MasterChef Polska dobiega końca. Dzisiaj wielki finał programu i widzowie, którzy nie mają konta na Facebooku, wyczekują wieczoru, kiedy to poznają zwycięzcę. Z kolei ci, którzy zaglądają na w/w portal społecznościowy, za sprawą porannego wycieku na oficjalnym profilu MCh już znają zwycięzcę.*
Blogerka nie tylko kulinarna. Gotuje, fotografuje, obserwuje i opisuje.
Gdy zadzwonił do mnie redaktor z NaTemat i zadał kilka pytań o MasterChef Polska, poczułam się wywołana do tablicy i raz jeszcze postanowiłam zabrać w tej kwestii głos.
Ponoć MCh odniósł sukces i już planowane są jego kolejne edycje. Myślę, że – poza tak oczywistymi czynnikami jak moda gotowanie, która zawitała do Polski - do wysokiej oglądalności programu przyczyniła się również fala negatywnych komentarzy na jego temat. Ba, śmiem twierdzić, że złe opinie na jego temat zrobiły mu lepszą reklamę niż te dobre.
Ja sama, mimo iż zarzekałam się, że nie obejrzę ani odcinka więcej, widziałam pobieżnie wszystkie kolejne epizody. Najpierw kierowała mną ciekawość, czy kolejna odsłona MCh będzie równie słaba, co pierwsza, potem zaczęłam mocno kibicować znajomym uczestnikom, a następnie zaglądałam już z przyzwyczajenia i pewnej ciekawości. Trzeba przyznać, że z odcinka na odcinek program się poprawiał. Może to za sprawą więzi, jakie tworzyły się między uczestnikami, ich coraz większego obycia z kamerą, a może za sprawą coraz ciekawszych zadań. Niestety, nie poprawili się prowadzący, który w dalszym ciągu serwowali uczestnikom komentarze ograniczające się do monosylab, mlasków i grymasów twarzy.
Jak wiele mogą zrobić dla programu jurorzy, pokazał odcinek z gościnnym udziałem Joe Bastianicha, jurora włoskiej i amerykańskiej edycji MCh. Gość wniósł do programu poczucie humoru i sensowne komentarze. Budował napięcie, ale w sposób daleki od patosu. Innymi słowy, Bastianich doprawił naszego mdławego MasterChefa i pokazał, że można poprowadzić go ciekawie.
Ciekawe, czy w następnej edycji skład jury ulegnie zmianie czy znów będziemy oglądać coś w rodzaju niemego filmu, z teatralnymi gestami prowadzących, bez odrobiny merytorycznego przekazu?
* informacja na temat zwycięzcy pojawiła się najpierw na facebookowym profilu Oddaj fartucha, a następnie podzielił się nią Radosław Szczęsny na profilu Social 360, zastanawiając się, czy to wpadka czy też kontrolowana "ustawka";