"Rozwścieczony" redaktor NaTemat, Jakub Noch, napisał emocjonalną relację o nietolerancyjnym zachowaniu publicystki Janiny Paradowskiej. A wszystko zaczęło się od decyzji premiera Donalda Tuska o wymianie ministra sprawiedliwości. Przyjrzenie się profilowi następcy Jarosława “słyszę krzyki zarodków” Gowina jest - według "rozwścieczonego" redaktora i zachowującej się nietolerancyjnie publicystki - niedopuszczalne. W sumie po co dziennikarzom fakty, skoro już mają opinie?
W podobnym tonie przebiegał program Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, “Fakty po faktach”, w którym miałam okazję gościć 3 maja. Okazuje się, że odwołanie się do - nomen omen - faktów, nie tylko nie jest mile widziane, ale jest grubym nietaktem. Przykro mi, że podsumowaniem głosowań Marka Biernackiego na Wiem Kogo Wybieram i moim poprzednim felietonem zepsułam nastrój kilku osobom, ale nadal uważam, że fakty wymagają uwagi, zwłaszcza ze strony dziennikarek i dziennikarzy. Faktom warto przyjrzeć się tym bardziej, że poprzednik nowego pana ministra nie potrafił rozdzielić swoich norm religijnych od pełnionej funkcji.
Być może panie Paradowska i Kolenda-Zaleska znają Biernackiego jako bardzo sympatyczną osobę, ale nie zmienia to faktów. Pan poseł od lat, przy każdej okazji, głosował m.in. za tym, byście Ty (jeśli jesteś kobietą), Twoja siostra, mama, partnerka, były zmuszone do kontynuowania ciąży w którą zaszłyście w wyniku gwałtu lub która zagraża Waszemu zdrowiu lub życiu. W każdej kobiecie która ma instynkt samozachowawczy może to wywołać pewien dyskomfort. I nie ma to nic wspólnego z tolerancją lub jej brakiem.
Tolerancja nie polega na tym, żeby uśmiechać się, gdy fundamentaliści religijni dążą do odebrania Ci podstawowych praw. My, kobiety, jesteśmy uczone tego, by z uśmiechem, a przynajmniej bez komentarza, udawać że pada deszcz - te czasy już się jednak kończą. Tolerancja nie polega na tym, że stoisz z założonymi rękami gdy fundamentalistyczny amisz wykręca Ci żarówki, świadek Jehowy uniemożliwia transfuzję, a katolik zakazuje aborcji. Każdy z nas może postępować zgodnie ze swoimi wartościami, póki nie narzuca ich innym. Dziwne, że Janina Paradowska nie rozumie tej podstawowej kwestii.
Z kolei Katarzyna Kolenda-Zaleska ma wyraźne problemy ze zdefiniowaniem słowa kompromis. Wprowadzona w 1993 roku ustawa antyaborcyjna nie była kompromisem - była umową między ultrakonserwatywnymi mężczyznami zasiadającymi w Sejmie a mężczyznami z katolickiego Episkopatu. Wprowadzeniu nowego prawa towarzyszyły ogromne protesty społeczne, łącznie z zebraniem ponad miliona podpisów pod referendum, którego - na wszelki wypadek - nigdy nie zarządzono. Prawicowi posłowie i katoliccy biskupi zawarli w sprawie praw kobiet taki “kompromis”, jaki zawarliby złodzieje dzielący między siebie zawartość torebki pani Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, tj. bez zgody, a wręcz wbrew woli osób zainteresowanych. Czyli, łopatologicznie rzecz ujmując, żaden kompromis.
Zdumiewająca jest jeszcze jedna rzecz. Janina Paradowska, osoba od lat żyjąca polityką i z polityki, dopiero teraz, po kilku kadencjach posła Biernackiego, dowiedziała się jak głosował i jakie ma poglądy. Wydawałoby się, że to jednak dość istotna rzecz w tej branży i szczerze mówiąc jest to trochę przerażające. Jeśli Janina Paradowska nie jest zorientowana w tej dziedzinie to kto ma być?
Mam nadzieję, że nowy minister będzie rozdzielał zalecenia kapłanów reprezentujących jego bóstwo od pełnionej funkcji, jednak jego dotychczasowe głosowania świadczą o tym, że może to być dla niego trudne. Zgodnie z konstytucją poseł reprezentuje wszystkie Polki i Polaków, a nie tylko fundamentalistów katolickich. Warto, by pamiętali o tym zarówno posłowie, jak i dziennikarze, niezależnie od swoich sympatii politycznych.
Cała ta sprawa napawa mnie jednak pewnym optymizmem. W epoce przedinternetowej zastrzeżenia wobec nowego ministra nie przebiłyby się do mainstreamu. Odczuwam satysfakcję, że na Wiem Kogo Wybieram udało się zebrać fakty, które stały się podstawą debaty. Coraz więcej w internecie kobiet, które blogują, twittują i komentują: nie uśmiechają się gdy nie są zadowolone i nie udają, że deszcz pada. Tylko nasza solidarna odwaga może sprawić, że politycy i publicyści przestaną lokować centrum na prawo od ściany.