Reklama.
Dziś w Polsce odświeża ją Kalina Chojnacka pytając „gdzie są zwykli muzułmanie”?
Zacznijmy od tego, że chcąc zademonstrować swoją odmienność od fanatyków większość zwykłych muzułmanów robi po prostu zwykłe rzeczy, na jedyną jaka leży w zakresie ich możliwości - a więc zwykłą - skalę. Zakładają organizacje charytatywne, karmią bezdomnych, organizują happeningi, biorą udział w programach zniechecających młodzież do radykalizacji, współpracują z władzami w wykrywaniu i udaremnianiu ataków terrorystycznych. Większość tego niestety nie nadaje się na sensacyjny artykuł, medialnie traktowane jest więc jako milczenie.
Na bardziej zorganizowanym poziomie muzułmanie do znudzenia wydają oświadczenia potępiające terroryzm, zdecydowana większość znaczących muzułmańskich duchownych odbiera ekstremistom religijną legitymizację wydając fatwy przeciwko terroryzmowi, myśliciele piszą książki, dają wykłady. Czasem również wbrew temu co pisze Kalina Chojnacka wychodzą na ulicę by demonstrować swoje potępienie dla terrorystów, od tysięcy Irańczyków na ulicach Teheranu po atakach z 11 września, po liczące od setek do kilku tysięcy osób protesty odbywające się np. w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii czy Norwegii. I co? I nic. Nie naruszyło to choćby w najmniejszym stopniu narracji o milczeniu zwykłych muzułmanów. Być może na podobnych demonstracjach nie stawiły się miliony, których oczekuje pani Chojnacka, ale czy byłaby w stanie wskazać bardziej liczne popierające ekstremizm?
Chojnacka pisze w swoim artykule: „zamiast dużych akcji muzułmanów przeciwko fundamentalistom media coraz częściej donoszą o dziwnych żądaniach brodatych radykałów”. To kluczowe sformułowanie prowadzi nas do sedna sprawy: a dlaczego media coraz częściej o tym donoszą jeśli liczebnie te żądania nie stanowią nawet ułamka tej masy jakiej oczekujemy od zwykłych muzułmanów? Czy te żądania słyszymy na jakichś wielotysięcznych demonstracjach lub padają one ze strony jakichkolwiek oficjalnych i reprezentatywnych organizacji muzułmańskich? Lokalna garstka oszołomów w Londynie urasta do rangi międzynarodowej informacji, według której „muzułmanie” (nie żadni ekstremiści, nie żadna marginalna grupa, ale ogólnie muzułmanie) domagają się zakazu alkoholu. 3 fanatyków, którzy zaczepiali ludzi na ulicach jednej z londyńskich dzielnic oraz „szariacki patrol” w niemieckim Wuppertalu, który skończył się zanim jeszcze się zaczął, do dzisiaj są wystarczającym dowodem na rzekome istnienie całych dzielnic wyłączonych spod europejskiego prawa, w których rządzi szariat wprowadzany przez regularne i systematyczne patrole.
Nasza fetyszyzacja fanatykow dochodzi już do takiego stopnia, że gotowi jesteśmy wierzyć w sfabrykowane informacje - jak jeden z politykow partii Korwin, który kilka dni temu próbował przekonywać, że film pokazujący grupę Pakistańczykow świętujących w Londynie zwycięstwo swojego kraju w krykieta skandując „niech żyje Pakistan” to muzułmanie cieszący się z francuskich ataków terrorystycznych (po zwróceniu uwagi usunął tę fabrykację ze swojego Facebooka, nie będę więc wymieniał nazwiska).
Ewidentnie więc nie o liczby chodzi, a o fakt, że niezależnie od liczb, pod względem medialnym potrzebujemy fanatyków a nie żadnych zwykłych muzułmanów. „Zwykli” są niewystarczająco ciekawi i medialnie nie są do niczego potrzebni. Dlatego rozdmuchujemy każdy najmniejszy incydent ze strony fanatyków, a od zwykłych muzułmanów oczekujemy, że hurtowo przekształcą się nagle w aktywistów milionami wychodzących na ulice. Prawda jest jednak taka, że nawet milionowy marsz muzułmanów stałby się conajwyżej przelotną wiadomością, która w żaden sposób nie naruszyłaby narracji o muzułmańskim milczeniu. Byłoby albo „za mało”, „za cicho”, „za mało widocznie”, albo po prostu usłyszelibyśmy, że to tylko cyniczny PR-owy show mający na celu „uśpienie uwagi niewiernych”.
Zanim więc spytamy gdzie są zwykli muzułmanie, zadajmy sobie pytanie czy oni nas rzeczywiście interesują. Zamiast pytać gdzie jest głos zwykłych muzułmanów zacznijmy po prostu go słuchać i traktować go poważnie. Kiedy zaczniemy poświęcać im choć ułamek uwagi jaką poświęcamy fanatykom, może się okazać, że wcale nie jest to tak cichy głos jak nam się wydaje.