Mój stary profesor – nauczyciel rysunku i malarstwa mawiał, że zawsze najbardziej intrygujący, ciekawy i rzucający się w oczy będzie kontrast. A jak bardzo intrygujący może być ten kontrast w ocenie młodych matek, zabijających swe małe dzieci?
REKLAMA
Okazuje się, że człowiek równie bezwzględnym, co pomysłowym zwierzęciem być potrafi: parę lat temu w Łodzi małżeństwo dzieciobójców chowało ciałka do plastikowych beczek; dwa lata temu w Oklahomie kobieta śmiertelnie wyprała malucha w pralce; z kolei rok temu w Kalifornii inna powolutku zabijała niemowlę gotując je żywcem w kuchence mikrofalowej. W tym już roku hazardzistka Iwona O. kilkukrotnie (!) uderzyła nożem swą 3,5 letnią córkę, która z ranami klatki piersiowej w okolicy serca i brzucha w stanie ciężkim trafiła do szczecińskiego szpitala. Zabójczyni potem bezskutecznie targnęła się na swoje życie: miała rany kłute okolic brzucha i cięte nadgarstków. Była operowana. Z kolei miesiąc temu pod Radomiem matka zabiła i zakopała parotygodniowe dziecko. Ale bała się, że ktoś je znajdzie. Więc wykopała maleństwo, zaniosła do domu, ugotowała je i zmieliła w maszynce.
No i mamy wreszcie przemienioną w gwiazdę niusów przez „rzetelne” media Waśniewską. Najpierw zabiła (przyczyniła się do śmierci?) swoją półroczną Madzię, potem ukamienowała ją, następnie ogłosiła jej porwanie, a na koniec przyznała się do nieumyślnego wypadku. Pouczana przez śmiesznego detektywa przytakiwała, że niemowlę wypadło jej ze śliskiego kocyka.
Czy to jakaś plaga? Nie. Na portalu „opoka” nadkomisarz Paweł Biedziak spokojnie i rzetelnie informuje, że „liczba dzieciobójstw w ostatnich latach się nie zmienia; w Polsce mamy około 50 przypadków dzieciobójstw rocznie i około 20 porzuceń dzieci małych lub noworodków ze skutkiem śmiertelnym”. To w dodatku jest aż kilkanaście razy mniej, niż w okresie międzywojennym minionego wieku. Uff!
Natomiast to współczesne, coraz bardziej stabloidowane media, po prostu coraz częściej, chętniej i z większymi szczegółami o tych okrutnych zbrodniach piszą. Na szczęście „jeśli na kilkaset tysięcy kobiet, które w ciągu roku rodzą i na kilkanaście milionów, które są już matkami, sto zabija lub porzuca swoje dziecko – to znaczy, że mamy do czynienia ze zjawiskiem marginalnym” – pociesza nas rzecznik KG Policji.
Tuż obok jego opowieści o dzieciobójstwach, na bannerze świeci pogodna, uśmiechnięta i piękna buzia Artura Żmijewskiego, reklamująca znany parabank.
Zapewniam: wszystkie już media są stabloidowane. Ze łzami w oczach, ale i przerażona poziomem epatowania czytelnika, przeczytałam w lutowej „POLITYCE” artykuł o dzieciobójstwach, pióra Barbary Pietkiewicz (przy okazji: to matka Moniki Richardson, partnerki Zbigniewa Zamachowskiego i ciotka Piotra Kraśko), który ta dziennikarska legenda kończy tak oto: „we Wrocławiu (kiedy jeszcze zbierano pieniądze dla kogoś, kto by naprowadził na ślad zaginionej Magdy) 21-letni mężczyzna uderzył z całej siły w twarz synka swej konkubiny, bo dziecko nie umiało samo włożyć piżamki, a on chciał spokojnie obejrzeć mecz. A potem, na dokładkę, rozgniótł mu obcasem na podłodze jąderka.” Noo… Było jeszcze to fotką uzupełnić i nakład skacze o 100% albo więcej...
Poruszam temat dzieciobójstw, bo dojrzałam wreszcie do podsumowań po kilku tygodniach rozmyślań. Po tym co wydarzyło się w Polsce na początku lipca.
Ujęto wtedy Magdę R. (31 l.) – prostytutkę z Morąga, która przyznała się do zabójstwa swojego czteroletniego synka. Zeznała śledczym, że kilka miesięcy wcześniej, prawdopodobnie w lutym, udusiła Gabrysia (4 l.) poduszką. Potem próbowała ciałko spalić, a gdy się to nie udało, wrzuciła je do worka na śmieci, szczelnie zakleiła taśmą i wsadziła do pojemnika na pościel w kanapie. I na tej kanapie z rozkładającymi się zwłokami synka, dziewczyna później przyjmowała kolejnych klientów. Wewnątrz folii, na gnijącym ciele, były już larwy owadów. Podczas wizji lokalnej na miejscu zbrodni, matka histerycznie łkała, ale już na sali sądowej o okolicznościach swej okrutnej zbrodni opowiadała tak obojętnie, że to oskarżający ją prokurator zwyczajnie płakał podczas zeznań zabójczyni. Mówiła jak Gabryś szarpał się i jej wyrywał, kiedy zakładała mu na głowę foliowy worek, o tym jak musiała doduszać go poduszką, a następnie chciała się pozbyć ciałka i w wannie podpaliła zwłoki. Podczas zeznań dłonią bawiła się swoimi krótkimi blond-warkoczykami.
