Michał Rzeźnik
Michał Rzeźnik

REKLAMA
Start za 3 tygodnie, a ja jestem dalej niż byłem kilka tygodni temu. Jak do tego doszło? Ano, nałożyło się na to kilka czynników, które próbuję sobie wytłumaczyć kilkoma sprawami: wakacje i wakacyjne rozluźnienie, zmiana pracy (od 1 sierpnia – pracuję w innej firmie), więcej czasu, który poświęcam na pracę, godzina jazdy samochodem do pracy, zniechęcenie wobec diety, brak widocznych postępów w szybkości biegu, brak widocznych postępów w utracie masy ciała i wreszcie brak wiary w to całe bieganie. Jednakże w perspektywie mam nie tylko bieg za 3 tygodnie na 5 km, który wiem, że nie sprawi mi kłopotu. Przebiegnę te 5 km bez problemu, choć jeszcze niedawno było to poza moim zasięgiem. Za pół roku do przebiegnięcia jest półmaraton. Uświadomiwszy sobie to zadałem sobie trud przemyślenia dokładnie tego, dlaczego wymiękam. Jak to jest, że będąc pod opieką trenera, fizjoterapeutki, dietetyczki opadam z sił i ochoty do dalszego treningu. Pierwszą refleksją, której doświadczyłem było to, że w naszym sztabie zabrakło psychologa sportowego. Znalazłszy winnego, rozleniwiłem się jeszcze bardziej i moje wyniki jeszcze się pogorszyły.
Wbrew pozorom to też jest dla mnie bardzo cenne doświadczenie. Głównie dlatego, że bieganie i problemy, które mu towarzyszą uczą pokory. Zarówno problemy natury fizycznej, jak i te istotniejsze – natury psychologicznej. Uświadomiwszy sobie, że ból i kontuzje nie są wynikiem biegania tylko niezbyt sumiennego wykonywania zaleceń trenera i fizjoterapeuty, dochodzę do wniosku, iż kwestie psychologiczne należy poddać pewnej analogii. Wymiękłem ponieważ nie dbałem o własną higienę psychiczną. Szukałem winnych moich niepowodzeń, wymówek i moich: „niechcemisie” w sztabie, który nas prowadzi. Jak dobrze jest zrozumieć, że to ja jestem kowalem własnego losu i że wychodząc pobiegać w dzień gdy jestem zbyt zmęczony, chory albo zbyt jakiś inny - jest lekcją charakteru mającą zbawienny wpływ na wiele aspektów życia.
Czytaliście: „Zjedz tą żabę” – Briana Tracy? Przeczytajcie. Niby Tracy przez całą krótką książkę pisze truizmy o tym jak pracować dobrze. Po przeczytaniu tej książki ma się wrażenie, że nic odkrywczego nie powiedział. Oczywiste oczywistości. Jakim cudem tylu ludzi na całym świecie zachwyca się tym gościem? Jednakże pojęcie „żaby do zjedzenia” zapada w pamięć. Za każdym razem kiedy siadam za biurkiem w pracy i dostaję do ogarnięcia jakich kolejny fakap z wczorajszym deadlinem przypominam sobie żabę Tracy’ego. Trening od jakiegoś czasu stał się dla mnie właśnie tym, co Tracy umieścił w tytule swojej książki. Tak więc: Bon apetit!!!