Znowu zgubiłam się między słowami. Znowu na największym skrzyżowaniu świata, Shibuya, gdzie zielone światło zapala się dla wszystkich przechodniów we wszystkich kierunkach jednocześnie, nikt mnie nawet nie musnął rękawem...
REKLAMA
Znowu zjadłam najpyszniejsze sushi świata za cenę trzykrotnie mniejszą niż w Warszawie.
Znowu włóczyłam się ulicami, na których nie leżą papierki i nie ma przyklejonych gum do żucia.
Znowu mknęłam pociągiem, który ruszył punktualnie co do sekundy. I w zasadzie nie powinnam się dziwić: shinkanseny w Japonii mają maksymalne opóźnienie sięgające...36 sekund. Rocznie! A mkną z prędkością 300km/h.
Jak dobrze tu wrócić.
Znowu włóczyłam się ulicami, na których nie leżą papierki i nie ma przyklejonych gum do żucia.
Znowu mknęłam pociągiem, który ruszył punktualnie co do sekundy. I w zasadzie nie powinnam się dziwić: shinkanseny w Japonii mają maksymalne opóźnienie sięgające...36 sekund. Rocznie! A mkną z prędkością 300km/h.
Jak dobrze tu wrócić.
W Japonii Europejczyk robi dokładnie to, co Japończyk w Paryżu: nie odkleja się od aparatu fotograficznego. Wszystko jest inne, wszystko egzotyczne, wszystko fascynuje. Nawet publiczna toaleta z podgrzewaną deską klozetową, bidetem wbudowanym w sedes (dwie opcje prysznica: przedni i tylny), muzyką zagłuszającą krępujące dźwięki, perfumami i sama nie wiem, czym jeszcze, bo trudno rozszyfrować i obrazki i litery.
Na każdym rogu, przystanku, peronie, ulicy stoją automaty z piciem. Ale nie fantą i coca-colą tylko zieloną herbatą w różnych odsłonach: zimną i gorącą, z imbirem i miodem, pomarańczą albo jaśminem. Pycha. Tę egzotyczną sielankę trochę zakłóca lekki motyl w brzuchu. W niedzielę maraton, czyli 42km195m ulicami Tokio. Trzymajcie kciuki!