Ujęto wtedy Magdę R. (31 l.) – prostytutkę z Morąga, która przyznała się do zabójstwa swojego czteroletniego synka. Zeznała śledczym, że kilka miesięcy wcześniej, prawdopodobnie w lutym, udusiła Gabrysia (4 l.) poduszką. Potem próbowała ciałko spalić, a gdy się to nie udało, wrzuciła je do worka na śmieci, szczelnie zakleiła taśmą i wsadziła do pojemnika na pościel w kanapie. I na tej kanapie z rozkładającymi się zwłokami synka, dziewczyna później przyjmowała kolejnych klientów. Wewnątrz folii, na gnijącym ciele, były już larwy owadów. Podczas wizji lokalnej na miejscu zbrodni, matka histerycznie łkała, ale już na sali sądowej o okolicznościach swej okrutnej zbrodni opowiadała tak obojętnie, że to oskarżający ją prokurator zwyczajnie płakał podczas zeznań zabójczyni. Mówiła jak Gabryś szarpał się i jej wyrywał, kiedy zakładała mu na głowę foliowy worek, o tym jak musiała doduszać go poduszką, a następnie chciała się pozbyć ciałka i w wannie podpaliła zwłoki. Podczas zeznań dłonią bawiła się swoimi krótkimi blond-warkoczykami.
Wygląda na to, że w polskim kryzysie mamy falę zabójstw małych dzieci przez wyrodne matki. Które mordują swe aniołki z powodu zaburzeń psychicznych, zaburzeń tożsamości, utraty instynktu macierzyńskiego, psychozy poporodowej, ograniczonej poczytalności, trudnej sytuacji materialnej (80%) i z tak zwanych przyczyn społecznych. Ale żadne z tych argumentów w ogóle mnie nie obchodzą! Dzieciaczki najczęściej są duszone – w walizce, poduszką, w foliowym worku, zwyczajnie rękoma, albo bite aż do śmierci.
Wiadomo, że w europejskiej demokracji nie ma kary śmierci. Ta humanitarna polityczna poprawność też mnie całkiem nie obchodzi! Matki, które zabijają urodzone przez siebie dzieci, zamiast oddawać je czekającym w kolejce na adopcję – społeczeństwo powinno definitywnie eliminować.
Wiadomo, że w europejskiej demokracji nie ma kary śmierci. Ta humanitarna polityczna poprawność też mnie całkiem nie obchodzi! Matki, które zabijają urodzone przez siebie dzieci, zamiast oddawać je czekającym w kolejce na adopcję – społeczeństwo powinno definitywnie eliminować.
No i na koniec pointa, czyli ten piękny kontrast.
Po takich czynach społeczeństwo zawsze oczekuje bolesnej kary dla sprawcy i ostrej przestrogi dla naśladowców. Już w starej kronice miasta Poznania można znaleźć taki wpis z 1555 roku: „dziewczynę służebną Elżbietę z Turwi zakopano żywcem pod szubienicą i przebito palem za zabójstwo własnego dziecka. Zwłoki dziecka znaleziono w dole kloacznym.” (Normalnie jak z pierwszego tomu Stiega Larssona, prawda?) No i ja to rozumiem.
Na tej łódzkiej beczce, w Boże Narodzenie matka zabitych dzieciaków długo kładła opłatek. Na koniec sąd skazał ojca na dożywocie, a ją na 25 lat więzienia.
A co w Polsce Tuska i Gowina dzieje się z Waśniewską? Wciąż jest na wolności. W dodatku walczy o uznanie swoich działań jako …efektu depresji poporodowej. Będzie niepoczytalną celebrytką? Tak jak kiedyś prezydenciątko rozbijające się autem pod wpływem pomroczności jasnej? Przepraszam: a ją jaka siła tak skutecznie chroni?
Wszystkie inne zabójczynie od razu po wykryciu zbrodni są aresztowane, a potem długie lata gniją w więzieniach. A ona błyszczy w tabloidach. I wciąż się pięknie uśmiecha…
Po takich czynach społeczeństwo zawsze oczekuje bolesnej kary dla sprawcy i ostrej przestrogi dla naśladowców. Już w starej kronice miasta Poznania można znaleźć taki wpis z 1555 roku: „dziewczynę służebną Elżbietę z Turwi zakopano żywcem pod szubienicą i przebito palem za zabójstwo własnego dziecka. Zwłoki dziecka znaleziono w dole kloacznym.” (Normalnie jak z pierwszego tomu Stiega Larssona, prawda?) No i ja to rozumiem.
Na tej łódzkiej beczce, w Boże Narodzenie matka zabitych dzieciaków długo kładła opłatek. Na koniec sąd skazał ojca na dożywocie, a ją na 25 lat więzienia.
A co w Polsce Tuska i Gowina dzieje się z Waśniewską? Wciąż jest na wolności. W dodatku walczy o uznanie swoich działań jako …efektu depresji poporodowej. Będzie niepoczytalną celebrytką? Tak jak kiedyś prezydenciątko rozbijające się autem pod wpływem pomroczności jasnej? Przepraszam: a ją jaka siła tak skutecznie chroni?
Wszystkie inne zabójczynie od razu po wykryciu zbrodni są aresztowane, a potem długie lata gniją w więzieniach. A ona błyszczy w tabloidach. I wciąż się pięknie uśmiecha…
(Przeczytaj też mój wpis z czerwca: „Zaszczujmy ich wreszcie! Dzidziuś nie żyje…”)
