Trener. Od kilku lat zakochany w bieganiu. Zabiegany, dosłownie i w przenośni. Nie lubi o sobie mówić, bo się wstydzi, nie wstydzi się tylko wtedy, kiedy biega. www.TrenerBiegania.pl
Czy sukces to złamanie granicy 40 minut na 10km? Czy może sukcesem jest wygranie biegu w swojej kategorii biegowej? Czy jeśli pokonałem swojego kolegę, z którym zawsze przegrywałem, to znaczy, że jestem hardcorem i powinienem chodzić dumny jak paw po Łazienkach? Czy to jest sukces? A może sukces to czas w pierwszej dziesiątce w Polsce?
Dobra, czas powiedzieć sobie to raz na zawsze: prawdziwy sukces nie rodzi stosunków zależności. Prawdziwy sukces, to przełamywanie własnych, najmniejszych słabości i przede wszystkim czerpanie radości, z tego co robisz. W każdym momencie. Wiem, że to trudne (każdy chyba wie), ale w tym momencie nie odkrywam Ameryki. To nawet nie moje słowa. To nawet nie moje myśli… To pisanie o oczywistościach, o których „trąbią” wszyscy Ci, którzy mają/mieli realny wpływ na miliony/miliardy ludzkich istnień na świecie - Einstein, Bruce Lee, JPII, i inni WIELCY,.
Nie masz kondycji, ale mimo uprzedzeń i złych doświadczeń, decydujesz się na starcie z „potworem”? Osiągasz sukces. Dlaczego? Bo chcesz, próbujesz, przełamujesz siebie. Nie marudzisz, tylko działasz w kierunku poprawy zastanego bałaganu w głowie, kuwecie czy innym życiowym miejscu.
Problem nie istnieje. Istnieje tylko Twoja interpretacja zastanej sytuacji.
Po serii rekordów życiowych, nagle przychodzi załamanie i osiągasz najgorszy wynik w sezonie? Nic się nie dzieje! Ty i tak masz banana na japie, bo czerpiesz przyjemność z biegania samego w sobie. Poza tym jesteś świadomy, że nie sztuką jest czuć się dobrze, kiedy wszystko Ci sprzyja. Sztuką jest myśleć pozytywnie w tych momentach, w których wydaje Ci się, że coś jest nie tak lub nie idzie po Twojej myśli. To jest właśnie MYŚLENIE WIELKICH.
Ostatnio czytałem świetny artykuł, w którym to autor odkrył źródło geniuszu Steva Jobsa, założyciela najpotężniejszej firmy na świecie - Apple. Jak się okazało, myślenie Jobsa można porównać do… niespotykanej umiejętności obracania każdej sytuacji (nawet tej pozornie NAJGORSZEJ) w pozytywną. Steve był wizjonerem, który wiedział czego chciał, dla którego niemal nic nie było w stanie załamać. Umysł, dla którego nie istnieje coś takiego, jak złe wieści.
I tak - wiem jak skończył Steve Jobs. Zmarł młodo, ale… faktem jest, że w 100% osiągnął to, czego pragnął najbardziej. A że dłużej nie ma go z nami na tym ziemskim padole, to… nie mamy prawa tego oceniać.
Człowiek sukcesu, to ten, którzy żyje w zgodzie ze sobą i kocha każdą sekundę życia. I to nie moje wnioski, ani tym bardziej streszczenie artykułu w „Pani Domu”. To stukające do naszych głów ŻYCIE.
Odważ się być sobą, ciesz się tym co masz, jaraj się bieganiem, jedzeniem, wschodami słońca, kubkiem ciepłej herbaty, podróżą… Nie żyjesz za karę. Biegnij przez życie! :)