Jestem biegaczem. Przebiegam ponad 100 km miesięcznie. Zyskałam dzięki temu młodsze ciało i lepszą kondycję. Biegnąc nauczyłam się korzystać z ciszy i czasu na poukładanie w głowie tego, co poplątane. Jednak bieganie nie jest w moim życiu najważniejsze. Bieganie jest narzędziem. Bardzo skutecznym. Przy obecnym dawkowaniu – również mocno wyczerpującym.
Luty będzie najcięższym miesiącem w dotychczasowym treningu. Marcowy półmaraton nie przeraża mnie tak bardzo jak luty, który ma mnie do tego maratonu przygotować. Treningi są ciężkie. Długie wybiegania oscylują w okolicy 20 km. Dodatkowe 3 – 4 zróżnicowane treningi w tygodniu. Podbiegi, interwały, treningi siłowe. Oraz ćwiczenia wzmacniające mięśnie.
Do listopada włącznie realizowałam bez problemu zapisane w dzienniczku wytyczne. Oczywiście zdarzały się pojedyncze słabsze dni lub wypadki losowe. Teraz jest inaczej. Fizycznie trening mnie przerasta. Przerasta mnie połączenie prowadzenia domu, intensywnego życia zawodowego i półprofesjonalnego treningu. Obolałe mięśnie i zwykłe ludzkie zmęczenie połączone z niedosypianiem i stresem w styczniu zaczęły wróżyć katastrofę. Czas rozejrzeć się za kołem ratunkowym.
Fizjoterapeuta – przyjacielem biegacza
Po niedzielnym wybieganiu i poniedziałkowych podbiegach na drżących nogach docieram do Ani Kuczkowskiej – naszej fizjoterapeutki. Opowiadam, co i gdzie boli, a Ania bada, rozluźnia, masuje i doradza. Jak prawdziwy przyjaciel – aby pomóc, musi zadawać ból. Jak prawdziwy przyjaciel wysłuchuje przy tym moich opowieści o sukcesach i porażkach. Odnosi się ze zrozumieniem do rozterek i zmęczenia. Przy okazji zwierzeń okazało się, że chodziłyśmy do tej samej szkoły podstawowej. :)
Na leżance u Ani można rozluźnić nie tylko mięśnie, ale i duszę. Te wizyty wraz ze wzrostem obciążeń stały się częstsze. W lutym konieczne będą spotkania co tydzień.
Trzeba być twardym – aby do wiosny
Zdaję sobie sprawę, że aktualny kryzys to przesilenie zimowe. W moim przypadku marzec to słaby moment na przebiegnięcie półmaratonu. Przedwiośnie jest okresem, w którym mój organizm zazwyczaj jest osłabiony. W tym roku dodatkowo obciążony treningiem – kryzys fizyczny dał o sobie znać wcześniej. W konsekwencji za kryzysem fizycznym natychmiast zgłosił się kryzys psychiczny.
Kocham góry. Wyjazd w góry, odkąd pamiętam, jest uniwersalnym remedium na wszystko. Spędziliśmy w czwórkę cudowny tydzień w Górach Stołowych. Biegałam niewiele – plan minimum. Była piękna zima. Łaziliśmy po górach. Spróbowaliśmy swoich sił na nartach biegowych. Dużo rozmawialiśmy, jeszcze więcej myślałam. Podładowałam akumulator i na miesiąc musi wystarczyć.
Cel na dzisiaj to przetrwać luty. Jak przeżyję, to w marcu przebiegnę bez problemu PZU Półmaraton Warszawski. Wtedy przyjdzie wiosna i życie stanie się prostsze. Trzymajcie za mnie kciuki. :)