przywlókł... – wycedził przez zęby Mały Brat, którego od pojawienia się zarazy nie widziano w wiosce, albowiem ze strachu o swe zdrowie i życie zaszył się w swoim wigwamie i nosa z niego nie wyściubiał.
- Tak, Mały Bracie! A najgorsze jest to, że w ogóle nie jesteśmy przygotowani – zaczął Szaman Podkrążone Oko. – Zamiast gromadzić skóry bawole w skarbcu i jadło w spichlerzach, roztrwoniliśmy cały majątek.
- Roztrwoniliśmy! – krzyknął inny starszy. – Ale czyż to nie Ty – Mały Bracie i nie Ty Okrągła Gębo kazaliście rozdać po 500 korców ziarna każdej rodzinie, której urodziło się dziecko? Czyż to nie Wy zwolniliście naszych młodzieńców, którzy pragną zostać wojownikami, z obowiązku składania danin z pemikanu do spichlerza, i skór bawolich do skarbca wioski? I czyż to nie wy – ciągnął dalej rozwścieczony wojownik. – Obiecaliście dać w roku Szczura wszystkim starcom w wiosce dodatkowo po jednej skórce sobola, aby każdy ją mógł spieniężyć w miasteczku? A w przyszłym roku Bawoła dać każdemu po dwie skóry?
logo
- Niech Wielki Duch ma nas w swojej opiece ... – westchnął ciężko Wielki Muł, który najczęściej ze wszystkich bywał w miasteczku. To tam nauczył się od bladych twarzy, jak funkcjonują ich skarbce zwane bankami i system oszczędności. On jedyny wśród plemienia miał trochę oleju we łbie i wiedział, że jest źle. Ba, coś mu podpowiadało, że jest bardzo źle!
- Szamanie, zaiste mamy jakieś zioła, talizmany czy chociażby maski rytualne? – dopytywał naiwnie Okrągła Gęba.
- Ależ nie, nie mamy! – zawył Szaman. – Przecież strzegący skarbca Rączy Jeleń zamiast czuwać nad skarbcem naszego ludu, trwonił majątek w tipi uciech. Co gorsza, on i inni bracia jeździli też do pobliskich miasteczek pijąc ognistą wodę, oddając się uciechom i sprzedając bladym twarzom skóry bawole i tkane koce wynoszone po kryjomu ze skarbca. A czy w końcu nie my wszyscy, za zgodą Wielkiego Muła – Tu ze złością wytknął palcem przywódcę Rady Starszych. – Przyznawaliśmy sobie raz po raz nagrody za wybitne męstwo i odwagę, okradając skarbiec i wyżerając co pyszniejsze kąski ze spichlerza? Hańba nam i jeszcze raz hańba! – To zakrzyknąwszy splunął ze złością na ziemię.

- Kiedy wyjdzie na jaw, że skarbiec i spichlerz puste a na czas zarazy nie mamy ni zioła ni też masek rytualnych, które odgonią zarazę, przepadliśmy... – stwierdził chłodno Wielki Muł.
- Nakażemy wtedy wszystkim nie wychodzić z wigwamów, aż zaraza minie – zawyrokował, po krótkim namyśle, Mały Brat.
- Ale nie minie! – stwierdził patrząc tępo w dal Podkrążone Oko.
- Już Twoja w tym głowa, Wielki Mule – powiedział Mały Brat z podniesionym do góry palcem wycelowanym wprost w przywódcę rady starszych – Aby cały lud uwierzył, że zaraza wkrótce minie.

- Mały Bracie, ale... – zagaił Wielki Muł niepewnym głosem. – Wrogi nam klan Proroczych Orłów wie i od kilku dni rozpowiada wszystkim, że skarbiec świeci pustkami, w spichlerzu hula wiatr, a szamani nie mają ani masek rytualnych ani zioła... Jakże więc lud uwierzy?
- Rządzący obecnie klan – wszedł mu w słowo Mały Brat. – Nasz wspaniały klan Pustułek i Sokołów – jest najmądrzejszym klanem w historii naszego plemienia, rządzimy doskonale i jesteśmy najlepiej ze wszystkich plemion przygotowani na wielką zarazę. Tak ogłosi wszem i wobec Okrągła Gęba! Zrozumiałeś?! – Tu Mały Brat skierował niespiesznie wzrok w kierunku Okrągłej Gęby, a ten skwapliwie pokiwał głową na znak zrozumienia.
- Wszyscy pozostaną w swoich wigwamach. – ciągnął Mały Brat. – Nadto zakażesz handlu wszelakiego i gotowania potraw na sprzedaż. Przez wioskę nie przejedzie żaden dyliżans ani inny podróżnik z ościennego plemienia. A nim księżyc znów stanie w pełni zwołamy naradę plemienną, aby ponownie wybrano Okrągłą Gębę na Wielkiego Wodza.
- Bracia! Opamiętajmy się! Czy w czasach tak strasznej zarazy godzi się nam zwoływać naradę plemienną? A Wielkiej Gębie jeździć od wigwamu do wigwamu błagając o głosy w zamian za skórki sobole dla wojowników i kolorowe świecidełka dla ich żon...?! Przecież klany Proroczych Orłów i ich współbratymców Postępowych Niedźwiedzi tylko czychają na każde nasze potknięcie... - lamentował Podkrążone Oko.
