Są opowieści, które trzymają się kupy tylko pod warunkiem, że nikt nie zakwestionuje ich sensu, a zwłaszcza – nie będzie dopytywał o szczegóły, poddawał ich logicznej analizie i zadawał mądrych pytań. Na takich opowieściach ufundowane są przekazy pokoleniowe, stereotypy dotyczące płci i populistyczne narracje dotyczące zdarzeń w kraju i zagranicą. Funkcjonują, dopóki ktoś przytomny nie zapyta: a właściwie dlaczego? W jaki sposób? I nie zauważy, że przecież tu nic się nie zgadza!
Takie są wszystkie opowieści PiS, zaczynając od tej o wybitnym prezydencie Lechu Kaczyńskim, niezłomnym, niczym Król Artur, którego źli Rosjanie zamordowali wraz z jego dzielną świtą, gdy leciał złożyć hołd zamordowanym w Katyniu, kończąc na "zagrożeniach ze strony gender i LGBT" czy "Polsce w ruinie", którą odbudować musi Prawo i Sprawiedliwość.
I nie ma znaczenia, że prawda jest o wiele mnie atrakcyjna, wręcz szara i prozaiczna. Że Polska nigdy nie była w ruinie, Polsce nie zagraża gender, lecz chciwi i skorumpowani do szpiku kości i zdegenerowani seksualnie księża i hierarchowie kościelni, a gdy Lech Kaczyński leciał do Smoleńska, jego notowania były niskie, a on sam był uważany za raczej kiepskiego polityka.
Był niezbyt dobrym prezydentem, sterowanym przez brata, kłótliwym i małostkowym, odnosił się bez szacunku do ludzi ("spieprzaj dziadu") i niewielu uważało go za znaczącą postać. I że gdyby nie katastrofa pewno przegrałby wybory i usunął się ze sceny politycznej.
Te fakty nie mają jednak znaczenia wobec potęgi opowieści snutych przez Jarosława Kaczyńskiego i jego akolitów. Tyle że każdemu, kto o tym mówi, pyta o to lub przeciw temu protestuje, nadzwyczaj często przydarza się coś nieprzyjemnego ze strony władzy (wystarczy wspomnieć aferę Pegasusa).
Pamiętacie miesięcznice smoleńskie praktykowane tylko po to, żeby umocnić mit Lecha Kaczyńskiego, wybitnego polityka zamordowanego przez Rosjan? Zauważyliście, że zaprzestano ich, gdy tylko ten cel został osiągnięty?
I że nieliczni, którzy ośmielali się to zauważać i piętnować, choćby satyrycznie, jak Kuba Wojewódzki i Michał Figurski piosenką "Po trupach do celu", byli besztani, łajani, zakrzykiwani i karani, nawet przez własne, niby przeciwne PiS-owi środowisko?
To zresztą bardzo charakterystyczne, że trzeźwość umysłu, jasność spostrzeżeń i precyzja sądów nie są cenione w kraju, w którym niezdrowe, toksyczne emocje znaczą dużo więcej niż fakty. Walczyć z tym to walczyć z wiatrakami, bo nie walka może to zmienić, tylko świadomość.
Uświadomienie sobie prawdy o kraju, w którym się żyje, i ludziach, wśród których się żyje, zobaczenie jak na dłoni tych procesów, którym się samemu podlega.
Po czym można poznać, że narusza się podstawę takiej zbiorowej opowieści, co grozi jej zdemaskowaniem? Ano właśnie po wściekłej reakcji obrońców mitu. Wy pytacie o fakty, oni dostają piany.
Posługujecie się zimną logiką – wpadają w furię. Precyzyjnie, konsekwentnie obnażacie kłamstwa i rekonstruujecie iluzje – atakują Was i próbują zniszczyć. Ich złość i kary mają Was zniechęcić do drążenia tematu, a Wasze milczenie zagwarantować im nietykalność.
To dlatego wygrać z PiS można tylko w jeden sposób: postępując dokładnie odwrotnie, mocno i wiele razy uderzając tam, gdzie najbardziej boli. Krzyczą głośno – znakomicie. Trzeba w to miejsce uderzać jeszcze mocniej. Opozycja oczywiście najczęściej postępuje odwrotnie: słysząc wrzaski, połajanki i sprzeciw PiS-u wycofuje się, ale nie tracę nadziei, że kiedyś zrozumie, iż zwycięstwo zapewni postępowanie wręcz przeciwne.
Dopóki nie rozbije się w pył, nie ośmieszy i nie odrzuci opowieści skonstruowanych przez PiS, dopóty się z nim nie wygra.