- Jeśli zakażemy handlu, to z czego wojownicy zapłacą daniny? Musimy przynajmniej stworzyć pozory, że chcemy pomóc obrotnym wojownikom przetrwać tę straszliwą plagę. Ale że skarbiec i spichlerz puste, danin znieść nie możemy. Odroczymy tylko ich płatność o trzy księżyce, potem wojownicy a wraz z nimi i lud zaczną przymierać głodem... – wtrącił Wielki Muł. Miał on jeszcze jedną myśl, której jednak nie wypowiedział na głos. Myśl, która kiełkowała mu gdzieś z tyłu głowy, po cichu, lecz dobitnie szepcąc: „Jeśli tak zrobicie, to połowę plemienia zabierze zaraza, a druga połowa popadnie w wielką nędzę. To będzie początek końca waszego plemienia...!”
logo
Tymczasem Okrągła Gęba, szczęśliwy, że obieca ludowi odroczenie zapłaty danin i zostanie ponownie wybrany na Wielkiego Wodza, przyklasnął w swej głupocie w dłonie i wesołym głosem zakrzyknął:
- Doskonały pomysł!
- Zamilcz już! – warknął Mały Brat. I wbił w ziemię tomahawk na znak, że kończy zebranie Rady Starszych.
Nazajutrz o świcie Okrągła Gęba, zgodnie z nakazem Małego Brata, ogłosił wszem i wobec, co następuje:
„Bracia, Wielki Duch poddał nas ciężkiej próbie, zsyłając na nasz lud śmiertelną zarazę! Ale nie trwóżcie się! Nasze plemię jest doskonale przygotowane do walki z nią. Mamy pełen skarbiec oraz zapasy jadła w spichlerzu, a wielki szaman już szykuje zioło i rytualne maski, aby wraz ze swoimi czarownikami, w samo południe, gdy słońce wzejdzie na szczyt nieboskłonu, uderzyć w bębny i odprawić rytuały, które odgonią zarazę. Pozostańcie wszyscy w miarę możliwości w swoich wigwamach. Zakazuję Wam handlu skórami z podróżnymi traperami.
Zamykamy wioskę, zabraniamy przejazdu wszystkich dyliżansów. Nie pozwalamy kobietom z wioski dostarczać mięsa i innych indiańskich przysmaków, które kupowały białe twarze z miasteczek nieopodal. Pamiętajcie, ja - wasz wielki wódz – Okrągła Gęba – wybawię Was od zarazy a nim księżyc wejdzie na nocne niebo w pełni, zwołam Was wszystkich do stawienia się na naradzie plemienia, abyście wybrali nowego wodza. Tego dnia zaraza nas nie dosięgnie. Liczę, że wybierzecie właśnie mnie!”
I wtedy powstało wielkie poruszenie wśród prostego ludu i wojowników.
Prosty lud mówił: Zaiste dobrze uczynił nasz wspaniały wódz Okrągła Gęba, iż zamknął wigwamy i zakazał handlu z bladymi twarzami. My którzy nie mamy pracy i nie umiemy handlować, dostaniemy strawę ze spichlerza. O dzięki Ci Wieki Manitu, że masz nas w swojej opiece. Kiedy przyjdą wybory i przyjdziemy na radę całego plemienia, nasz klan ponownie wybierze na wodza naszego wybawcę Okrągłą Gębę!
A wojownicy protestowali: Jakże to? Zwoływać naradę w czasach zarazy? Niechybnie pomrzemy wszyscy, jeśli jak biali, będziemy przebywać razem, gdyż jeden na drugiego zarazę przenosi. Niech wszyscy pozostaną w wigwamach! Wszakże od wielu zim, dzięki naszym daninom, musieliśmy zgromadzić w skarbcu wiele dobra na złą godzinę a i w spichlerzu strawy nie brakuje. Niechże teraz Okrągła Gęba rozda wszystkim po równo. A przedsiębiorczym wojownikom naszych klanów, którzy utrzymują i swoje rodziny, i lud ubogi, należy na czas zarazy znieść daniny wszelakie, aby w nędzę nie popadli! Wszak to oni zapewniają dobrobyt naszemu plemieniu. Niech sprawiedliwości stanie się zadość.
Ale nikt ich nie słuchał...
Kiedy okazało się, że Wielka Gęba danin nie odroczy, chociaż sam handlu zakazał i za późno ludzi do wigwamów zagnał, biedny lud, nieświadom niczego, skrzyknął się z pomocą i zaczął przynosić zioło i maski rytualne do wigwamu Wielkiego Szamana. Kobiety za darmo gotowały strawę dla wszystkich chorych, karmiły także czarowników Szamana. Wielcy wojownicy, którzy dźwigali na swoich barkach cały handel plemienny, popadali w długi. Widmo nędzy wisiało nad wioską.
Mimo szalejącej dookoła zarazy zwołano radę plemienia i ponownie wybrano Okrągła Gębę na wielkiego wodza... Połowę wioski zabiła zaraza a połowa wegetowała w nędzy. Ościenne plemiona, które pieczołowicie pilnowały swoich zapasów, pomagały swoim wojownikom. Ich lud przetrwał zarazę i kolejnej wiosny w Roku Bawoła wszyscy patrzyli w przyszłość z nadzieją. Wszyscy, oprócz wynędzniałej garstki biedaków z plemienia Okrągłej Gęby.
I to jest historia upadku pewnego plemienia indiańskiego w czasach strasznej zarazy.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe,
A morał? Wnioski wyciągnij, Drogi Czytelniku, sam.
logo